Rozdział VII: OSTATNIA WALKA MARGOT (13)

1 0 0
                                    

Dwie godziny drogi od farmy Oppentalów na równiutkim dotychczas stepie pojawiło się porośnięte kępami traw wzniesienie. Margot skierowała bestę w jego stronę, żeby z wysokości rozejrzeć się po okolicy. Odkąd ponownie ruszyła w drogę, nie natrafiła na najmniejszy ślad człowieka. Ani wyżłobień po napędzie poduszkowca, ani odcisku buta...

Drapiąc się na wzgórze, Kosmatka posapywała, ale zdrowo i rytmicznie – inaczej, niż poprzedniego dnia, gdy opadała z sił. Raz po raz Margot dla zabicia ciszy odpowiadała na to sapanie. A to pochwaliła klacz za jej wysiłek, a to skomentowała kolczastą roślinę, która wyrosła między skałkami. Plotła cokolwiek, byle nie zostać samą z własnymi myślami, ze strasznym głosikiem w głowie, który wieszczył najgorsze: „Nie szukaj go, jego już nie ma...". Za nic nie chciała dopuścić do siebie tej możliwości.

- Jeszcze kawalątek, no, kroczek za kroczkiem, śmiało, dziewczyno – mówiła co ślina na język przyniesie.

Wzgórze zdawało się rosnąć w miarę, jak pięły się po stoku. Z daleka wyglądało ledwie na kopczyk, a w rzeczywistości wznosiło się wysoko nad równię płaskowyżu.

Tym lepiej – pomyślała Margot. Przyda jej się porządny punkt obserwacyjny, żeby wypatrzeć tę opuszczoną mieścinę, o której mówili Oppentalowie. Wprawdzie Talas dał jej wskazówki, jak dotrzeć do Starego Alavee, ale niewiele mówiły jej określenia z rodzaju: „miniesz taki... głaz, duży głaz, a za nim będzie... no... taki mniejszy głaz...".

Wreszcie, po długiej i męczącej wspinaczce, dotarły na szczyt, skąd wzrok sięgał daleko, bardzo daleko. Margot wyprostowała się w siodle i wpatrywała w pustkowie po horyzont, nad którym kotłowało się atramentowe, zasnute chmurami niebo. Co rusz przecierała oczy, bo chłostający po twarzy wiatr wyciskał z nich łzy i mglił wzrok.

Rozglądała się jeszcze przez chwilę, aż w końcu zatrzymała spojrzenie na białawych kanciastych kształtach. Z odległości przypominały rzucone na piach kości do gry. Czy tak wyglądało Stare Alavee? Ważne, że natura tych brył nie wymyśliła. Postawiła je ręka człowieka, a to w zupełności wystarczało Margot. Być może znalazła miejsce, którego szukała.

Nie od razu sprowadziła Kosmatkę w dół zbocza. Zamiast tego, szarpnęła wodze i okręciła ją w stronę, z której przybyły. Zanim znów ruszy w nieznane, musiała raz jeszcze ujrzeć ostatnią bezpieczną przystań, jaka uchowała się na Wielkim Płaskowyżu Maal.

Poszukała wzrokiem chaty Oppentalów, ale jej już nie było. Z miejsca, gdzie powinna ją znaleźć, bił w niebo czarny słup dymu.


ChronicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz