Jak każdego dnia, nawet dziś czekałem, kiedy z domu zniknie ojciec Belli. Był piątek i zbliżał się czas naszego umówionego spotkania. Czułem lekkie rozbawienie widząc jej minę, gdy wypadła z domu i już czekałem na nią na podjeździe.
Tym razem nie zawahała się przed wsiadaniem, ku mojej radości wskoczyła do auta z wielką ochotą. Uśmiechnąłem się do niej radośnie.
- Jak się spało? - spytałem, doskonale pamiętając jej spokojny wyraz twarzy podczas snu.
- Doskonale. A tobie jak minęła noc?
- Przyjemnie. - odparłem z rozbawieniem.
- Czy mogę spytać, co robiłeś?- oczywiście. Jak zwykle szczerze ciekawa.
- Nie. - Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Dziś nadal moja kolej.
Tym razem wypytywałem ją o bliskich, o Renee, jej zainteresowania i to, jak spędzały razem czas; o jej babcię; o znajomych z poprzedniej szkoły. Zapytałem także o to czy umawiała się z kimś na randki czym nieco ją zawstydziłem. Byłem zaskoczony, gdy przyznała, że nigdy z nikim nie była. Nie rozumiałem jak to możliwe skoro tu miała dość duże powodzenie.
- Nigdy nie spotkałaś nikogo, z kim chciałabyś chodzić? - spytałem poważnym tonem, bo miałem delikatne wrażenie, że chce coś przede mną ukrywać.
-W Phoenix nie - sprostowała niechętnie. Umilkłem na moment zamykając usta. Skorzystała z okazji i wgryzła się w bajgla. Siedzieliśmy bowiem już w stołówce. Czas tego dnia zbyt mocno pędził. Kolejne lekcje wyczekiwałem, aż znów będę mógł się z nią zobaczyć. Nie mogłem przywyknąć do tego wiecznego czekania i niewiadomej.
- Powinienem był ci pozwolić przyjechać dziś do szkoły furgonetką - oznajmiłem.
- Dlaczego?- zapytała zaskoczona.
- Po lunchu zabieram Alice i już nie wracam- wyjaśniłem.
- Och. - Była zaskoczona i nieco rozczarowana. - Nic nie szkodzi przejdę się, nie mam znowu tak daleko- zdenerwowało mnie to, że może mieć o mnie takie mniemanie. Nigdy przecież nie zostawiłbym jej bez transportu.- Nie mam zamiaru zmuszać cię do spaceru. Podstawimy dla ciebie furgonetkę pod szkołę.- przyznałem.
-Nie mam przy sobie kluczyków - westchnęła. - Naprawdę, przejdę się nie ma sprawy. - pokręciłem głową.
-Furgonetka będzie stała pod szkołą z kluczykami w stacyjce. Chyba że się boisz, że ktoś ją ukradnie. - Zaśmiałem się na tę myśl.
- No dobra. - Wzruszyła ramionami. Widząc, że nie wierzy, iż plan może się udać spojrzałem na nią z wyższością. Nie doceniała mnie.
- A dokąd się wybieracie? - spytała spokojnie.
- Na polowanie. - Spochmurniałem. Alice stwierdziła, że nie mogę tak ryzykować. Oczywiście miała wizję naszego sobotniego spotkania i dokładnie objaśniła mi dlaczego powinienem pójść na polowanie. Byłem tak zajęty myślami o Belli, że dopiero gorsza wersja wizji o której sobie przypomniała dała mi do zrozumienia, że polowanie to konieczność - Skoro mam być z tobą w sobotę długo sam na sam, muszę zachować wszelkie środki ostrożności. Możesz jeszcze wszystko odwołać - dodałem niemal błagalnie.
Spuściła wzrok. Przez chwilę zastanawiała się nad czymś.
- Nie - szepnęła, patrząc mi w twarz. - Nie mogę.
- Może masz i rację - mruknąłem ponuro. Chyba już nie dałbym jej z tego zrezygnować.
- O której się jutro spotkamy? - spytała najwyraźniej zmieniając temat.
CZYTASZ
Mrok
FanfictionNiedawno przemieniony przez Carlisla w wampira Edward buntuje się i ucieka, by prowadzić życie na własną rękę. Kobiety, które spotyka nie wiedzą jak dużo im grozi. Co kryje w swojej pamięci Edward i czego nigdy nie dowie się Bella? Zainspirowana sag...