Rosalie#42

442 41 3
                                    

        Czas leciał mi nieubłaganie. Już kwiecień. Na szczęście miałem już prezent dla Carmen. Kupiłem jej najdroższy naszyjnik jaki znalazłem, a dla jej męża kupiłem najnowszy i najdroższy zegarek jaki zdobyłem.

 Kupiłem jej najdroższy naszyjnik jaki znalazłem, a dla jej męża kupiłem najnowszy i najdroższy zegarek jaki zdobyłem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

     Kiedy tak siedziałem wieczorem w swoim pokoju jak zwykle zajęty muzyką usłyszałem rozbiegane myśli Carlisla. Coś się stało. W ułamku sekundy znalazłem się na dole i otworzyłem drzwi przez które wbiegł Carlisle z jakąś strasznie pobitą blondynką całą we krwi.- Co się stało?- zapytałem, ale Carlisle nie musiał nic mówić, bo zobaczyłem obrazy z jego myśli w których widziałem jak on gryzie w rękę tą blondynkę, która teraz leżała na łóżku i co chwilę krzyczała z bólu.
           Odruchowo wciągnąłem powietrze nosem i poczułem zapach krwi. Zaciskając dłonie na framudze drzwi starałem się opanować głód.- Carlisle!!-krzyknąłem zaciskając dłonie jeszcze mocniej tak, że drewno pod moimi dłońmi rozsypało się w pył.- Edward idź z Esme polować- powiedział Carlisle i Esme szarpiąc mnie za ubranie wyprowadziła na zewnątrz, a Carlisle zajął się obmywaniem ciała dziewczyny tak, by usunąć całą krew z jej twarzy. Był lekarzem, więc było to naturalne. Mimo, że byliśmy w lesie co jakiś czas słyszałem jej straszny krzyk. - Esme co jej się stało?- zapytałem, kiedy pożywiłem się dostatnio.- Najprawdopodobniej ktoś ją napadł, kiedy Carlisle ją znalazł była już prawie martwa- powiedziała Esme z przejęciem. Była taka wrażliwa.
            Kiedy wróciliśmy do domu dziewczyna była ubrana w czyste ciuchy, a jej poraniona i opuchnięta twarz była już bez grama krwi. Kobieta była piękna, mimo tego, że została pobita. Wciąż słychać było jej krzyk. Dreszcze przechodziły mi po plecach, kiedy przypominałem sobie ten potworny ból, jakby całe ciało trawił ogień. Nikomu tego nie życzyłem.Minęło pięć dni.
        Kiedy ciało blondynki zaczęło się zmieniać wiedziałem, że lada moment się obudzi. Stałem w rogu pokoju oparty o ścianę i wraz z rodzicami czekałem cierpliwie, aż ona się obudzi. W końcu otworzyła oczy i spojrzała na nas szkarłatnymi oczami. Kiedy spojrzała na mnie uśmiechnąłem się do niej współczująco. - Kim jesteście?-zapytała. Słyszałem jej myśli. Bała się. To było dla mnie zrozumiałe. Dużo przeszła.
          Carlisle przedstawił nas po kolei, a ona wahała się chwilę, ale wreszcie odparła- Rosalie Hale- jej głos był taki delikatny, wręcz słodki. Rosalie. Bardzo ładne imię. Kiedy Carlisle wyjął ze skrzyni woreczek z krwią oparłem się mocniej o ścianę. Rosalie nie rozumiała po co mu ta krew i nie wiedziała co sama za chwilę zrobi. Ja wiedziałem i dlatego wyszedłem z pokoju, by na to nie patrzeć. Kiedy się pożywiła rodzice zaczęli jej wyjaśniać co się stało. Wreszcie wszyscy zeszli na dół do salonu. Kiedy Rosalie usiadła na kanapie znalazłem się obok niej.-Ciężko się przyzwyczaić co ?- zapytałem, a ona spojrzała na mnie jakby zaskoczona, że siedzę obok niej.Skinęła lekko głową.- Uwierz mi, wiem co to znaczy, sam do niedawna nie umiałem się z tym wszystkim pogodzić. Teraz jest lepiej- odparłem, ale mój głos nie kipiał entuzjazmem.
           Wiedziałem, że pewnie to zauważyła.Zaczęła myśleć. Intensywnie myślała o jednym- zemście. Zemście na Royce i jego towarzyszach, którzy to wszystko jej zrobili. Nie wiedziałem kim jest Royce, ale ona najwidoczniej wiedziała dokładnie kto ją skrzywdził - Zemsta nie zawsze pomaga- szepnąłem jej do ucha, a ona wytrzeszczyłam na mnie oczy.- Co? A jak ty...?- zaczęła, ale położyłem palec na ustach sygnalizując, by była cicho- Czytam w myślach, taki dar, ale bez obaw, jeśli chcesz zemsty to tylko i wyłącznie twoja sprawa i nikt się o niej dowie, jeśli tego nie chcesz- odparłem uśmiechając się smutno. Zemsta której pragnęła mogła jej nie dać satysfakcji, kiedy już jej dokona, ale nie mogłem jej powstrzymać, bo nie znałem powodu jej złości.  - Dziękuję- powiedziała szeptem i uśmiechnęła się do mnie.
            Odwzajemniłem uśmiech. Pomyślała wtedy, że zyskała nową rodzinę tracąc starą. Była strasznie odważna i inteligentna- Szybko akceptujesz zmiany i to co dziwne- stwierdziłem śmiejąc się, bo była pierwszą kobietą, która od tak zaakceptowała mój dar. Chwyciła poduszkę i rzuciła nią we mnie- Uważaj braciszku, bo ze mnie lepiej sobie nie żartować- pogroziła z uśmiechem na ustach.  Zdążyłem z łatwością złapać poduszkę w dłoń i uśmiechnąłem się. - Będę pamiętał siostrzyczko- powiedziałem tłumiąc rozbawienie. Powoli zaczynałem ją lubić.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz