//1//

17K 525 604
                                    


Zacząłem się przebudzać, słysząc tylko uderzanie kropli o szybę. Niezależnie od dnia przez ostatnie kilka miesięcy budziłem sie czując pustkę w środku, która z dnia na dzień zżerała mnie od środka. Na dodatek wiedziałem, że to dziś nadchodzi ten dzień pójścia do szkoły. Na samą myśl o tym chciało mi się wymiotować ze stresu. Ja po prostu bałem się, że znowu to wszystko z gimnazjum się powtórzy. Za każdym razem, gdy tylko myślałem o tym w moich oczach zbierały się łzy i też tym razem zacząłem głośno szlochać. Coraz częściej myślę nad tym, czy był jakikolwiek sens ratowania mnie i jak bardzo jestem dla wszystkich ciężarem. Bo z pewnością kontakt ze mną jest okropnie ciężki, ale nie panuje nad tym...

Ja się boję... Lękam.

Chwilę później usłyszałem pukanie do moich drzwi po czym szybko odwróciłem się do nich, wycierając policzki moimi chudymi dłońmi.

Drzwi otworzyły się a w nich stanęła
moja mama ze smutnym uśmiechem. Już wczoraj zdążyłem ze stresem przeżywać to, co miało zacząć się dzi­siaj, więc zapewne wiedziała, jak bardzo będę to przeżywał.

- Nie płacz...- mama usiadła na moim łóżku i zaczęła ścierać łzy z moich policzków. - Wszystko będzie dobrze, tak? Nie ma co się martwić, spokojnie.

- Ja się boję... - ledwo co powiedziałem dalej szlochając, podniosłem się do siadu i mocno przytuliłem ją. - Naprawdę się boję, mamo...

-Wiem, że to dla ciebie ciężkie, ale musisz chociaż spróbować. Jesteś cudownym chłopcem, jestem pewna, że poznasz dobre osoby w swojej klasie. - poczułem jak zaczęła delikatnie gładzić moje plecy. Resztę czasu tylko mnie przytulała, a między mną i mamą panowała spokojna cisza. Wiedziała, że nie chce mówić o tym, czym się tak martwię, skoro nie odzywałem się już ani słówkiem.

W końcu, po jakimś czasie gdy uspokoiłem się, mama zostawiła mnie w pokoju, mówiąc, żebym zaczął się powoli ogarniać.

Przesiedziałem jeszcze kilka minut na łóżku, wsłuchując się w deszcz za oknem. Lubiłem, a wręcz kochałem te deszczowe dni. Mało ludzi wychodziło wtedy gdziekolwiek w przeciwieństwie do mnie. Zawsze wykorzystywałem to na spacery czy też po prostu malowanie przy otwartym oknie słuchając dźwięku opadającego deszczu o ziemię. Dużo ludzi wolało siedzieć w domu, gdy taka pogoda witała okolice, a dla mnie była to świetna okazja do wyjścia choćby na głupie 15 minut. Oprócz tego, nie pamiętam kiedy wyszedłem gdzieś do ludzi.

Wziąłem ze sobą mundurek i czarna bluzę alby przebrać się w łazience. Cały mundurek nie był jakimś wielkim wymogiem. Składał się z czarnych spodni i zwykłej białej koszuli, na którą nałożyłem czarną bluzę. Nałożyłem też białe skarpetki, ułożyłem trochę moje farbowane blond włosy. Umyłem twarz i zakryłem wory pod oczami korektorem. Nawet biorąc tabletki nie sypiam za dobrze i ciągle jestem zmęczony. Sungie, co ciebie tak dziwi, skoro do tego jesz tak mało...

Poszedłem do kuchni, a w niej ujrzałem  mamę podśpiewującą jakąś piosenkę z radia. Zaraz po tym jak usiadłem przy stole mama podała mi naleśniki.

- Jedz, bo nie urośniesz. - uśmiechnęła się i usiadła naprzeciw mnie, mieszając łyżeczką w swojej kawie, a ja po tym spojrzałem obrzydzony ilością jedzenia. Wygląda tak dobrze, ale moje ciało nie chce dać mi zjeść... Zaraz chyba zwymiotuje...

- Wiesz, że nie zjem ich aż tylu. - powiedziałem cicho grzebiąc widelcem w talerzu.

- Wiem, ale musisz jeść więcej. Gdy ciebie przytulam to czuje praktycznie same kości... Nie chcę, byś trafił do szpitala, kochanie. - spojrzała na mnie z troską, a ja ponownie zabrałem swoje spojrzenie na talerz z jedzeniem, by zjeść choć odrobinę śniadania.

-Dziękuję... - powiedziałem cicho i wstałem z miejsca, chcąc iść już po plecak, ale zatrzymało mnie westchnienie ze strony mamy.

-Ale nie zjadłeś nawet jednego. Nie możesz jeść tak mało, ciągle chodzisz zmęczony... Martwię się... - powiedziała ze smutkiem na twarzy, gdy w progu drzwi kuchni odwróciłem się do niej.

Wiedziałem, że jedyne co umiem robić to sprawiać komuś problemy i przykrość. Mama stara się, wstaje wcześniej, by zdążyć do pracy, jeszcze przygotowując mi śniadanie, a ja co? Jestem okropny...

Poczułem mokre ciepło spływające po moich policzkach, po którym szybko zerwałem się do swojego pokoju. Wszedłem do niego i od razu zamknąłem drzwi, zsuwając się po nich i chowajac twarz w kolanach. Denerwuje się, chce mi się płakać, bolą mnie dłonie od ściskania ich...

Pomocy....

-Czemu ja zawsze robię dla każdego... pro-blem... - zacząłem głośno szlochać w moje ramiona, bezsilnie zaciskając dłonie na przedramionach. Sam płacz strasznie mnie męczył.

- Nie, Jisungie... Nie robisz problemu. Wiem, że to nie twoja wina, spokojnie... Nic się nie stało. - usłyszałem głos mojej mamy zza drzwi. - Otworzysz mi? - zaraz po ostatnich słowach, wstałem, przy czym lekko zakręciło mi się w głowie i otworzyłem drzwi od razu przytulając się do mamy. Nie mam siły...

Zaczęła mnie uspokajać, a ja stałem tak z dobre 10 minut. Gdy już się uspokoiłem, zabrałem plecak i zszedłem z nią na dół bez żadnego słowa. W końcu nie chciałem martwić mamy swoim zdaniem, skoro miałem tylko same najgorsze myśli o szkole.
Założyłem moje trampki i razem z mamą wyszliśmy z domu, przed którym jeszcze na chwilę niepewnie się zatrzymałem, ale w końcu wsiadłem do samochodu wraz z mamą i przez całą drogę mocno zaciskałem ręce w pięści, wbijając sobie w nie paznokcie. Tak bardzo się boję, boję się...

ヽ`ヽ`、ヽ(ノ><)ノ `、ヽ`☂ヽ

o u r  r a i n y  d a y s  minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz