//24//

6.3K 346 87
                                    

Po całym tygodniu tego okropnie męczącego przeziębienia Sunga, w końcu wyzdrowiał i odrazu nalegał, że musimy gdzieś wyjść w weekend za to, że się nim opiekowałem. Szczerze wolałbym, żebyśmy zostali w domu, oglądajac jakieś seriale czy coś innego. Bałem się, że zdąży mi znowu zmarznąć i zachorować, czego raczej bym nie chciał.

- Nałóż sweter Sungie. Na dworze jest zimno, a ja nie chce, żebyś znowu zachorował. - siedziałem na jego łóżku, przyglądając się co Sung wyciąga z szafy. Musiałem monitorować to czy dobrze się ubierze, nie chciałbym, żeby znowu przechodził te choróbsko.

- Tak jest w porządku? - zapytał, stojąc już ubrany w czarny golf, który na sobie już miał, na to zakładając sweter w kratę. Wyglądał naprawdę uroczo w tych za dużych na niego rzeczach. Uśmiechnąłem się i pokiwałem głową, ruszając z Sungiem w stronę korytarza.

Zaczęliśmy powoli ubierać kurtki i buty, a ja myślałem, że się rozpłynę przez słodkość Jisunga. Młodszy stał teraz próbując zapiąć na siłę, zacięty zamek od jego kurtki.

- Sungie, powoli. - zaśmiałem się, zapinając jego kurtkę i zakładając mu jego szalik, który szczelnie owinąłem.

- Dziękuję hyung... - szepnął, gdy nałożyłem mu rękawiczki na dłonie, uśmiechając się lekko.

- Tylko nie bądźcie na dworze za długo, dobrze? - pokiwałem głową na słowa pani Han, żegnającej się z nami w drzwiach ich domu.
Na podwórku było dość chłodno i wietrznie, więc ciągle poprawiałem jego szalik, pytając czy na pewno jest mu ciepło.

Szczerze nawet do końca nie wiedziałem, dokąd idziemy. Jedyne co powiedział mi Han to, to że chce mi coś pokazać, więc nie wypytywałem go o jakieś szczegóły, mimo tego, że naprawdę mnie to ciekawiło.

- Już zaraz będziemy... - szepnął, przywierając starą drewnianą bramkę, pomiędzy drzewkami.

Przez wszystkie moje lata, mieszkania w Seulu, nie wiedziałem nawet, że takie miejsce istnieje. Pełne drzew i pustych polanek, z szerokim widokiem na całe miasto.

Usiedliśmy na jednych z ławek, a ja spojrzałem na Sunga. Przecież mówił, że mieszkał w Incheon, więc skąd znał takie miejsce?

- Po-podoba Ci się? - szepnął, spoglądając na mnie, na co kiwnąłem głową. W tym miejscu było naprawdę pięknie i cicho.

- Bardzo. - odchyliłem głowę do tyłu, przymykając oczy i ciesząc się ciszą. Aż dziwne, że to naprawdę stolica. - Skąd znasz to miejsce, Jisungie? Mówiłeś, że wprowadziłeś się do Seulu jakieś pół roku temu.

- Lubię spacerować i po prostu je znalazłem. Czasem nawet przychodzę tu malować albo coś poszkicować. Jak tu siedzę czuje taki spokój, wiesz? Tak jakbym był tylko ja i nie musiał się niczym martwić, jakby niczego nie było. - szepnął, a ja przeniosłem na niego wzrok, gdy podkulił swoje nogi pod brodę. - Chciałbym, żeby tak było naprawdę... Żeby wszystko było w porządku....

- Rozumiem. - westchnąłem, podsuwając się do niego i otulając go ramieniem. - Napewno nie jest ci zimno?

- Napewno. - szepnął, opierając głowę o mój bark. Piękne, duże, czekoladowe oczy, długie rzęsy, śliczny uśmiech. Jisung chyba nie miał, żadnych minusów odnośnie jego charakteru, a co dopiero wyglądu. Mimo tego, że rzeczywiście przypominał trochę wiewiórkę, to dodawało mu to tylko uroku. - M-mogę tak siedzieć?

Uśmiechnąłem się do niego, kiwając głową i wzdychając. Han naprawdę umilał mi czas, przy nim zapominałem o moich kontaktach z rodzicami, które nie były jakieś super. Zaczynając już od tego, że ich w ogóle nie było.

- Masz jakieś marzenia? - zapytałem, przyglądając się mu, próbując zacząć jakiś temat.

- Wiesz, chciałbym, żeby moja praca nie poszła na marne. Żebym mógł być szczęśliwy i chociaż trochę wiązać z tym przyszłość. Chciałbym bardzo mieć większe miejsce, oddzielny pokój, tylko dla mojej pracy. Taki mały kącik. - westchnął rozmarzony, gestykulując dłonią, na co się zaśmiałem. - Mój mały kącik. Taki z tarasem i ogrodem, na obrzeżach miasta. Razem z ciszą i spokojem.
A-ah przepraszam, za bardzo się rozgadałem... - pisnął zakłopotany, na co tylko się uśmiechnąłem

- Możesz mówić o czym byś tylko chciał. Miło się słucha tego jak mówisz, wiesz? - szepnąłem, patrząc z uśmiechem na jego czerwone policzki i nosek od zimna. - Oho. Chyba czas wracać.

Zaczynaliśmy się zbierać, powoli kierując się w stronę naszych ulic, kiedy do mojej głowy przyszedł pomysł. Może to dobry czas zaprosić do siebie Sunga, skoro i tak mój dom jest po drodze.

- Jisungie, chciałbyś przyjść do mnie? Głupio mi, że zdążyłem być u ciebie tyle razy, a ani razu nie zaprosiłem ciebie do mnie. - spojrzałem na niego, gdy ten z uśmiechem kiwnął głową, a ja złapałem za jego dłoń kierując się do bramki od mojego podwórka. Wyciągnąłem klucze od drzwi i odrazu w nich ujrzałem moje trzy kotki.

Han najwyraźniej znalazł się w swoim świecie, ciągle bawiąc się z kotkami na puszystym dywanie w moim pokoju , uśmiechając się. Chyba ten widok Hana lubiłem najbardziej. Tego szczęśliwego, z radosnymi iskierkami w jego oczach.

- Twoich rodziców... Nie ma? - zapytał, a mój humor trochę się zepsuł. Nie chciałem za bardzo rozmawiać o tym, co jednak wzrok Hana nie dawał mi spokoju.
Odchyliłem głowę na bok dalej siedząc na moim łóżku.

- Nie ma, tak jak zawsze... - zacisnąłem zęby, aby chociaż trochę nie wymięknąć i nie pokazywać dla Hana, jak bardzo słaby jestem.
- Czy to głupie, że brakuje mi ich?

Spojrzałem na niego, a on ze smutnym wyrazem twarzy, dosiadł się obok mnie, przytulając, a mnie przeszedł szok. On naprawdę potrafił poprawić mi humor i pomóc, mimo, że sam uważał, że tego nie potrafi. Sam przytuliłem go do siebie, mocno zaciskając oczy.

- Nie smuć się hyung... Wiem, że to trudne, ale nie myśl tak o tym. Spędźmy razem miło czas, dobrze? - szepnął, a ja mocniej przytuliłem go.

Odsunął się ode mnie i uśmiechnął, a ja zabrałem się razem z nim do salonu, aby obejrzeć jakiś film.

Poszedłem do kuchni, aby nalać nam jakieś soki i przynieść przekąski, ale nim się obejrzałem Hana nie było na sofie. Odłożyłem przekąski i ruszyłem przez szklane drzwi, gdzie znalazłem młodszego, przyglądającego się czarnemu pianinie, które stało na drewnianym podeście.

- A-a! Przepraszam hyung... Nie powinienem tak sobie chodzić, przepraszam. - mówił spanikowany, aż w końcu zaśmiałem się.

- Nic się nie stało. Nie musisz się tak denerwować. Może chcesz, żebym coś ci zagrał? - spojrzałem na niego, przysiadając się do pianina, a on kiwnął energicznie głową.
Hannie dosiadł się do mnie, ciągle wsłuchując się w to co gram i powoli nucąc w rytm, na co uśmiechnąłem się, dalej grając.

- Uwielbiam jak grasz...

o u r  r a i n y  d a y s  minsungOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz