Wielkie Przygotowania #72

400 42 17
                                    

                                       Jak to bywa z Alice zaplanowanie wesela i ślubu nie zajęło jej więcej niż jeden dzień. Oczywiście nie obyło się bez pomocy całej rodziny. - Skąd ten pośpiech? Przecież wieczność mają tak? - zapytałem zupełnie jej nie rozumiejąc- A na co mają czekać? Aż się rozmyślą? - zapytała- No dobrze pani wszechwiedząca skąd znajdziesz księdza? - zapytałem wkurzony tym, że ona na wszystko ma odpowiedź. - Jasper zna księdza, który jest wampirem - odparła. - Ksiądz wampirem? Tego jeszcze nie było? Jak istota potępiona może wielbić Boga? - zapytałem, bo sam uważałem, że nie mam duszy i gdy kiedyś zostanę unicestwiony to czeka mnie tylko piekło. - Wiary nie można od tak się pozbyć Edwardzie? Są wampiry, które wierzą, że będąc nieśmiertelnymi zostali wybrańcami Pana- odezwał się Carlisle.

                       Spojrzałem na niego zaskoczony - Wampiry zabijają ludzi - stwierdziłem takim tonem jakby ten jeden fakt miał być całkowitym wyjaśnieniem absurdu o którym przed chwilą powiedział- Nie wszystkie jak widać - stwierdziła nagle Alice. - No dobra może zakończmy tą głupią rozmowę na temat religii - uciąłem - Skąd wiecie, że ten cały ksiądz się zgodzi? - zapytałem, a wtedy do salonu wbiegł Jasper - Załatwione, właśnie rozmawiałem z pastorem i ślub może się odbyć po jutrze - odparł blondyn.

                            Zadziwiające było to ile słów wydobyło się z jego ust. Dotarło do mnie, że byłem bardziej zaskoczony właśnie tym niż samą nowiną o jakiej powiedział. - No to ja nie mam słów - odezwałem się w końcu i ruszyłem po schodach do swojego pokoju. - A ty przepraszam gdzie? - odezwała się Alice - Do siebie? - odparłem obojętnie, a ona lekko przekrzywiła tą swoją małą główkę - Oszalałeś? Ubieraj się i jedziemy - odparła- Gdzie? - zapytałem, aż bojąc się tego co ona wymyśliła - No na zakupy kochany, trzeba Ci kupić nowy garnitur - wyjaśniła, a ja oczami wyobraźni zobaczyłem te zakupy z Alice - Aaaalee.. Ja mam garnitur, miałem go tylko raz na sobie - tonący brzytwy się chwyta jak to mówią.

                                  Jednak w tym przypadku nawet brzytwa okazała się zbyt tępa. - No błagam nawet nie zaczynaj tych swoich filozofii, że twoje ciuchy są jeszcze nowe, one mają być naprawdę nowe! - krzyknęła- Chyba nie chcesz pójść na ślub własnej siostry w używanym garniturze!? - Wrzeszczała, a właściwie piszczała tym swoim wysokim głosikiem. Uniosłem ręce w geście poddania - OK ok ok, w porządku, jedźmy na te zakupy - odparłem wiedząc już w jakie bagno się pakuję.

                        Alice wyprostowała się jak struna. Poprawiła włosy przeczesując je delikatnie palcami i odparła na powrót spokojnie - Za dwie sekundy widzę cię w samochodzie - odparła- Dobra, ale ja prowadzę - zacząłem się targować - Co to to nie - odparła, a ja spojrzałem na nią pytająco- Dlaczego? - zapytałem, a ona splotła dłonie na piersi - Bo nie chcę jak ostatnio jechać pół godziny do centrum miasta - odparła - Przecież jechałem sto dziewięćdzie... - nie zdążyłem dokończyć, bo odparła- Za wolno - podsumowała. Zacząłem się bać tego z jaką prędkością ona chce jechać. No niby byłem nieśmiertelny, ale jakoś nie uśmiechało mi się rozbicie na drzewie z prędkością światła. - Aaaha... - odparłem i niepewnie poszedłem po swój płaszcz. Kiedy zszedłem po schodach na dół podszedł do mnie uśmiechnięty Jasper. To też była nowość. Ostatnio jakby trochę się oswajał z nami. To dobrze.

                             Położył mi dłonie na ramionach i pochylił głowę jak żołnierz składający pokłon - Niech moc będzie z tobą bracie, nigdy cię nie zapomnę - odparł, a ja spojrzałem na niego zaskoczony - Ha ha ha - zaśmiałem się nerwowo- Na serio bardzo śmieszne - odparłem i ruszyłem do drzwi odporowadzony cichym chichotem Esme i Carlisla. Ten Jazz na serio się zadomowił. W sumie to nawet lepiej. Mniej dziwnie będę się przy nim czuć.

                                        Wsiadłem do auta i po raz pierwszy od dawna zapiąłem pasy. Z Alice to nigdy nic nie wiadomo. Ruszyła, a mnie wręcz wbiło w fotel. - No nie wiem czy to dobry pomysł, żeby jechać tak szybko, istnieje takie coś jak policja, jakoś nie marzę o pościgu - odparłem wciskając niewidzialny hamulec. - Nie przesadzaj - odparła tylko i rzeczywiście byliśmy w centrum w pięć minut. Pokonać 100 kilometrów w tak krótkim czasie, szacunek. Oczywiście jechała skrótami, ścięła chyba wszystkie pobocza. Gdy wysiadłem z samochodu  miałem ochotę rzucić się i całować ziemię. - No choć, na co czekasz? - zapytała, a ja jęknąłem. Nie znosiłem zakupów. Zwłaszcza z Alice.

Dwie godziny później

                                      Wyszedłem po raz dziewiąty z przebieralni. - No i jak? - zapytałem znudzony - Beznadziejnie, weź ten - odparła, a ja jęknąłem i biorąc inny garnitur schowałem się za kotarą.

Pięć godzin później

- No pokaż się! - krzyknęła, a ja usiadłem na krzesełku w przebieralni - Nie! - odkrzyknąłem. - Co? Edward! Natychmiast wyjdź i się pokaż! - odparła rozkazującym tonem. - Nie, bo nie mam zamiaru znowu się przebierać- odparłem. - Natychmiast wyjdź albo będziemy tu siedzieć następne trzy godziny - jej groźba zadziałała. Nie zamierzałem siedzieć w sklepie kolejną wieczność. Ze spuszczoną głową wyszedłem zza zasłony. - No, wreszcie, jest idealny - odparła, a ja odetchnąłem z ulgą. - No co tak stoisz idziemy po buty - odparła, a ja miałem ochotę  popełnić samobójstwo. Ratunku! - krzyczałem w swoich myślach. Jednak killerka Alice była bezlitosnym gadem.

        Wróciliśmy do domu wieczorem. Byłem wykończony. Szkoda mi było tego, że nie śpimy. Z pokoju na piętrze wybiegł Emmett. - Bracie! Przeżyłeś! Tak się cieszę, myślałem, że ten krasnal cię wykończy- odparł i objął mnie tymi wielkimi ramionami. Zaśmiałem się mimo, że nie miałem nawet siły, by wejść po schodach. - Czy jest coś co mogę dla ciebie zrobić?-zapytał kładąc dłoń na moim barku. - Tak- odparłem teatralnie zakrywając oczy dłońmi jakbym miał zaraz płakać - Trzymaj tego potwora z dala ode mnie - odparłem i mijając go ruszyłem po schodach na górę -Łeeeeee.... - ryknąłem jakbym płakał i wszedłem do swojego pokoju. Emmett zanosił  się śmiechem, a Alice zaczęła coś mówić o tym, że faceci nigdy nie dorastają.

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Na prośbę pewnej uroczej dziewczyny, która miała tyle cierpliwości, by w jeden dzień przeczytać to opowiadanie. Pozdrawiam aleksandradobijanska i zapraszam do lektury

Dostanę gwiazdkę??? 😱😱

Albo chociaż komentarz co?

Pozdrawiam

Roxi

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz