Lew i jagnię #95

648 30 26
                                    

Z samego rana, zaraz po dotarciu do domu starałem się dobrać odpowiednie ciuchy, by dobrze wypaść przed Bellą. Po wielu próbach w końcu dałem za wygraną. To Alice przyniosła mi odpowiednie według niej ciuchy.Zdenerwowanie znikło bez śladu. Odetchnąłem z ulgą. Byłem gotowy i jedyne co jeszcze musiałem to przestać panikować i postarać się nie zrobić Belli krzywdy podczas tego dnia.

Pojechałem pod jej dom i wiedziałem już, że jest sama. Charlie pewnie już łowił ryby. Zapukałem do drzwi i zaczekałem, aż mi otworzy. Kiedy drzwi się otworzyły zmierzyłem ją od góry do dołu. Uśmiechnąłem się rozbawiony.

- Dzień dobry - przywitałem się z nią chichocząc.

- Co jest - Zerknęła w dół, jakby przejęta, że jest gdzieś ubrudzona.

- Jesteśmy identycznie ubrani - wyjaśniłem z uśmiechem. Miałem na sobie błękitne dżinsy i jasnobrązowy sweter, pod który włożyłem idealnie wyprasowaną białą koszulę. Ona także. Też się zaśmiała.Zamknęłam drzwi na klucz, a ja podszedłem do furgonetki. Czekałem tam na nią z miną męczennika. To ja miałem być dziś na miejscu pasażera.

- Umówiliśmy się - przypomniała, wskakując do szoferki i otwierając mi od środka drzwiczki od strony pasażera. - Dokąd jedziemy?-zapytała.

- Najpierw zapnij pasy. Już się denerwuję.- posłuchała mnie, ale i zmroziła wzrokiem z wymowną miną.

- Sto jedynką na północ - poinstruowałem. Wiedziałem jak ostrożnie prowadzi, a mimo to wciąż się denerwowałem, że zaraz znając jej pech coś się wydarzy.

- Czy planując wyprawę do Seattle, liczyłaś na to, że uda ci się wyjechać z Forks przed zapadnięciem zmroku?- zapytałem sugerując, że poruszamy się z prędkością żółwia.

- Trochę więcej szacunku - odparowała. - Moja furgonetka mogłaby być babcią twojego volvo.- też mi coś, chyba raczej prapraprababką, pomyślałem, ale nie wypowiedziałem tego na głos. Wbrew moim obawom, na całe szczęście wkrótce przekroczyliśmy granicę miasteczka wyjeżdżając w krajobraz pełen gęstej roślinności.

- Skręć w prawo w sto dziesiątkę - odparłem i dodałem po chwili- - i jedź tak długo, aż skończy się asfalt- uśmiechając się czekałem, aż zacznie pytać dokąd jedziemy.

- A dalej?- usłyszałem krótkie pytanie po chwili

- A dalej zaczyna się szlak.- odparłem

- Będziemy chodzić po lesie? - zapytała zdziwiona.

- A co? - spytałem przekonany, że zaprotestuje.

- Nic nic. - odparła ze zdenerwowaniem.

-Nie martw się, to tylko jakieś osiem kilometrów i nigdzie nie będziemy się spieszyć-odparłem, a ona milczała. Najwyraźniej nie cieszył ją taki spacer. Zabawnie było patrzeć jak z trudem zachowuje spokój.

Przez chwilę jechaliśmy w całkowitej ciszy. Nie znałem tego. Zawsze mimo braku rozmowy słyszałem chociaż myśli osób towarzyszących, a teraz czułem się tak, jakbym jechał sam

- 0 czym myślisz? - spytałem zniecierpliwiony

- Zastanawiam się, dokąd wiedzie ten szlak - odparła.

- Do pewnego miejsca, które lubię odwiedzać, gdy dopisuje pogoda. - Obydwoje spojrzeliśmy na niebo. Chmury stopniowo się przerzedzały. Pogoda miała być dziś bardzo ładna. Al wszystko sprawdziła dla mnie.

- Charlie mówił, że będzie ciepło - odparła

- Powiedziałaś mu, jakie masz na dzisiaj plany?-zapytałem w duchu licząc, że tak zrobiła.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz