Rosalie#45

393 37 2
                                    

              Tego dnia mieliśmy zaplanowany wyjazd do miasta. Obiecałem Esme, że ją zawiozę po tą sukienkę dla Rose, a Rose obiecałem, że wezmę ją ze sobą, by mogła ukradkiem zakraść się do swojego rodzinnego domu po swoją suknię ślubną. Nie wiedziałem do czego jest jej potrzebna, ale jedynie mogłem się domyślać, że ma to coś wspólnego z planem zemsty. Tak więc zostałem szoferem. Nie ma to jak dwie kobiety w domu. O ja biedny i pokrzywdzony. Nie no bez przesady, ale czasem lubię trochę ponarzekać. Wyszedłem z pokoju wiedząc, że Esme już czeka. Dawała mi dogłębnie do zrozumienia, że się spóźniam. Jej myśli docierały do mnie z taką prędkością, że aż piszczało mi w uszach. Rosalie zeszła zaraz po mnie. Uśmiechała się jakoś dziwnie zadowolona. Esme tupała nogami jak zwykle, kiedy z chęcią pobiegłaby bez tego całego cyrku z samochodem. Wsiadły do samochodu nie pozwalając mi otworzyć przed nimi drzwi. Cóż, nie wyszło mi zgrywanie dżentelmena. Pogoda była okropna.
            Padało i wszędzie było jakoś ponuro.- Dlaczego nie możemy pojechać, kiedy będzie ładna pogoda?- zapytała Rosalie, a Esme odwróciła się i spojrzała na nią z przedniego siedzenia- Nie możemy wychodzić na słońce- odparła. - Dlaczego? Czy to prawda, że wampiry palą się w słońcu?- jej pytanie wywołało u mnie wybuch śmiechu. - Nie kochanie to mit- powiedziała uśmiechając się Esme- Nasza skóra lśni w słońcu, jak diamenty- wyjaśniła jej, a ja wciąż cicho się śmiałem. Rosalie przyjęła to wyjaśnienie z mieszanymi uczuciami i milczała do samego miasta.
               Pojechaliśmy do miasta i zatrzymałem auto przed jednym z najdroższych, ale i najlepszych sklepów z damską odzieżą w tym mieście. Rochester nie było jakoś bardzo duże i nie miało zbyt dużej sieci sklepów w których można by kupić ładną i elegancką sukienkę. Esme wysiadła z samochodu i weszła do sklepu. Spojrzałem na Rose, a ona ubrała już kapelusz i ukryła twarz pod chustą. - Wrócę szybciej niż myślisz- powiedziała, a ja westchnąłem cicho.
           Wysiadła z auta, a ja krzyknąłem do niej- Streszczaj się, Esme nie będzie tam wiecznie- skinęła głową i pobiegła pustą ulicą. Padało jak nigdy i nikt normalny w taką pogodę nie wychodził z domu. Na szczęście, bo nie  wyobrażałem sobie nawet co by się stało gdyby ktoś rozpoznał Rose i próbował ją zatrzymać. Wezbrałaby panika i ludzie dowiedzieliby się o naszej rasie. Musielibyśmy się ukrywać w podziemiach jak szczury.  Zaczynałem się denerwować, bo Rosalie jakoś nie do końca się śpieszyła, a Esme już upatrzyła sobie sukienkę i zaraz miała podejść z nią do kasy. Cholera z tymi babami. Usłyszałem urywane myśli Rose, biegła do samochodu. Drzwi do auta się otworzyły, a ona wsiadła na tylne siedzenie trzymając w dłoniach suknię. Spojrzałem na nią z mieszanką gniewu i irytacji- Dłużej się nie dało?- zapytałem, a ona jęknęła z przejęciem- Coś mnie zatrzymało- odparła, a ja zobaczyłem obraz wydarty z jej myśli. Rozmawiała z kimś? Brat?- Żartujesz? Rozmawiałaś z bratem?!- krzyknąłem wiedząc, że jak to się wyda będziemy musieli uciekać. - Co jak rozpowie wszystkim, że cię widział?!- pytałem wciąż, bo ona milczała. Popukała się palcem w głowę pokazując mi, że jestem durny. No chyba sobie jaja robi. Naraża nas i jeszcze próbuje mnie obrazić.- On ma sześć lat, naprawdę sądzisz, że ktoś mu uwierzy?- odparła, a ja zamyśliłem się na chwilę. Nikt z dorosłych nie weźmie go na poważnie, bo to tylko dzieciak, a dzieci mają bujną wyobraźnię, a czasem też nie odróżniają snu od rzeczywistości.- Chyba, że tak- odparłem udając, że wszystko jest już jasne, ale w głębi duszy i tak wiedziałem jedno: ktoś będzie musiał zabić chłopca. To dla naszego bezpieczeństwa. Uznałem, że zrobię to po cichu i dosyć szybko, by nie cierpiał. Nie zabiłem nigdy ludzkiego dziecka, ale co mogłem innego zrobić? Poczekać, aż za parę lat ktoś mu uwierzy? Nie mogłem do tego dopuścić. Esme podeszła do kasy.- Schowaj sukienkę do bagażnika- odparłem szybko, a ona pokiwała głową i szybko wyskoczyła z samochodu, otworzyła bagażnik i chwilę później go zamknęła wracając do auta już bez sukni. Gdy Esme wróciła do samochodu wszystko było już załatwione.- Zobaczysz, że będziesz wyglądała pięknie w tej sukience-powiedziała uśmiechając się do Rose. Znałem gust mamy, była cudowna. Można powiedzieć, że to taki jej dar. Rosalie odwzajemniła uśmiech, ale wcale nie myślała o sukience tylko znowu o tym samym- o zemście. Ja za to myślałem o tym jak zabić sześciolatka, by wszyscy wzięli to za nieszczęśliwy wypadek.
        

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz