Dla niej wszystko#93

395 26 10
                                    

Jak każdego dnia, nawet dziś czekałem, kiedy z domu zniknie ojciec Belli. Był piątek i zbliżał się czas naszego umówionego spotkania. Czułem lekkie rozbawienie widząc jej minę, gdy wypadła z domu i już czekałem na nią na podjeździe.

Tym razem nie zawahała się przed wsiadaniem, ku mojej radości wskoczyła do auta z wielką ochotą. Uśmiechnąłem się do niej radośnie.

- Jak się spało? - spytałem, doskonale pamiętając jej spokojny wyraz twarzy podczas snu.

- Doskonale. A tobie jak minęła noc?

- Przyjemnie. - odparłem z rozbawieniem.

- Czy mogę spytać, co robiłeś?- oczywiście. Jak zwykle szczerze ciekawa.

- Nie. - Uśmiechnąłem się jeszcze szerzej. - Dziś nadal moja kolej.

Tym razem wypytywałem ją o bliskich, o Renee, jej zainteresowania i to, jak spędzały razem czas; o jej babcię; o  znajomych z poprzedniej szkoły. Zapytałem także o to czy umawiała się z kimś na randki czym nieco ją zawstydziłem. Byłem zaskoczony, gdy przyznała, że nigdy z nikim nie była. Nie rozumiałem jak to możliwe skoro tu miała dość duże powodzenie.

- Nigdy nie spotkałaś nikogo, z kim chciałabyś chodzić? - spytałem poważnym tonem, bo miałem delikatne wrażenie, że chce coś przede mną ukrywać.

-W Phoenix nie - sprostowała niechętnie. Umilkłem na moment zamykając usta. Skorzystała z okazji i wgryzła się w bajgla. Siedzieliśmy bowiem już w stołówce. Czas tego dnia zbyt mocno pędził. Kolejne lekcje wyczekiwałem, aż znów będę mógł się z nią zobaczyć. Nie mogłem przywyknąć do tego wiecznego czekania i niewiadomej.

- Powinienem był ci pozwolić przyjechać dziś do szkoły furgonetką - oznajmiłem.

- Dlaczego?- zapytała zaskoczona.

- Po lunchu zabieram Alice i już nie wracam- wyjaśniłem.
- Och. - Była zaskoczona i nieco rozczarowana. - Nic nie szkodzi przejdę się, nie mam znowu tak daleko- zdenerwowało mnie to, że może mieć o mnie takie mniemanie. Nigdy przecież nie zostawiłbym jej bez transportu.

- Nie mam zamiaru zmuszać cię do spaceru. Podstawimy dla ciebie furgonetkę pod szkołę.- przyznałem.

-Nie mam przy sobie kluczyków - westchnęła. - Naprawdę, przejdę się nie ma sprawy. - pokręciłem głową.

-Furgonetka będzie stała pod szkołą z kluczykami w stacyjce. Chyba że się boisz, że ktoś ją ukradnie. - Zaśmiałem się na tę myśl.

- No dobra. - Wzruszyła ramionami. Widząc, że nie wierzy, iż plan może się udać spojrzałem na nią z wyższością. Nie doceniała mnie.

- A dokąd się wybieracie? - spytała spokojnie.

- Na polowanie. - Spochmurniałem. Alice stwierdziła, że nie mogę tak ryzykować. Oczywiście miała wizję naszego sobotniego spotkania i dokładnie objaśniła mi dlaczego powinienem pójść na polowanie. Byłem tak zajęty myślami o Belli, że dopiero gorsza wersja wizji o której sobie przypomniała dała mi do zrozumienia, że polowanie to konieczność - Skoro mam być z tobą w sobotę długo sam na sam, muszę zachować wszelkie środki ostrożności. Możesz jeszcze wszystko odwołać - dodałem niemal błagalnie.

Spuściła wzrok. Przez chwilę zastanawiała się nad czymś.

- Nie - szepnęła, patrząc mi w twarz. - Nie mogę.

- Może masz i rację - mruknąłem ponuro. Chyba już nie dałbym jej z tego zrezygnować.

- O której się jutro spotkamy? - spytała najwyraźniej zmieniając temat.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz