Rozdział VII: OSTATNIA WALKA MARGOT (10)

2 1 0
                                    

Ostatecznie Helga nie pozwoliła Margot odjechać i ugościła ją po królewsku. Nawet jeśli obecność tajemniczej dziewczyny z tatuażem była jej nie w smak, nie dała tego po sobie poznać. Pożyczyła jej własną sukienkę, bo zbrązowiałe od piasku ciuchy Margot suszyły się po praniu, a do tego przygotowała balię gorącej wody, do której nalała wszelkiego rodzaju płynów i olejków eterycznych. Musiała wydać na nie krocie i oszczędzać je na wyjątkową okazję. Widocznie w nudnawym życiu ranczerki nieoczekiwana wizyta Margot okazała się dostatecznie ważnym wydarzeniem, by sięgnąć po tę szczyptę luksusu.

Talas też stanął na wysokości zadania i specjalnie na tę okoliczność uruchomił generator na tyłach domu. Margot uparła się jednak, żeby wyłączył zasilanie. Nie chciała nadużywać gościnności, a kąpiel przy świecach w zupełności jej wystarczała. Domyśliła się, że talar był dla Oppentalów towarem deficytowym i nie zamierzała marnotrawić go na taką fanaberię jak elektryczne światło w łazience.

Wprawdzie sumienie nie pozwalało Margot w pełni delektować się odpoczynkiem, ale nie mogła przecież co rusz słabnąć z wycieńczenia na pustkowiu i liczyć, że po raz kolejny ktoś przyjdzie jej z pomocą. Dwa razy się poszczęściło, ale lepiej nie kusić losu. Jeżeli miała znaleźć Aarona, musiała nabrać sił.

Była zmaltretowana przeprawą przez Maal i zakrawało na cud, że oprócz masy siniaków, obolałej kostki i nadgarstka, nie doznała poważniejszych obrażeń. Bitwa w porcie, katastrofa śmigacza, burza piaskowa, ucieczka powietrzem i ziemią z Miasta Tysiąca Katedr... Rzeczywistość nie szczędziła jej atrakcji.

Po kąpieli dołączyła do gospodarzy w izbie kominkowej, gdzie Talas postanowił umilić rodzinie wieczór odrobiną muzyki.

Wsunął ustnik egzotycznego instrumentu w okolone brodą wargi i nadął poliki. Pękate pudło rezonansowe objął ramionami, a palce przebiegły po strunach. Brzęcząco-świszczące dźwięki złożyły się w melodię prostą, ale na swój sposób piękną – może właśnie dlatego, że prostą.

Helga ustąpiła Margot miejsca na kanapie, ale ta podziękowała gestem dłoni i usiadła na zasłanej poduchami podłodze. Umościła się między młodymi Oppentalami, którzy ze skrzyżowanymi nogami i rozdziawionymi ustami słuchali wygrywanej przez ojca muzyki. Nawet Balkan był przejęty rodzinnym koncertem. Rozproszył się tylko na chwilę, gdy pojawiła się przy nim Margot. Na jej widok chłopak oblał się rumieńcem i prędko wrócił wzrokiem do szarpiącego struny Talasa.

- Widziałaś kiedyś taki bandżolet? – szepnął Rakan do Margot.

Pokręciła głową. Owszem, raz czy dwa minęła na ulicy Gorgonu grajka z instrumentem podobnym, ale nigdy tak kunsztownie wykonanym. Domyślała się, że ten egzemplarz był w rodzinie Oppentalów od pokoleń i musieli dbać o niego jak o największy skarb. Pewnie pochodził z jakiejś odległej planety, bo nie wyobrażała sobie, żeby na Turpinie znalazł się lutnik, spod którego palców mogło wyjść takie cudo.

Nie dość, że opatrzony zdobieniami bandżolet prezentował się wspaniale, to jeszcze cechował się delikatną, głęboką barwą dźwięku. Wszystkie dzieciaki Talasa kołysały głowami jak zahipnotyzowane. Wśród nich była też Inez, która z nosem w książce zgrywała obojętną, ale ledwie zauważalne rytmiczne ruchy jej ciała zdradzały, że ona także, chcąc nie chcąc, jest pochłonięta muzyką ojca.

Struny zadźwięczały ostatnim akordem, powietrze z basowym buczeniem przepłynęło przez wydrążony gryf, a potem bandżolet zamilkł. Talas ostrożnie odwiesił sporawy instrument na ścianę, po czym zwrócił się do Balkana:

- Teraz twoja kolej.

Margot w pierwsze chwili pomyślała, że zachęca syna do zagrania własnego koncertu, ale Balkan był po prostu następny w kolejce do kąpieli. Zrozumiała, że dla oszczędności wody, która na Maalu musiała być cenniejsza, niż talar, Oppentalowie po kolei skorzystają z tej samej balii, z której przed chwilą wyszła. Tym bardziej doceniała, że ją, jako gościa, uraczono przywilejem pierwszej kąpieli.

ChronicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz