Na pewno nie felczerzy – Panowie, spieprzajmy! – Użytek ze starej klatki – Chciwość Yora – Abordaż – Bardziej maszyna, niż kobieta – Los Iana Rayta
Nie zwariował – to nie to!
Znał siebie i wiedział, że nie odchodzi od zmysłów. Pewnie, kiedy człowiek widzi w lustrze obcą twarz zamiast własnej, nie jest dobrze, ale na pewno można to racjonalnie wytłumaczyć. Ludzie tuż po przebudzeniu miewają najdziwniejsze majaki i to wcale nie znaczy, że tracą rozum. Granica między snem a jawą jest cieniutka. Komu głosy nie szeptały na dobranoc, ledwie złożył głowę na poduszce? Każdemu się zdarza! Podobnie jak każdy z rana doświadcza chwili dezorientacji, zastanawia się, gdzie się obudził i czy to, co mu się śniło, nie zdarzyło się naprawdę. To są najzwyklejsze sprawy!
Tak sobie w każdym razie wmawiał, bo sam w to do końca nie wierzył. Wciąż miał przed oczami zmarłego brata, który puszczał oko z pękniętego lustra nad umywalką. „Siemasz, młody!" Tych dwóch słów też nie dało się wyrzucić z pamięci. Niby niewinne powitanie, a zmroziło krew w żyłach. Było tak rzeczywiste, tak przerażająco realne.
- Roben! - usłyszał za plecami. - Co się dzieje? Felczerzy? - pytał długopalcy Kantak, który wyskoczył z kubryka na jednej nodze. Na drugą naciągał w biegu kamasza.
- Bo ja wiem! - rzucił Roben przez ramię i popędził dalej zimną jak lodowa jaskinia Aortą.
Przesuwne drzwi kajut otwierały się z sykiem po obu stronach korytarza. Astronauci wybiegali z lewa i prawa – bez koszul, bez butów, bez spodni... Ktoś wyleciał spod natrysku i zdążył tylko biodra przepasać ręcznikiem. Drugi nawet o ręczniku zapomniał. Nie szkodzi, w gaciach czy bez – dobry rubieżnik zawsze straszny!
- ...na pewno nie felczerzy! Logistycznie niemożliwe! - wymądrzał się smarkacz, który sięgał innym do pasa i przeciskał się między ich nogami jak szukaj na targowisku.
- Gówno się znasz na felczerach! - Mięśniak z pianką do golenia na polikach rozpychał się owłosionymi łapami, byle szybciej dotrzeć na stanowisko. - Od cyca starej dobrze nie odpadłeś, a już mądrości prawisz. Oni mają takie statki, co to w jednej chwili są tu, a w drugiej zupełnie gdzie indziej. To jest niepojęta prędkość, synek!
Alarmowe światła nieprzerwanie błyskały pod sufitem. Czerwienią oblewały zbitych w tłumek rubieżników, którzy w pulsującym blasku przypominali demony wypełzłe z ognistych czeluści. Gdyby, rzecz jasna, demony były zarośnięte, rozczochrane, nieubrane i skłócone ze sobą na śmierć i życie.
- Myślicie, że felczerzy nie mają nic lepszego do roboty, tylko ganiać za nami? - chuderlak z brodą do pępka przekrzyczał wycie syren, które uparcie, choć niepotrzebnie, ostrzegały przed niebezpieczeństwem.
- Wszystko przez dzieciaka – inny głos przebił się przez sygnał alarmu. - To cześnik...
- Wcześniak! - poprawił ktoś.
- Niech będzie i cesarz Japastanu!
Aorta zatłoczyła się na dobre. Jedni w pośpiechu wskakiwali do włazów, inni znikali w bocznych przejściach, ten wspinał się po drabince, tamten złaził schodkami. Trudno było się dopchać na drugi koniec korytarza. Wszystko toczyło się bez ładu i składu, w nerwowej, chaotycznej atmosferze – jak to na Dixiemie.
A bezsensowne spory trwały w najlepsze.
- Rayt mówił, że felczerzy zaatakują i zaatakowali! Koniec, kropka.
- Wierzysz we wszystko, co gada ten stary pierdziel? Bo mnie się wydaje, że on więcej ukrywa, jak mówi.
- Od Rayta wara! Dupek, bo dupek, ale ma łeb na karku. Z nim nie zginiemy.
- A to się dopiero okaże! Ja wam mówię, że to felczerzy i mamy przesrane.
Roben utknął w ścisku i chcąc nie chcąc słuchał tej jałowej dyskusji – jednym uchem ją wpuszczał, drugim wypuszczał. Było mu obojętne, czy nadlatują felczerzy, czy sam diabeł. Cieszył się tylko, że Rayt będzie musiał wreszcie ruszyć dupę z orbity.
CZYTASZ
Chronica
Science FictionOdkąd Roben zaczął widywać zmarłego brata i dowiedział się, że jego ojciec jest niemowlakiem, nie pozostało mu nic innego, jak lecieć na kraniec wszechświata za skarbem, który sam zmyślił. Tymczasem podupadające imperium tropi korsarzy pod pretekste...