Corin#19

404 39 5
                                    

Tym razem to ja czekałem na nią. Wróciła nad ranem zmęczona. Spojrzała na mnie i przechyliła głowę w zamyśleniu.- Zabłądziłeś?-zapytała bez strachu- Czemu chcesz być wampirem?-zapytałem-Mam swoje powody- odparła zdenerwowana- A ja chcę je poznać- powiedziałem- Dlaczego?-spytała- Bo jestem ciekawy- spojrzałem w jej oczy i delikatnie odsłonięty dekolt. Zauważyła to i uśmiechając się odparła- Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?-zapytała sarkastycznie i zasłoniła piersi. Podszedłem do niej myśląc tylko o jednym. Teraz wstydzę się swojego prymitywnego zachowania, ale byłem młody i piękno kobiecego ciała pociągało mnie nawet bardziej niż krew. Dotknąłem dłonią jej płaszcza chcąc na powrót odsłonić piękne kształty, a Corin ni stąd ni zowąd przyłożyła mi lewym sierpowym w twarz z taką siłą, że upadłem na ziemię- Nie daję facetom chyba, że w ryj- odparła spokojnie przechodząc obok mnie i wchodząc do swojego domu.  Klatka schodowa była bardzo szczelna jeśli chodziło o światło dzienne, więc czekałem na nią na schodach. Wiedziałem, że  w końcu wyjdzie po zakupy. Musiała przecież ugotować obiad dla siebie i dwojga pasożytów. No i się nie pomyliłem. Około godziny dwunastej wyszła z domu- To czemu chcesz zostać jedną z mojego gatunku?-zapytałem siląc się na uśmiech.- Matko jesteś gorszy niż wrzód na dupie - odparła, a ja spojrzałem na nią z pożądaniem.- Zapomnij- odparła widząc na co liczę. -Odpowiedz- domagałem się, a ona w jednej chwili usiadła na schodach- Byłam małą dziewczynką, wraz z rodzicami szłam uliczkami miasta, kiedy pojawił się on, Carter. Miał oczy czerwone jak krew i lśniące, białe zęby i czarną jak węgiel skórę. Szarpnął za dłoń moją mamę, a tato szepnął mi, żebym wiała. Biegłam co sił w nogach i nie odwracałam. Będąc na końcu ulicy usłyszałam krzyk mamy i taty, a potem gorzki śmiech mordercy. Wiele lat szukałam jego kryjówki i odkryłam wiele rzeczy. To którego tunelu praktycznie nie używają, a można nim do nich dotrzeć, jaki zapach zabija woń krwi i zakradałam się do Volturi, bo tak siebie nazywali, a potem podsłuchiwałam o czym mówią- powiedziała bardzo zadowolona z siebie- Chcesz powiedzieć, że udało ci się złamać zabezpieczenie najpotężniejszych istot na świecie?-zapytałem znając odpowiedź- Zmienię cię i co wtedy?-zapytałem- Zagładzę Cartera, a potem zajmę jego miejsce w Volturi - powiedziała z wielkim przekonaniem. Zrozumiałem, że jestem jej jedyną szansą- Zastanowię się- powiedziałem i podszedłem do drzwi od domu. Pobiegła za mną i zamknęła mnie w mocnym uścisku przytulając z wdzięcznością- Proszę zgudź się, a zaznasz takiej rozkoszy o jakiej nie marzyłeś -obiecała, a ja zapatrzyłem się znowu na jej ciało. To się nazywa konkret. Sam seks bez zasranej miłości. Zaprosiłem ją do siebie lekko uchylając drzwi.- Nie, nie teraz, przyjdę wieczorem odparła i dając całusa w policzek zbiegła po schodach i wyszła na chodnik wpadając w blask słońca. Zazdrosciłem jej tego. Mogła iść w pełnym słońcu i podziwiać pogodę, a dla mnie było to niemożliwe, bo skóra, to piętno mordercy lśniła jak diamenty. Zamknąłem się w swoim domu i czekałem na nadejście zmierzchu.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz