Nie Dam Ci Odejść # 56

402 38 15
                                    

                   Rosalie nie było od trzech dni. Powoli traciłem zmysły zastanawiając się, gdzie teraz jest i dokąd poszła. Jedyne co mogłem zrobić to pójść pod dom ostatniego z jej listy do kasacji i zaczekać, aż ona się pojawi.
               Siedziałem na drzewie w pobliżu i obserwowałem okolicę, ale nie było ani śladu Rose. Martwiłem się o nią. Była stosunkowo młodym wampirem, na dodatek ponownie piła ludzką krew. Może i była dzięki temu silniejsza, ale także mniej rozsądna. Kierowała się instynktem.
                      Nadszedł wieczór, kiedy poczułem znajomy intensywnie słodki zapach. Zbliżała się. Zaskoczyłem z drzewa i ukrywając się za rogiem budynku złapałem ją za rękę, kiedy przebiegała obok i przyciągnąłem do siebie. Spojrzała na mnie zaskoczona i zdenerwowana.- Edward? Co ty tu robisz? - szepnęła, a jej głos zdraszał odrobinę gniewu - Pomagam mojej młodszej siostrze- odparłem szczerze.
                Nie mogłem pozwolić, by na zawsze zniknęła z mojego życia. Jeśli będzie trzeba odejdę razem z nią. Była dla mnie jak siostra, a rodzeństwo powinno trzymać się razem, a nie wciąż kłócić jak robiliśmy to ostatnio. - Ciekawe jak? - zapytała szeptem zirytowana - Załatwię kilku tu na dole, Royce siedzi na górze, więc będziesz miała trochę czasu- wyszeptałem szybko i konkretnie - Carlisle cię zabije- stwierdziła, ale wiedziałem z jej myśli, że cieszy się z tego, że teraz tu byłem - Nie dowie się- odparłem cicho i ruszyłem powoli w stronę ochrony.
                    Chwyciła mnie za rękę, a ja spojrzałem na nią z nutą wyczekiwania i zaskoczenia- Dziękuję- szepnęła ledwo dosłyszalnie i w myślach dodała,, Przepraszam, że na ciebie naskoczyłam, nie powinnam była wtrącać się w sprawy między tobą, a Roxi"-  machnąłem  ręką z trudem powstrzymując uśmiech.
                            Ukrywając się w ciemnościach szybko i dyskretnie atakowałem jednego za drugim i tak prędko jak się dało skręcałem im karki. Kiedy z nimi skończyłem zrozumiałem, że Rosalie jest już w budynku. - Stój, bo strzelimy! - usłyszałem męski głos , a  po chwili Rose zwróciła się do mnie w myślach ,, Edward są twoi, nie chcę sobie ubrudzić sukni".
                  Odetchnąłem głęboko jakby to miało mi jakoś pomóc i wkroczyłem do pomieszczenia, szybkim ruchem rozbrajając wszystkich ochroniarzy.  - Kim jesteś? - zapytał jeden z nich zwracając do Rosalie , a ona uśmiechnęła się do niego tak, że aż ciarki przeszły mi po plecach i zaśmiała krótko. Kopnąłem gościa pod kolanem, a ten uklęknął z bólu. Rosalie zbliżyła się do niego z prędkością wampira i szarpnęła go za włosy, aż spojrzał jej prosto w oczy- No widzisz i od tego pytania trzeba było zacząć- odparła i lekkim zwinnym ruchem skręciła mu kark.  Skrzywiłem się bezwolnie, bo słyszałem jak w myślach martwił się o żonę i dwoje dzieci. Rosalie zauważyła moją reakcję, więc zaraz znów przyjąłem minę płatnego zabójcy- Nie musisz tego robić, to nie twoja zemsta, nie chcę żebyś się potem za to obwiniał- odparła. Patrzyłem na nią nie wiedząc co powiedzieć.
                   Pozostali ochroniarze zaczęli rozbiegać się w różne strony jak myszy szukając ucieczki przed wrednym kotem. Patrząc na mnie Rosalie szarpnęła za ubranie jednego z nich, który kierował się odważnie w stronę wyjścia na zewnątrz  i rzuciła nim o ścianę naprzeciw siebie, blisko schodów. Mężczyzna w jednej chwili stracił przytomność i padł martwy na podłogę. Nie przejmując się tym wciąż wpatrywała się we mnie z wyczekiwaniem- Po prostu miejmy to już za sobą- odparłem cicho ,choć byłem bliski załamania.
                    Po kolei podchodziłem do każdego z uciekających ochroniarzy, którzy cicho blagali mnie o litość i jednym uderzeniem łamałem ich kości jak patyki i patrzyłem jak szybko uchodzi z nich życie - Royce, skarbie idę do ciebie! - krzyknęła nagle Rosalie widząc, że skończyłem, a ja wyczuwając że na piętrze czeka jeszcze kilku byłem nieco zniechęcony i zły na Rosalie. Miała nie zabijać niewinnych, a w ciągu kilku chwil zginęło z dziesięciu ochroniarzy.
                      Wbiegłem na górę tuż za nią i dorwałem jak oszalały jednego z atakujących ją mężczyzn. Szarpnięciem oderwałem mu głowę pilnując, by krew nie splamiła mi ubrania. niestety kilka kropel szkarłatnej cieczy znalazło się na  sukni Rosalie, która nie była z tego zadowolona. Rzuciłem zwłoki daleko od siebie.  Zapach krwi wyprowadzał mnie z równowagi. Tak dawno nie piłem ludzkiej. Zaciskając dłonie w pięści patrzyłem coraz bardziej drapieżnie na krew cieknącą z jeszcze ciepłych zwłok. Poczułem jak powoli wysuwają się moje kły-Edward, do cholery!! - krzyk Rosalie wyrwał mnie z transu. Spojrzałem na nią rozkojarzony - Wyjdź na zewnątrz, dam sobie radę, zaczekaj tam na mnie- odparła stanowczo , a ja zaciskając zęby wybiegłem z budynku. Tak niewiele brakowało, bym zatopił kły w ludzkich zwłokach. Tak niewiele. Dobiegłem do drzewa na którym uprzednio siedziałem i uspokajając swoje ciało czekałem na powrót siostry.  To było bezpieczniejsze.

# Od Autorki

Macie kolejny rozdział. Sorki, że tak długo musicie czekać, ale jakoś szukałam pomysłu na ten rozdział i nie mogłam znaleźć. Tak się zastanawiam czy robić całość aż do Belli czy zakończyć przed Bellą? No nie wiem. Jak myślicie?

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz