W ogóle się ciebie nie boję#99

380 25 3
                                    

Zatrzymaliśmy się przed drzwiami do gabinetu Carlisle'a.

- Wejdźcie, proszę - odezwał się zapraszająco mój ojciec.

Ojciec siedział w obitym skórą fotelu za wielkim mahoniowym biurkiem. Umieszczał właśnie zakładkę pomiędzy stronicami opasłego tomu. Jak zawsze lubił czytać, gdy odpoczywał. Sterty książek na ogromnych regałach za jego plecami mówiły same za siebie.

- Czym mogę wam służyć? - spytał uprzejmym tonem, podnosząc się z miejsca.

- Chciałem przybliżyć Belli naszą historię - wyjaśniłem - Tak właściwie to twoją historię, nie naszą.

- Mam nadzieję, że nie przeszkadzamy - wtrąciła uprzejmie Bella.

- Nie, skąd. Od czego chcielibyście zacząć?

- Od tego, skąd się wzięła twoja filozofia życiowa - oświadczyłem.

Położyłem Belli rękę na ramieniu, po czym odwróciłem delikatnie tak, aby stała przodem do drzwi. Za każdym razem, gdy jej dotykałem, choćby nie wiem jak swobodnie, serce zaczynało walić jej w przyspieszonym tempie. Teraz słyszałem to nie tylko ja, ale i Carlisle co nieco mnie rozbawiło. Spojrzałem ukradkiem na Carlisle'a uśmiechając się do niego łobuzersko. Cóż poradzić, w końcu taka ma natura, że serca kobiet przy mnie wariują. Carlisle spojrzał na mnie z dezaprobatą, więc szybko przybrałem poważną minę.

Spojrzeliśmy wspólnie na ścianę wspomnień, gdzie wisiały obrazy, zdjęcia, szkice i ryciny. Jednym słowem to co miało dla ojca sentymentalną wartość.

Podprowadziłem ją pod wiszący po lewej stronie obrazek olejny w skromnej, kwadratowej, drewnianej ramie. Namalowany różnymi odcieniami sepii, nie wyróżniał się zbytnio - sporo tu było większych prac o żywszych kolorach. Obrazek ów przedstawiał
panoramę Londynu sprzed kilku wieków - nad gęstwiną stromych dachów górowało kilka kościelnych wież. Pierwszy plan wypełniała szeroka rzeka z jednym jedynym mostem pokrytym czymś w rodzaju miniaturowych katedr.

- Londyn w połowie siedemnastego wieku - wyjaśniłem.

- Londyn z czasów mojej młodości - dodał Carlisle stojąc tuż za nami. Bella drgnęła lekko. Najwyraźniej nie dostrzegła go tam wcześniej.

- Chcesz sam jej wszystko opowiedzieć? - Bella odwróciła się i spojrzała na Carlisle'a. Ich oczy spotkały się, a mój tato  się uśmiechnął.

- Z chęcią bym się wami zajął, ale zrobiło się już późno, muszę się zbierać. Rano dzwonili ze szpitala - doktor Snow się rozchorował. Poza tym - dodał, spoglądając na mnie, znasz te historie równie dobrze jak ja- oczywiście. Ojciec uśmiechnął się raz jeszcze do Belli i już gnał do swojej ukochanej pracy.

Po jego wyjściu przez dłuższy czas Bella wpatrywałam
się w panoramę dawnego Londynu.

- To co się stało, kiedy uświadomił sobie swoją przemianę? - spytała mnie, gdy stałem kontemplując ją wzrokiem.

Przeniosłem wzrok na inny z wiszących na ścianie obrazów. Było to jedno z większych płócien, krajobraz o stonowanych jesiennych barwach. Przedstawiał pustą, zacienioną polanę. Za lasem, na horyzoncie, majaczył samotny skalisty szczyt.

- Carlisle wiedział, czym się stał - powiedział  cicho - i nie miał zamiaru się z tym pogodzić. Chciał ze sobą skończyć, ale nie było to takie proste-odparłem.

- Co takiego robił? - zapytała szybko.

- Rzucał się z wielkich wysokości, próbował się utopić - wymieniłem beznamiętnym tonem - ale był za silny, a od przemiany upłynęło za mało czasu. To niesamowite, że miał dość samokontroli, by nie zacząć polować. Na samym początku
pragnienie przesłania wszystko. Czuł do siebie jednak tak wielkie obrzydzenie, że wolał umrzeć z głodu, niż zniżyć się do mordu. To ten wstręt właśnie pomagał mu się powstrzymać- wyjaśniłem.

MrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz