Bella #81

369 36 2
                                    

Wsiadając do auta czułem na sobie gniewne spojrzenia rodzeństwa. Poza Emmettem. Ten raczej ograniczał się do głupiego myślenia.
,, Niezła dupcia z tej Belli"
,, Przyznaj się, że się zabujałeś"
,, Wiesz, że moje myśli są nieograniczone".
Wróciliśmy do domu i prawie nie odczułem tego, że są źli. Jednak w pewnym momencie do domu wrócił Carlisle. Z nim nie będzie mi łatwo. Nigdy nie było, gdy zrobiłem coś źle.
-Edward proszę choć do mojego gabinetu
- Jasne- odparłem. Weszliśmy do małego pomieszczenia. Powoli zamknąłem drzwi słysząc dokładnie każdy najdrobniejszy dźwięk zatrzaskiwania się mechanizmu zamka. Spojrzałem na Carlisla niepewnie.
-Wiesz co zrobiłeś?
-Carlisle proszę. Nie praw mi kazania, doskonale zdaję sobie sprawę z tego co zrobiłem- odparłem szybko
- Nie zamierzam prawić ci kazania, jednak dobrze wiesz, że teraz jeśli dziewczyna nie odpuści będziemy mieć spory problem- odparł spokojnie
-Ona nikomu nie powie- odparłem nazbyt pewny tego co mówię
-A co jeśli tak się stanie?
- Nie wiem, ale nie umiałem jej zostawić-odparłem wciąż widząc jej lśniące orzechowe oczy tak podobne do oczu Gaji.
-Będziesz musiał dopilnować, by ta sprawa nie wyszła synu- odparł i klepnął mnie lekko w ramię. Weszliśmy na powrót do salonu. Rosalie zgrywała nadąsaną, ale wiedziałem, że już dała sobie spokój. Jednak zapomniałem, że Alice jeszcze się nie wypowiedziała.
-Hej Edi jak tam Bella? Będziecie parą? Podoba ci się? Fajna jest, taka słodka i niezdarna
-Nie Al nie będziemy parą
- Och daj spokój Ed tobie też przyda się towarzystwo
-Jasne, jak będę go potrzebował to sobie kupię psa ok?
-Po co kupować, mieszka ich tu spore stado- odparł z rozbawieniem Emmett. Tak. Świetnie jeszcze tylko tematu wilków nie było.
-Tych stworów lepiej nie prowokować bracie- odparłem.
-O matko...
-Co?
-Chyba trochę za późno...-odparł nagle i w tym samym momencie poczuliśmy znajomy smród. Dzwonek do drzwi i wszyscy spojrzeliśmy na Emmetta.
-Otworzę...-odparł Carlisle.
- Witam w czym mogę pomóc
-Nazywam się Sam Ulej i jestem alfą w stadzie tutejszych Zmiennokształtnym- usłyszeliśmy. -A to Billy Black, jeden ze starszyzny- widziałem jak uściskują sobie dłonie, choć dość niechętnie.
-Miło mi, Carlisle Cullen. Zdaje się, że się znamy Billy?-zapytał,a ja przyglądałem się wszystkiemu z zainteresowaniem.
-Tak, stare dzieje, ale widzę, że przestałeś przestrzegać nasze zasady
-Nie rozumiem...-odparł spokojnie Carlisle.
-Twój syn prowokował młode wilki na granicy naszych ziem.
-Młodzi są narwani, szybko tracą kontrolę. Może to spowodować, że zaczną się zmieniać liczne liczby nastolatków w rezerwacie. Nie chcemy, by to wszystko jakkolwiek szło na skróty
-Nadal nie rozumiem...mój syn na granicy? Zaraz...Emmett?!-krzyknął Carlisle, a zanim nasza kruszynka wyłoniła się z salonu do drzwi podbiegłem ja.
-To nie Emmett, tylko ja tato...-odparłem, a z salonu usłyszałem jęki Emma, którego właśnie ukarała Rose.
-Ty?
-Tak, przepraszam, po prostu...nudziłem się-Carlisle spojrzał na mnie z niedowierzaniem.
- Zdajesz sobie sprawę jakie to było głupie?
- Oj tak...bardzo głupie-odparłem chcąc tonem swojego głosu dać znać braciszkowi, że drogo będzie go to kosztować.
-Jak mogłeś coś takiego zrobić?
-Zabij mnie..nie mam pojęcia co miałem w głowie!!- kolejne słowa wręcz wykrzyczałem.
-Porozmawiamy o tym, teraz marsz do swojego pokoju- odparł, a ja tylko spojrzałem na Bill'iego i skinąłem mu głową. On zmroził mnie swoim spojrzeniem i jednym słowem narobiłem sobie wrogów kryjąc dumę Emmetta.
Przechodząc przez salon spotkałem się z jego spojrzeniem. Pokręciłem z niedowierzaniem głową i ruszyłem na schody.
,,Dzięki brachu"- usłyszałem jego myśli i uśmiechnąłem się sam do siebie. Niby taki duży, a to ja robię za starszego brata.

Rosalie zapukała do mojego pokoju zaraz po tym jak wilki sobie poszły. Carlisle miał dar przekonywania. Na szczęście. Gdyby zerwały pakt mogłoby być bardzo źle.
-Wejdź-odparłem siedząc na parapecie okna.
-Chciałam ci podziękować- zaczęła.
-Za co?-zapytałem z lekkim uśmieszkiem na ustach.
-No za to jak kryłeś Emmetta, to było super- odparła.
-Mam nadzieję, że wstawicie się za mną, kiedy Carlisle będzie chciał mnie wyrzucić z domu?- zażartowałem.
-Nie zrobi tego, jesteś ulubieńcem Esme
- Dobrze wiedzieć...- odparłem znów się śmiejąc.
Rosalie podbiegła do mnie i przytuliła mnie mocno.
-Och siostra co za czułość, mam się bać?
-Weź, a ty ciągle żartujesz-odparła udając obrażoną i odpychając mnie od siebie. Tym razem to ja mocno ją objąłem.
-A choć tu ty ślicznoto -odparłem i słysząc jej śmiech po prostu wziąłem na ręce i wyskakując przez okno wskoczyłem na dach.
-Czyli nic się nie zmieniło?
-Jak zawsze...

#Od Autorki

Kolejny rozdział. Mam nadzieję, że się wam spodobał.

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Pozdrawiam

Roxi

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz