***

259 12 0
                                    

  

  Złapałem ją za rękę...
- To jak Lu idziemy na spacer? - Zapytałem.
- Tak. - Uśmiechnęła się.
- To my w takim razie idziemy do domu. - Powiedział Pat.
- Domu ? - Lucy i Sophie zapytały jednoczę.
- Tak . Moja mama tu mieszka . - Mówił ojczym. - Czyli wasza babcia. - Dodał .
- To idziemy. - Wykrzyczała Soph .
- Sophie, ciszej. - Skarciła ją jej mama .
- Przepraszam.
- To co Jus ? - Spojrzałem na nią. - Idziemy?
- Ahh tak. - Uśmiechnąłem się.
Wyszliśmy .
- Oprowadzę Cię. - Powiedziałem . Tylko przytaknęła. Zaniepokoiło mnie to. - Coś nie tak ? - Zapytałem.
- Nie . Wszystko w porządku. - Odpowiedziała.
- Widzę, że nie jest wszystko w porządku. - Milczała. - Co się dzieje? Powiedz mi . - Prosiłem. Zaprzeczała. - Chodź, usiądźmy. - Usiedliśmy przy pierwszej lepszej ławce. - Powiesz mi?
- Bo ja nie wiem . - Wydusiła.
- Ale czego nie wiesz? - Nie rozumiałem.
- Nie chciałabym nikogo trzymać przy sobie tylko dlatego, że jestem chora. - Powiedziała.
- Chodzi o mnie?
Wiedziałem o co jej chodzi. Nie chciała litości. Ale to nie jest takie proste. Niewiem co trzyma mnie przy niej . Gdy z nią rozmawiam nie jest to samo uczucie jak rozmowa z fanem .
- Tak. - Powiedziała prosto .
- Dlaczego tak myślisz?
- Bo znam cię. - Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Znasz mnie ? - Zapytałem. Zauważyła , że się uśmiałem.
- Mógłbyś nie drwić ze mnie . - Powiedziała poważnym głosem. - Wiem, że źle to zabrzmiało. Znam cię jako fan . - Spuściła oczy. - Wiem ,że odwiedzałeś chorych fanów , ale to trwało kilka godzin. Nie kilka dni .
- Lu ty nie rozumiesz. - Złapałem ją za rękę. Ty jesteś dla mnie czymś więcej niż fanem. - Po chwili z daleka usłyszałem swoje imię i grupę fanek biegnących w naszym kierunku.
*** Lucy ***
Zrobiło się zamieszanie. Okrążyły Justina . Odeszłam na drugą ławkę.
Po piętnastu minutach Justin zobaczył mnie i podbiegł do mnie.
- Wystraszyłaś mnie . - Powiedział zdyszany .
- Czemu?
- Odeszłaś tak nagle . - Mówił. - Miałem Ci powiedzieć , że jesteś kimś więcej. Jesteśmy przyjaciółmi. - Przytulił mnie.
- Odwiózłbyś mnie do domu? - Pościł mnie z uścisku.
- Jasne. - Powiedział. - Nie chcesz dalej spacerować? - Nie odpowiedziałam. - Źle się czujesz? - Szybko zareagował.
- Nie, nie . Jestem zmęczona.
- Dobrze już jedziemy. - Wstał. - A masz adres?
- Tak , tak . Sophie mi wysłała smsa. Jak siedziałeś na ławce.
- To jedźmy już.
- Tak Jus , obwieziesz mnie i wrócisz do domu.
- Ale ...
- Ty też musisz odpocząć. - Przerwałam mu .
- Aaa .. - Chciał coś powiedzieć, ale się wstydził.
- Co się stało? - Pytałam.
- Nic nic . - Zrobił się czerwony.
- Co ? - Nie odpuszczałam.
- A dasz mi swój numer telefonu?
- I tak ciężko było Ci o to zapytać. - Milczał . - To jak jedziemy ?
- Tak. - Ruszyliśmy.
Gdy dojechaliśmy wysiadłam.
- Nie pożegnasz się? - Spojrzałam się. Szybko wysiadł. Mocno mnie przytulił.
- Jutro przyjadę już do szpitala .
- Dobrze. - Odwrócił się. Stanął tyłem, szybko się odwrócił i pocałował mnie w policzek i szybko się odwrócił i ruszył do samochodu.
- Jak na gwiazdę jesteś bardzo nieśmiały. - Zaśmiałam się.
- A ty jak na nastolatkę, aż za bardzo. - Wsiadł i odjechał. CDN  


From Hate To LoveWhere stories live. Discover now