Niezwykły Głód #77

581 41 14
                                    

Wbiegłem do sekretariatu i podchodząc do rudowłosej sekretarki w fioletowym podkoszulku i okularach jak u jakiegoś kujona zapytałem- Chciałbym zmienić swój plan lekcji, by chodzić z inną grupą na biologię- odparłem poważnie. - Przykro mi, ale listy są już zamknięte, nie można od tak zmieniać sobie planu - odparła sekretarka - Musi być jakieś wyjście! - podniosłem niechcący głos. Nagle ktoś otworzył drzwi sekretariatu i do moich zmysłów dotarł ten sam poznany już zapach. Spojrzałem dyskretnie za siebie i zrozumiałem, że nowa dziewczyna stała tam od dłuższego czasu. Spiąłem się w sobie, by nie pokazać kłów.

Ból jaki wywoływał jej zapach rozrywał moje gardło. Patrząc na nią z gniewem i narastającym głodem pobieżnie usłyszałem głos sekretarki - Będziesz musiał wytrzymać- powiedziała - Trudno- zdołałem powiedzieć spoglądając na nią na powrót. - Widzę, że rzeczywiście nic nie da się zrobić, dziękuję za fatygę - uciąłem i wyszedłem starając się nie patrzeć na tamtą dziewczynę.

Po powrocie do domu wraz z Carlislem i Esme udaliśmy się daleko w las, by zapolować. Reszta dołączyła następnego dnia, by nie wszyscy z naszej rodziny od tak zniknęli ze szkoły. Mieliśmy okazję pobyć znowu trochę razem, a przy okazji porządnie się najeść. Nie poznawałem sam siebie. Odkąd tylko wyruszyliśmy na polowanie nie mogłem ugasić pragnienia. Wciąż czułem głód. Nawet, gdy pożywiałem się od dwóch godzin. - Edward wszystko gra? - zapytał nagle Jasper najwyraźniej wyczuwając moje złe samopoczucie i poddenerwowanie. - Nie do końca - odparłem szczerze. - Nie mogę pozbyć się głodu - wyznałem- Od kiedy? - zapytał Jasper zaciekawiony tym, choć wcale się mu nie dziwię. On mógł się nie hamować, ale ja? Nie piłem krwi ludzkiej od tylu lat, a jedna dziewczyna wywołała u mnie takie pragnienie. - To się nazywa kac- odparł spokojnie. Spojrzałem na blondyna zaskoczony, że zna na to jakąś nazwę. - To znaczy? - zapytałem nie do końca wiedząc co to dla mnie oznacza.- Kiedy trenowałem nowych zdarzało się tak, że jeden z wampirów wariował od zapachu jednej istoty ludzkiej. Czuł wtedy tak ogromne pragnienie, że nie mógł się upolować. Z resztą nie oszukujmy się, Maria wcale nie wymagała kontroli nad głodem. Tylko nad zachowaniem. Tak więc być może to przez tę nową dziewczynę w szkole - stwierdził.- Jaką dziewczynę? - udałem, że nie wiem o kim mówi. - Bellę Swan - odezwała się nagle Alice pojawiając tuż obok. - A ty skąd wiesz jak ona się nazywa? - zapytałem - To Forks, a nie Buenos Aires - uciąła. - Wszyscy o niej mówili, to córka komendanta policji - odparła jak zwykle przemądrzała Alice. - A fakt, że cię denerwuje taka szara muszka braciszku sprawia, że zaczynam tą istotkę lubić - odparła nagle Rosalie dając mi przy tym na przekór całusa w policzek.

Na polowaniu spędziliśmy jak zwykle cały tydzień. Oczywiście mówię tu o sobie i Carlislu oraz Esme. Całą resztę ojciec odsyłał do szkoły, a dołączenie do nas po zajęciach nie zajmowało im zbyt wiele czasu. Tak też, gdy wreszcie się dostatecznie pożywiłem mogłem wracać. Tylko nie do końca byłem tego jeszcze pewien.

Na przerwie obiadowej w poniedziałek jak zwykle siedzieliśmy znów na stołówce. Całą piatką. W pewnym momencie zauważyłem ją. Stała w kolejce. Zdziwiło mnie, że wzięła tylko sok. Słyszałem jej szybkie bicie serca. Czyżby czegoś się bała? - Hej ziemia do Edwarda - odparła nagle Alice. Spojrzałem na nią uśmiechając się przepraszająco. - Wybacz - odparłem- Pytałam czy masz ochotę wybrać się ze mną i z Jazzem do galerii na małe zakupy? - zapytała. Omal nie przewróciłem swojego soku stojącego przede mną na tacy. - Nie dziękuję, jak na razie wszystko mam, byłem z Tobą ostatnio, niech teraz Emmett idzie - spróbowałem się wymigać od tej katorgii. - No nie chcesz to nie - odparła tylko z urazą i zaczęła trajkotać dalej o cudnych butach i sukience jakie niedawno widziała. - No to może ja pójdę - odparł Emmett i puścił oczko do Rosalie. - Komu trochę śniegu? - zapytał nagle potrząsając głową. Od rana sypał biały puch, więc mieliśmy nieco mokre włosy. Rosalie odsunęła się od niego zakrywając dłońmi, a Alice próbowała zrobić sobie tarczę z Jaspera. Wszyscy śmialiśmy się zupełnie jak zwykle, gdy byliśmy pożywieni. W tej samej chwili dobiegły mnie myśli Jessicki. Zrozumiałem, że Bella patrzy w naszą stronę. Odruchowo musiałem sprawdzić czy to prawda i w ten sposób nasze spojrzenia się spotkały. Dziewczyna szybko jednak spuściła wzrok. Próbowałem znów z zaciekawieniem odczytać jej myśli. Jednak z niecierpliwością, gdyż nic nie docierało do moich zmysłów. Ani jedna maleńka myśl.

Zdałem sobie sprawę, że za długo patrzę na nową, gdy powiedziała jej o tym Jessica. Z ich rozmowy wywnioskowałem, że Isabella uważa, że jej nie lubię. Zrobiło mi się głupio. Ostatnio nie za dobrze ją potraktowałem. Była nowa, a ja dałem jej tak błędne sygnały przez głód, że teraz miałem ochotę zapaść się pod ziemię. Jednak zdałem sobie sprawę, że mam z nią zaraz biologię i postanowiłem jakoś poprawić swój wizerunek w jej oczach.

Gdy wszedłem do klasy ona była już w ławce. W skupieniu rysowała po okładce zeszytu. Odsunąłem krzesło obok niej i zająłem swoje miejsce. - Hej - odparłem cicho spoglądając na nią przyjaźnie z lekkim uśmiechem. Gdy na mnie spojrzała postanowiłem się przedstawić - Nazywam się Edward Cullen- odparłem- Nie miałem okazji przedstawić się w zeszłym tygodniu, a ty musisz być Bella Swan - stwierdziłem, a dziewczyna patrzyła na mnie z podejrzliwością, ale i zaskoczeniem wymalowanym na twarzy. - Skąd wiesz, jak mam na imię? - zapytała prawie szeptem. Była nieśmiała. To tylko jeszcze bardziej mnie w niej ciekawiło. Zaśmiałem się cicho. - Ach, sądzę, że wszyscy tu wiedzą jak masz na imię. Całe miasteczko żyło twoim przyjazdem- odparłem, a na jej twarzy pojawił się lekki grymas. - Nie o to mi chodziło - odparła patrząc na mnie z powagą. - Skąd wiedziałeś, że powinieneś powiedzieć,, Bella "? - zapytała. No świetnie. Jaka szczegółowa. Zapamiętać - uważać na to co się przy niej mówi. - Wolisz Isabellę? - spróbowałem zmienić temat na swoją korzyść. - Nie, Bellę - odparła szybko - Ale myślałam, że Charlie, to znaczy mój tata, nazywa mnie za moimi plecami Isabellą. Nikt inny w tej szkole nie użył tego zrobnienia witając się ze mną -zaczęła się tłumaczyć. - Ach tak - odparłem tym samym chcąc zakończyć temat,  który już i tak chyba zaczął ją peszyć. Odwróciła głowę. Pan Banner rozpoczął lekcję. Skupiłem się na jego instrukcjach. Preparaty w pudełeczkach przedstawiały różne fazy motozy komórek z czubka korzenia cebuli, ale były ułożone nie w kolejności. Pracując w parach mieliśmy je ułożyć w odpowiedniej kolejności i odpowiednio je oznaczyć. Nie mogliśmy korzystać z podręczników. Nie używałem już podręcznika. Wszystko znałem na pamięć. Takie lekcje były dla mnie zazwyczaj nudne. Jednak praca na lekcji z Bellą była ekscytująca. Może właśnie dlatego, że nie znałem jej myśli. Mieliśmy na to dwadzieścia minut. - Do dzieła - odparł nauczyciel. - Jak sądzisz, partnerko-zagadałem do niej - Panie przodem? - chciałem sprawdzić czy przyjmie wyzwanie. Gdy nic nie odpowiedziała uznałem, że mi nie wyszło - Albo może ja zacznę, jeśli nie masz nic przeciwko - odparłem chcąc jakoś ją zachęcić. - Już się biorę do roboty - odezwała się nieco zarumieniona. Była urocza, gdy się tak wstydziła w mojej obecności. Umieściła pierwsze szkiełko we właściwym miejscu, ustawiła czterdziestostopniowe powiększenie i zerknęła w okular. - To profaza- odparła pewnie. Jednak częściej chodziłem do liceum niż ona i nie chciałem od razu uwierzyć, przynajmniej póki nie zobaczę. - Pozwolisz, że zajrzę? - zapytałem, gdy chciała już zmienić szkiełko. Położyłem swoją dłoń na jej dłoni, by ją powstrzymać na moment. Dziewczyna nagle odskoczyła szybko zabierając ode mnie swoją dłoń - Przepraszam - odparłem i sięgnąłem po mikroskop. - Profaza - przyznałem jej rację. Wymieniłem szkiełko na kolejne i zerknąłem znowu - Anafaza - odparłem cicho zapisując kolejną pozycję w arkuszu. - Pozwolisz? - zapytała. Uśmiechnąłem się dumnie i dałem jej mikroskop. Nie odezwała się najwyraźniej zgadzając ze mną - Preparat numer trzy? - odparła wyciągając do mnie rękę. Podałem go jej ostrożnie, tak by nie dotknąć jej już więcej. Spojrzała w okular i szybko stwierdziła - Interfaza - podała mi mikroskop nim o niego poprosiłem. Rzuciłem okiem na próbkę i zapisałem nazwę fazy. Skończyliśmy na wiele szybciej niż inni. Miałem więc wiele czasu, by lepiej się jej przyjrzeć. Jej skóra była śnieżnobiała, mleczna. Zupełnie jak cera Eleny. Włosy miała kasztanowe jak Aleksandra , a usta podobne do ust Gaji, spojrzenie harde jak Kira, a oczy jak Maria, figurą zaś przypominała trochę Carmen i Corin. Choć do wszystkich była w jakimś stopniu podobna to całkowicie różna. Wyjątkowa. Unikalna. Nie byłem już jednak tak głupi jak kiedyś i nie zakochałem się od razu. Po prostu mnie ciekawiła, a myślałem, że już żadna tego nie zrobi.

# Od Autorki

Mam nadzieję, że będzie się Wam podobać, bo spędziłam nad tym rozdziałem sporo czasu.

Dawajcie gwiazdki i komentarze

Jeśli coś jest nie tak piszcie

Pozdrawiam

PS. Tylko błagam już bez tekstów, jak ostatnio cytuję,, Jak to Aro w Rzymie, przecież on mieszkał we Włoszech."

To zbyt rozpierdala, nie mogłam przestać się śmiać. Autorce komentarza dziękuję za poprawę humoru

Roxi

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz