Powrót do rutyny# 48

372 38 4
                                    

       Ślub Carmen minął tak prędko. Zmieniła się. Już nie była tą samą dziewczyną, którą poznałem przed laty albo to ja nie byłem już taki jak dawniej? Nie wiem, ale coś się po prostu zmieniło. Może na gorsze, a może na lepsze. Nie mi oceniać. Rosalie dobrze się bawiła i miałem nadzieję, że zapomni o tej pieprzonej zemście, ale nie.
               Już nie zamierzałem się wtrącać. Nie moja sprawa. Z resztą chyba całkiem traciłem już optymizm i   chęć do walki o cokolwiek. Miałem coś jakby depresję. Jedyne co mnie cieszyło to muzyka. Grałem na fortepianie całymi godzinami smutne melodie, co z kolei zaniepokoiło Esme.- Synku, co cię gryzie, przecież wiesz, że mi możesz powiedzieć? - zaczęła, a ja machnąłem tylko ręka- Daj spokój Esme, to, że mam zły humor to jedno, ale nie musisz się od razu zamartwiać- spróbowałem ją pocieszyć, ale entuzjazm to raczej ze mnie nie kipiał.
         Esme uśmiechnęła się tylko ze zrozumieniem, ale w myślach uważała mnie za skrzywdzonego młodego chłopca, który nie ma szczęścia w tym całym życiu, a raczej egzystencji, bo żeby żyć trzeba być żywym.
             Rosalie opracowywała plan zemsty w swoim pokoju. Wiedziałem to, bo bardzo głośno kontemplowała nad tym. Nie mogłem już tego znieść. Postanowiłem udać się na spacer. Do miasta. Po kryjomu. Bez wiedzy Carlisla pobiegłem do ludzi i w tym biegu wpadłem na pomysł, by odwiedzić bibliotekę miejską. Zatęskniłem za dobrą poezją albo powieścią.
         W drzwiach wpadłem na jakąś dziewczynę. Nie zachowałem się za miło wobec niej przepychając się z nią w drzwiach jak ostatni cham. Jak na złość okazało się, że ona także szła do biblioteki. Mimo wszystko zrobiło mi się głupio. Obiecałem sobie, że skończę kontakty z ludzkimi kobietami, ale to nie oznaczało jeszcze, że mam zostać chamem i prostakiem. - Przepraszam- odezwałem się stając obok niej przy regale.
        Spojrzała na mnie i urzekła swoimi wielkimi zimno błękitnymi oczami i skrzywiła lekko najwyraźniej zniesmaczona moją osobą. No tak, była zła. - Chciałbym Panią prosić o wybaczenie. Przed budynkiem zachowałem się jak niewychowany hultaj- powiedziałem, a ona tylko skinęła głową lekko unosząc kącik ust zdradzając tym rozbawienie. - No nie da się ukryć- odparła, ale uśmiechnęła się promiennie i dodała- Przyjmuję przeprosiny- spojrzała niepewnie na półkę z książkami, ale ja nie zamierzałem tak po prostu odejść- A no tak, co ze mnie za mężczyzna, nie przedstawiłem się, Edward Cullen- spojrzała na mnie i wiedziałem już co skojarzyła z moim nazwiskiem.- Syn doktora Carlisla? Twój ojciec to wielki człowiek- odparła i po chwili wyciągnęła rękę- Roxane- przedstawiła się i już wiedziałem, że to nie będzie jedyny raz, kiedy ją widzę.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz