Plan ucieczki#102

333 22 2
                                    

Charlie wyczekiwał Belli z  niecierpliwością. Czułem się winny, że musiało dość do tego wszystkiego. Do tego, że teraz ona musi zranić ojca, że musi uciekać i ukrywać się, gdy ja będę tutaj, bez niej. Zaparkowałem powoli, z dala od jej furgonetki dając Belli kilka sekund na przygotowanie się do tak trudniej rozmowy. Wszyscy troje, maksymalnie skupieni, siedzieliśmy teraz wyprostowani jak struny, starając się doszukać  w otoczeniu
budynku czegoś nietypowego. Żaden dźwięk, żadna woń, żaden cień nie mógł ujść naszej uwadze. Zamilkł silnik, ale Bella ani drgnęła, czekając na hasło.

- Nie ma go - odezwałem się. Jeszcze nigdy nie byłem taki  spięty. - Chodźmy.

Emmett pomógł Belli wypiąć się ze wszystkich pasów. - Nie martw się, Bello - szepnął pogodnym tonem. - Wszystkim się tu zajmiemy. Dostrzegłem w jej oczach iskierki łez. Znowu poczułem ból, że tak ją krzywdzę, ale musiałem ją obronić, musiałem uratować. Była moim życiem. Była dla mnie wszystkim. Dostrzegłem łzy płynące po jej policzkach i poczułem jakby ktoś zranił mnie nożem w serce. Zacisnąłem na moment zęby.

- Alice, Emmett - zarządziłem. Rodzeństwo wyślizgnęło się bezgłośnie z auta i zniknęło w ciemnościach przeczesując teren. Otworzyłem  drzwiczki od strony, gdzie siedziała Bella i  przyciągając ją do siebie  opiekuńczo objąłem ramieniem. Ruszyliśmy szybkim krokiem w kierunku jej domu. Bezustannie lustrowałem wzrokiem okolicę.

- Piętnaście minut - ostrzegłem ją cicho.

- Umowa stoi. - odparła, a znalazłszy się na ganku ujęła moją twarz w dłonie i zajrzała mi głęboko w oczy.

- Kocham cię - szepnęła z pasją. - Zawsze będę cię kochać, niezależnie od tego, co się stanie-odparła.

- Tobie nic się nic stanie, Bello - zapewniłem ją z największym przekonaniem.

- Postępuj tylko według planu, jasne? Opiekuj się Charliem. Nie będzie po tym wszystkim za mną przepadał, ale chcę mieć szansę kiedyś go za to przeprosić-odparła jeszcze.

- Wchodź już - popędziłem ją - Mamy mało czasu.

- Jeszcze tylko jedna rzecz. Nie wierz w ani jedno słowo, które odtąd dziś powiem! - Stałem pochylony, a ona nagle stanęła na palcach i pocałowała mnie z całych sił z zaskoczenia w usta. Potem odwróciła się na pięcie i celnym kopniakiem utorowała sobie drogę do środka.

- Spadaj! - zawołała, wbiegając do środka i zatrzaskując za sobą drzwi. Stałem tam jeszcze zszokowany.

- Bella? - Charlie usłyszałem z wnętrza głos jej ojca.

- Daj mi spokój! - wrzasnęła, szlochając.  Wbiegła po
schodach do swojego pokoju, zamknęła z hukiem drzwi i przekręciła klucz w zamku. Wpierw spoglądałem przez okno jak rzuciła się na podłogę i wyciągnęła spod łóżka torbę podróżną, a następnie wyciągnęła spod materaca starą, zrolowaną skarpetkę, w której trzymała  zapas gotówki. Wiedziałem o tym odkąd Rose szukała po całym jej domu jej kluczyków od samochodu.
Charlie zaczął walić w drzwi.

- Bella, nic ci nic jest? O co chodzi? - Nie gniewał się na nią, tylko się o nią bał.

- Wracam do domu! - wydarła się histerycznie. Glos drżał jej w idealny sposób. Kiedy musiała coś zrobić to potrafiła mnie zaskoczyć.

- Zrobił ci krzywdę? - Charlie gotowy był mnie zabić.
- Nie! - krzyknęła kilka oktaw wyżej. Natychmiast znalazłem się w jej pokoju  przy komodzie i zacząłem ciskać w nią garściami wyjmowanych zeń ubrań.

- Zerwał z tobą? - Charlie nie wiedział, co o tym wszystkim sądzić.

- Nie! - odkrzyknęła.
   Wciskała wszystko na ślepo do torby. Obrzuciłem ją zawartością kolejnej szuflady. Torba była już niemal pełna.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz