Zabawa w mordercę#46

402 34 4
                                    

        Siedziałem na dachu domu i myślałem nad tym czy właściwie dam radę zabić małego niewinnego chłopca. Co jeśli Rose się o tym kiedyś dowie? Znienawidzi mnie, to pewne, ale musiałem chronić rodzinę. Po prostu musiałem. Rose usiadła nagle obok mnie.
- Co tam bracie? Jesteś jakiś smutny- odparła, bardziej stwierdzając fakt niż pytając.- Wydaje ci się- stwierdziłem uśmiechając się sztucznie- Edward? Masz mnie za idiotkę?- zapytała z irytacją, a ja zrozumiałem, że nie uda mi się jej spławić.- Dobra, mam lekkiego doła- odparłem, a ona tylko kiwnęła głową jakbym powiedział, że Kolumb odkrył Amerykę.- Widzisz, wydaje mi się, że coś jest ze mną nie tak- stwierdziłem na szybko wymyślając powód swojego czarnego humoru. - Co masz na myśli?- zapytała, a ja westchnąłem i odparłem cicho- Gdy patrzę na Carlisla i Esme to zazdroszczę im tej prawdziwej miłości, ja też nie chcę przez wieczność iść sam, a nic na razie nie wskazuje, że mój status się zmieni- odparłem gorzko, a ona pogładziła mnie po ramieniu- spójrz na mnie, przez miłość omal nie przestałam istnieć- odparła, a ja głowę bym dał, że jej oczy mocniej zalśniły tak jakby miała w nich łzy.
Chociaż teoretycznie wampiry nie mogą płakać to ja potrafiłem rozpoznać, kiedy ktoś chce się rozkleić. - Masz rację, niepotrzebnie dramatyzuję-odparłem i pocałowałem ją w policzek.- Muszę lecieć, mam coś do załatwienia, kryje mnie przed staruszkami- powiedziałem, a ona zaczęła się śmiać. - Ciekawe co, by powiedzieli wiedząc, że tak ich nazywasz?-stwierdziła, a ja wzruszyłem ramionami- Pewnie nie chodziłbym już w jednym kawałku- odparłem i zeskoczyłem z dachu gnając na łeb na szyję. Ściemniało się, ale było jeszcze na tyle wideo i pogoda zaczęła się zmieniać na lepsze, że wszystkie dzieci radośnie bawiły się na dworze. Dobrze usłyszałem imię brata Rosalie. Jimi. Malec biegał z bratem po podwórku i grał z nim w piłkę. Zauważyłem, że blisko nich jest niewysoka studia. Szybko przebiegając między nimi sprawiłem, że piłka potoczyła się właśnie w stronę studni. Jimi był szybszy od brata i dobiegł do piłki pierwszy. Chowając się wewnątrz studni ostrożnie, by drugi z chłopców mnie nie zobaczył leciutko pociągnąłem Jima za koszulkę, a ten tak jak planowałem zachwiał się i wleciał do studni z impetem.
Najgorsze było to, że wciąż żył. Umiał pływać, a studia była bardzo głęboka. Usłyszałem zbliżający się głos starszego z chłopców, więc musiałem działać szybko. Wyskoczyłem do wody obok chłopca i widząc, że głowę ma nad wodą i szuka wyjścia jednocześnie obserwując moje ruchy spojrzałem mu w oczy - pomożesz mi? - zapytał piskliwym głosikiem-Tak- powiedziałem i delikatnie łapiąc go za głowę położyłem twarzą do wody i siedząc pod nim pod wodą patrzyłem jak rozszerza oczy i duszą się powoli pozwala wodzie napłynąć do płuc. Wieżgał chwilę i wyrywał dopóki jego płuca nie nabrały wody, a oczy zaszły mgłą i serce stanęło. Starszy chłopak krzyczał na całe gardło o pomoc, ale nie wiedział, że jest już za późno. Jeszcze chwilę trzymałem ciało pod wodą dla pewności i gdy tylko wyczułem okazję uciekłem ze studni na pobliskie drzewo. Patrzyłem jak dorośli wyciągają martwego chłopaka że studni i próbują ratować. Kiedy zdali sobie sprawę, że już za późno rozległy się krzyki i potworny płacz matki. Wina jakoś mnie nie dotknęła. Słyszałem myśli chłopca, gdy umierał i wiedziałem, że nie za bardzo cierpiał. Po prostu robiło mu się zimno i w jednej chwili jego serce się zatrzymało. Uratowałem tajemnice naszego gatunku i mimo, że ten chłopiec oddał za nie życie to czułem się dumny, że znalazłem w sobie tyle siły woli, by zabić dziecko.
Doszedłem pośpiesznie w stronę domu, bo bałem się, że Rose wymyśli, by mnie poszukać. Carlisle pracował jak zwykle w swoim gabinecie, kiedy zadzwonił jego telefon. Przez dłuższą chwilę rozmawiał co kilka minut zerknąć na Rosalie. Kiedy rozłączył się podszedł do blondynki i siadając obok patrzył na nią ze smutkiem- Rose skarbie - zaczął nie wiedząc jak jej to oznajmić. - Twój brat Jimi... On-przerwał, a Rose spojrzała na niego i zapytała- Co z moim bratem? - Carlisle odwrócił wzrok i wyszeptał- Dziś wieczorem wpadł do studni, utonął, strasznie mi przykro kochanie- odparł, a Rose tylko kręciła przecząco głową. Byłem draniem, ale nie mogłem nic na to poradzić. Tak musiało być. Usiadłem obok niej i całując w czoło przytuliłem mocno- Tak mi przykro skarbie- szepnąłem- Nie możesz się winić to był wypadek -dodałem słysząc jej wisielcze myśli.- On był taki mały - powiedziała wtulając się we mnie mocniej.- Wiem... Wszystko wiem aniołku- szeptałem do jej ucha. Jednak w głowie próbowałem pozbyć się obrazu wystraszonych niebieskich oczu małego dziecka, które z przerażeniem próbowało złapać oddech.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz