Bella w Port Angeles #88

463 28 36
                                    

Jak głupi chodziłem po domu w tę i z powrotem zastanawiając się nad tym czy Bella rzeczywiście pojechała do Port Angeles. Jak zwariowany szukałem dla siebie zajęcia. Mój nastrój udzielał się każdemu. W którymś momencie Alice weszła do salonu,a trzymana przez nią książka zaczęła powoli spadać na ziemię. Jasper momentalnie znalazł się przy niej i łapiąc książkę w dłoń podtrzymał Al za rękę.

Jej wizja była prosta i jednocześnie przerażająca. Bella otoczona przez bandytów w ciemnej uliczce. Wiedziałem co się wydarzy później nawet bez dalszego fragmentu wizji. Alice zamrugała oczami i spojrzała na mnie zaskoczona.

-Co widziałaś? - zapytała natychmiast Rose.

-Bellę- odparła Alice.

-No nie, jeszcze to, co ona jest taka ważna, że ostatnio wszyscy musimy się nią przejmować?- warknęła, ale po chwili podeszła bliżej i zapytała-Co konkretnie widziałaś? - Alice odciągnęła ją na bok, tak jakby nie chciała mówić tego co i tak już zobaczyłem i szepcząc wszystko opisała.

Rosalie podeszła do mnie z poważną miną.

-Jedź tam- odparła zaskakując chyba wszystkich. Zwłaszcza mnie.
-Od kiedy martwisz się o Bellę?
-Wcale się nie martwię, ale nie chcę, by spotkało ją to co spotkało mnie - odparła.
Wszystko nagle zyskało inny sens jej słów. To co widziała w swej wizji Alice było jak odtworzenie zdarzenia, które przydarzyło się Rosalie wieki temu. Po prostu skinąłem głową. Bella była dla mnie jak skarb, który nagle znalazł się na mojej drodze. Nie chciałem i już chyba nie mogłem jej stracić. Szybkim krokiem ruszyłem do drzwi.
-Ed- usłyszałem w głowie głos Rosalie-Pamiętaj jednak, że moje zdanie co do niej się nie zmienia i nie chcę, żeby jakikolwiek człowiek znów zagroził naszej rodzinie- No i to by było na tyle z wielkiej przemiany Rose.
Trudno. Już i tak wiele ryzykowałem. Nie będę dłużej uciekał. Wsiadłem do samochodu i już gnałem ulicami w stronę Port Angeles. Nawet najlepiej widzący człowiek nie dostrzegłby lśnienia mojej skóry przy prędkości z jaką jechałem. Nie wiem czy problemu nie sprawiłoby dostrzeżenie mojego volvo.

Kiedy słońce powoli zachodziło i na dworze robiło się ciemno coraz bardziej się denerwowałem. Za wszelką cenę musiałem zdążyć. Nie mogłem jej stracić. Nie jej. Robiło się jednak coraz ciemniej, a ja mimo, że dotarłem do Port Angeles to nie mogłem jej odnaleźć. W wizji Alice była otoczona podejrzanymi mężczyznami. Z ciemności ciężko było odczytać jakieś budynki, ale zdawało mi się, że były to przedmieścia. Krążyłem więc ulicami wsłuchując w myśli przemieszczających się obok ludzi. Na szczęście o tej porze nie było zbyt wielu ludzi, którzy o zdrowych zmysłach zapuściliby się w te tereny. Wyłapałem myśli Jessiki i odczytałem, że Bella poszła do jakiejś biblioteki. Kierując się instynktem wyczułem w której bibliotece była i domyśliłem się, gdzie może być. Jadąc swoim volvo z dużą prędkością w jednej chwili usłyszałem jej cichy głos i myśli. Obrzydliwe myśli pijanych gości, którzy nie mieli dobrych zamiarów. Wjechałem w ciemny zaułek, gdzie najbardziej było ich słychać w odpowiedniej chwili.

Jeden z nich musiał aż odskoczyć, po tym jak w myślach zobrazował to co chciał zrobić Belli, bo inaczej po prostu bym go rozjechał. Bella chyba w akcie desperacji wyskoczyła mi wprost na jezdnie. W ostatniej chwili wyminołem ją i zatrzymując je bokiem w poślizgu uchyliłem dla niej drzwi od strony pasażera.

-Wsiadaj!- odparłem, a w moim głosie usłyszałem gniew. Jednak to nie na nią byłem zły tylko na tych, którzy chcieli ją skrzywdzić. Gdy tylko wsiadła i zamknęła za sobą drzwi wcisnąłem gaz do dechy, aż wozem zarzuciło w stronę napastników. Niewiele brakowało abym wysiadł i rozerkał po kolei każdego na drobne kawałki. Odskoczyli w ostatniej chwili, kiedy odjeżdżałem. Z piskiem opon ruszyłem na północ. W stronę zatoki.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz