Bella#80

500 39 11
                                    

Do szpitala eskortowała nas policja, a tak naprawdę chodziło o to, że policjantem był ojciec Belli. Chciał być przy niej i bał się o nią. Taka była prawda. Kiedy wynosili Bellę z karetki na noszach w stronę szpitala, ja szedłem spokojnie obok właściwie ignorowany przez wszystkich. Prawie wszystkich. Bella wpatrywała się we mnie z nienawiścią. Chyba miała żal o te nosze. No cóż. Była człowiekiem i mogła mieć jakiś uraz. Nie zamierzałem pozwolić na to, by po tym jak narażałem sekret całej rodziny, by ją uratować, ona umarła, bo nie położono jej na nosze. Wolałem dmuchać na zimne.

Dyskretnie dowiedziałem się, że wiozą Bellę na urazówkę. Już chciałem tam iść, ale do szpitala wpadła Rose.
-Idziemy- warknęła ciągnąc mnie za rękę w ustronne miejsce. Emmett tylko spojrzał na mnie. No tak. Wściekła jak diabli Ross była wystarczająco męcząca. Nikt tu się nie pchał w ogień jej wścieklizny.
- Ty idioto!!!- krzyknęła i uderzyła mnie w twarz z taką siłą, że wręcz poleciałem na ścianę i uderzyłem w nią z dużą siłą.
- O co ci chodzi?-zapytałem całkowicie zdając sobie sprawę o co się złości.
-Jeszcze się pytasz? Najpierw jęczysz, że przez tą laskę nie radzisz sobie z pragnieniem, potem, że wkurza Cię, bo nie słyszysz jej myśli, a teraz bawisz się w jaśnie wielkiego kurwa mać Robin Hooda i ratujesz tą życiową kalekę omal nas nie zdradzając!!!!- miała rację, ale nie mogłem jej tak zostawić. Po raz pierwszy od dawna tak bardzo mnie zaciekawiła jakaś istota ludzka. Dała trochę radości. Obudziła ciekawość, której nigdy nie znałem.
-Zrobiłem co musiałem- odparłem krótko, a Rose ponownie się na mnie zamachnęła, by mnie spoliczkować. Jednak w tym momencie jej dłoń ścisnął mocno Carlisle.
-Co się tu dzieje?-zapytał.
-Słyszałeś co on zrobił?!-zapytała z gniewem Rose.
-Tak. Domyślam się, ale to nie miejsce na takie wymiany zdań
-Carlisle ma rację. Idę stąd. Lepiej zajrzę co z Isabellą- odparłem, by jeszcze mocniej ją rozzłościć.
-Co? Carlisle i nic mu nie powiesz?!-awanturowała się nadal moja nieco stuknięta siostra.

Od pielęgniarki dowiedziałem się, że Bella jest na oddziale i czeka na lekarza. Sądząc po tym jak bardzo wściekła była Rose jeszcze chwilę potrwa zanim Carlisle dotrze do dziewczyny. Wszedłem na salę i widząc, że Bella ma zamknięte oczy spojrzałem na leżącego obok Tylera.
-Czy ona śpi?-zapytałem. Chłopak spojrzał na mnie z poczuciem winy. Bella w tym momencie otworzyła oczy i spojrzała na mnie z wyrzutem. Nadal była zła? To źle, że chciałem, by dotarła tu bezpiecznie? Kobiety. Zero wdzięczności.
-Cześć Edward- odparł nagle Tyler zadręczając mnie swoimi myślami.- Naprawdę, tak mi...- zaczął jednak przerwałem mu znaczącym ruchem ręki.
-Nie ma krwi, nie ma żalu- odparłem uśmiechając się do niego przyjaźnie. Przesiadłem na skraju jego łóżka wpatrując się w Bellę  i ponownie się uśmiechnąłem.
-No i jaka diagnoza?-zapytałem. Miała niezadowolą minę.
-Nic mi nie jest, ale muszę tu siedzieć- odparła z żalem w głosie.
-Jak ci się udało uniknąć noszy, co?- zapytała ze złością.
-Mam znajomości- odparłem wymijająco. Usłyszałem myśli Carlisle i dodałem- Nic się nie martw, zaraz wyjdziesz na wolność- odparłem i w tym samym momencie na salę wszedł mój ojciec. Podszedł do łóżka Belli i uśmiechnął się.
-A zatem panno Swan- odparł jak zwykle przyjacielsko.- Jak się czujemy?
- Dobrze- odparła krótko. Carlisle podszedł do podświetlanej tablicy nad jej łóżkiem, włączył ją i zaczął przyglądać się rentgenowi.
-Wygląda ładnie- stwierdził, a ja poczułem lekką ulgę.-Głowa cię nie boli? Edward mówił, że naprawdę mocno się uderzyłaś- zapytał niezauważalnie spoglądając na mnie z dezaprobatą.
-Nie, nic mi nie jest- westchnęła ze zmęczeniem dziewczyna. Znowu to pełne wyrzutu spojrzenie. Albo robię coś nie tak albo ona po prostu za mną nie przepada.

Carlisle zaczął uciskać palcami różne punkty na jej głowie i w którymś momencie dziewczyna się skrzywiła.
-Boli?-zapytał
-Nie za bardzo, bywało gorzej- odparła. Sam nie wiem czy mówiła prawdę czy zgrywała twardzielkę. Zaśmiałem się krótko. Bywało gorzej? Czyżby to nie jej pierwsze takie uderzenie w głowę? Spojrzała na mnie ze złością. Kogoś tu chyba irytowałem. No cóż. Jestem z innej epoki. Może mnie nie lubić.
-No cóż, twój ojciec czeka na zewnątrz, może cię zabrać do domu. Ale wróć, jeśli będziesz miała zawroty głowy albo jakieś kłopoty ze wzrokiem- odparł wciąż spokojny i miły Carlisle.
-Nie mogę wrócić na lekcje?-zapytała jakby nie pocieszona.
-Chyba powinnaś sobie dzisiaj odpuścić- odparł, a ona spojrzała na mnie.
- A on wraca do szkoły?-zapytała jakby znając odpowiedź.
-Ktoś musi zanieść im dobrą nowinę. Żyjemy- odparłem z lekkim sarkazmem i rozbawieniem, bo kto żyje ten żyje. Może nie do końca spodobała się jej moja odpowiedź, no ale cóż. Czasem najpierw coś mówiłem, a dopiero potem...
-W samej rzeczy. Większość uczniów czeka na zewnątrz- poinformował o fakcie Carlisle. Świetnie. Wyjdę sobie tyłami.
-O nie- jęknęła Bella zakrywając twarz dłońmi.
-Chcesz zostać?-zapytał Carlisle, a ona pokręciła szybko głową
-Nie, nie- odparła i szybko wyskoczyła z łóżka. Nagle zachwiała się i Carlisle musiał ją przytrzymać. To trochę zaniepokoiło ojca.
-Nic mi nie jest-odparła spokojnie.
-Weź Tylenol jakby mocno bolało- poradził jej.
-Nie jest tak źle- odparła
-Wszystko wskazuje na to, że miałaś wielkie szczęście- odparł, a w myślach dodał ,, wszyscy mieliśmy". Zmarszczyłem brwi. Nawet Carlisle był zły. Podpisał jej kartę.
-Miałam szczęście, że Edward stał tuż obok-odparła i spojrzała na mnie z dziwną niechęcią.
-Ach, no tak- odparł Carlisle wyraźnie nie zadowolony z tego, że dziewczyna porusza temat mojej interwencji. Unikając jej wzroku i udając, że przegląda jakieś dokumenty poszedł do kolejnego pacjenta. Zaczął rozmawiać z Tylerem, a gdy spojrzałem na Bellę,nasze spojrzenia zderzyły się nagle. Podeszła do mnie szybko.
-Możemy pogadać?- szepnęła, a ja cofnąłem się o krok i zacisnąłem nerwowo szczękę.
-Ojciec na Ciebie czeka- odparłem, a ona spojrzała na Tylera i Carlisla.
- Chciałabym rozmówić się z Tobą na osobności, jeśli nie masz nic przeciwko- nalegała uparcie. Czułem, że będzie ciężko. Spojrzałem na nią gniewnie i ruszyłem do drzwi. Nie musiałem się oglądać, by wiedzieć, że idzie za mną. Gdy tylko znaleźliśmy się w jakimś odosobnionym korytarzyku za rogiem, obróciłem się na pięcie i zmierzyłem ją wzrokiem.
-Czego chcesz?- zapytałem może zbyt ostro niż powinnienem, ale denerwowała mnie tą dociekliwością ze swojej strony.
-Obiecałeś mi wszystko wyjaśnić- odparła. No jakże by inaczej. Czemu właściwie liczyłem, że da sobie spokój i po prostu będzie wdzięczna za uratowanie mi życia.
-Uratowałem ci życie. Starczy- uciąłem.
-Obiecałeś- powiedziała to takim smutnym głosem jakbym właśnie  ją zawodził.
-Bello, uderzyłaś się w głowę. Pleciesz jakieś bzdury- próbowałem na wszelkie sposoby się jej pozbyć.
-Z moją głową jest wszystko w porządku- odparła z urazą  w głosie.
- Co chcesz ze mnie wyciągnąć?- zapytałem patrząc na nią z gniewem.
- Chcę poznać prawdę-odparła-Chcę wiedzieć dlaczego kazałeś mi kłamać
-A co według Ciebie się niby wydarzyło?- warknąłem ledwo utrzymując nerwy na wodzy.
- Wiem tylko, że wcale nie stałeś tak blisko - zaczęła mówić szybko to co pamiętała. Wymieniała wszystkie swoje. - Tyler też cię nie widział, więc nie mów, że uderzyłam się w głowę i miałam omamy. A potem Van pędził prosto na nas, ale mimo to nas nie staranował, a twoje dłonie zostawiły w jego boku wgniecenia. W tym drugim aucie też zresztą zrobiłeś
wgniecenie. I nic ci się me stało. A potem van mógł zwalić się na moje nogi, ale go podniosłeś... - Przerwała, zawstydzona tym, co właśnie powiedziała.

Była wściekła, a w jej oczach destrzegłem łzy. Oszukiwałem ją, choć widziała to co prawdziwe. Wiedziałem jednak, że nie zrozumie. Nie będzie umiała zaakceptować prawdy. Lepiej dla niej, gdy nie będzie wiedziała wszystkiego. Wpatrywałem się w nią wzrokiem pełnym litości. Jednak to, że nie słyszałem jej myśli sprawiało, że coraz mniej pewnie się czułem.
- Uważasz, że podniosłem vana?-zapytałem wysilamjąc się o jak najwięcej pogardy w wypowiedzianym zdaniu. Skinęła głową. Cholera.
-Przecież wiesz, że nikt ci nie uwierzy- odparłem ze sztucznym rozbawieniem. Miałem wiele lat na to, by nauczyć się jak grać przysłowiowego dupka.
-Nie zamierzam tego rozgłaszać - odparła powoli, a jej głos tylko nieznacznie drżał. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. Skoro nie chciała nikomu o tym mówić, to o co jej chodziło?
-Więc po co to wszystko?
-Dla mnie samej- wyjaśniła.- Nie lubię kłamać, a skoro muszę, wolałabym poznać powód- dodała.
-Nie możesz mi po prostu podziękować i zapomnieć o sprawie?-zapytałem. Była taka skomplikowana.
-Dziękuję- odparła i nadal patrzyła na mnie z wypisanym na twarzy znakiem zapytania.
-Nie masz zamiaru sobie odpuścić,  prawda?
-Nie.
-W takim razie...Mam nadzieję, że lubisz rozczarowania- denerwowała mnie. Doprowadzała do szewskiej pasji. Mierzyła mnie wzrokiem, a ja ją.
-Po co w ogóle się fatygowałeś?-zapytała nagle, a ja nie wiedziałem co odpowiedzieć. Sam nie znałem powodu. Po prostu. Nie chciałem, żeby zginęła. Choć pewnie taka powinna być kolej rzeczy.
-Nie wiem- wyszeptałem i odwracając się odszedłem korytarzem w stronę gabinetu lekarza.

Jak miałem sobie z tym poradzić. Zwykła dziewczyna. Śmiertelna. Namieszała mi w życiu w ciągu kilku krótkich chwil. Słyszałem zbliżające się myśli Rose. Nadciągała zza zakrętu. Czułem się podle. Wybrałem obcą mi istotę zamiast własną rodzinę.
-Tu jesteś!!Jeśli myślisz, że możesz tak po prostu...- krzyczała, a ja podszedłem do niej i objąłem mocno. Poczułem jak zdrętwiała zaskoczona wtulona w me ramiona.
-Przepraszam Cię siostrzyczko- odparłem głosem pełnym bólu. Poczułem jej delikatne dłonie gładzące mnie po ramionach.
-No już... Jakoś sobie z tym poradzimy...zobaczysz- wyszeptała. Staliśmy tak jeszcze przez chwilę, a potem ruszyliśmy razem w stronę naszego samochodu. Po raz kolejny zrozumiałem jak wiele znaczą dla mnie moi bliscy. Jak wiele teraz zależy od zwykłej dziewczyny imieniem Bella.

#Od Autorki

Kolejny rozdział.

Mam nadzieję, że się wam podoba.

Wiem, że długo niczego nie dodawałam, ale no cóż nie jest łatwo tworzyć wersję Edwarda od tak na szybko.

Chciałam, żeby było to idealne i mam nadzieję, że mi się udało

Dawajcie gwiazdki i komentarze.

Pozdrawiam

Roxi

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz