11

724 37 1
                                    

-Dlaczego?-Spytałam przyglądając się mężczyźnie

-Bo tak zdecydował Clave-Otworzyłam drzwi Hodge się odsunął a małżeństwo bacznie mi się przyglądało.

-Jestem córką Anioła powinniście...

-Nie wyjdziesz nigdzie Rosemarie-Ucięła Maryse

-Przyjdę na zebranie ale niestety muszę wyjść, Z resztą jestem aniołem tak? Poradzę sobie a Clave to Clave banda egoistów! Ja jestem wolna i nie dam się zamknąć!-Wyszłam trzaskając drzwiami

Ruszyłam przed siebie chciała przekroczyć próg instytutu, ale coś mnie zatrzymało. Jakaś bariera walnęłam w nią pięścią i nic spróbowałam znowu wyjść, nic. Poczułam ciepło w całym ciele oczy otworzyłam szerzej wystawiłam ręce z których wyleciał ogień bariera pękła i rozpadła się. Weszłam na chodnik a bariera znowu wróciła na miejsce. Z budynku wyszła Marysa przyglądając mi się z zaskoczeniem pomachałam do niej i ruszyłam na miejsce spotkania. Szłam nieco wolniej oglądając się bacznie w razie gdyby ktoś z Clave chciał mnie śledzić.

Weszłam do księgarni dziesięć minut wcześniej przy kasie Luke obsługiwał klienta.  Gdy ten wyszedł podszedł do drzwi zmieniając tabliczkę z otwarte na zamknięte. Poszłam z nim na zaplecze, gdzie było kilka kartonów oraz mały stół z dwoma krzesłami, usiadłam na jednym z nich.

-Powiem ci o JM jeśli, powiesz kim jesteś zgoda?-Spojrzałam na niego

-Tak, jestem sierotą wychowywano mnie w Idrisie Valentin Morgenstern zabił moją matkę nazywała się Annabelle Gold moim ojcem był prawdopodobnie Gabriel.

-Nazwisko?-Dopytał 

-Anioł Gabriel, moja rodzina interesowała się czarami. Wzywali anioły i nie wiem co jeszcze robili. Jocelyn spotkałam u Magnusa gdy wieczorem przyszła z Clary, razem z nim szukaliśmy wskazówki dotyczącej mojej rodziny.

-Znałem twoją matkę niestety nie udało mi się jej uchronić, po jej śmierci i staracie Jonathana. Jocelyn uciekła będąc w ciąży od kręgu i Valentina.

-Znałeś moją mamę?-Spytałam niedowierzając

-Była przyjaciółką Jocelyn i moją niestety Valentine  wykorzystał ją do wezwania Anioła. ta uciekła zostawiła dziecko w Idrisie. Po czym się ukryła Valentine ją znalazł i zabił.  Po tym uciekłem razem z Jocelyn.

-Byliście Parabatai?-Spytałam ciekawa 

-Tak, zakochałem się w Jocelyn.  Za co zamknął mnie razem z wilkołakami. Jeden z nich ugryzł mnie i już nie jestem nocnym łowcą.

-A kim jest Jonathan Morgenstern?-Spytałam zaciekawiona

-Starszym bratem Clary

-Gdzie jest?-Dopytałam ciekawa

-Został z Valentinem

-Jocelyn go porzuciła?!- Spytałam oburzona jak można porzucić swoje dziecko.

-On nie był człowiekiem od małego wstrzykiwał mu krew demona i tym się stał. Z resztą kilka tygodni później znaleźliśmy szczątki dziecka w rezydenci Fairchildów oraz mężczyzny.  Valentine go zabił Jocelyn co roku opłakuje syna...

-Przykro mi Luke, - Zerknęłam na zegarek dwunasta, o kurczę trochę rozmawiamy - Znajdę Jocelyn  obiecuję

-Powinnaś na siebie uważać Valentine coś od ciebie chce, skoro wtedy cię nie zabił- Odparł poważnie

-Będę ostrożna, dobrze ja już wracam bo wieczorem jest enklawa z resztą pogadam z Clary i namówię żeby cię wysłuchała

-Dziękuję Annab...-Przerwałam mu

-Rosemariea Williams znaczy Gold myli mi się, dobrze lece do widzenia

-Do zobaczenia

Wyszłam z księgarni i po trzydziestu minutach byłam obok instytutu.  Jednak stwierdziłam, że skoczę do Magnusa.  Gdy byłam przed jego drzwiami otworzył mi po czym wpuścił do środka mierząc mnie wzrokiem.

-Co? - Gdy spojrzałam na gości w salonie zrobiło mi się gorąco na kanapie siedział Alec razem z Jacem-Nie wpuszczaj ich tu następnym razem - Szepnęłam dyskretnie do niego, ten kiwnął głową a ja poszłam w stronę Parabatai.

-Co tu robicie? - Spytał ostro patrząc na nocnych łowców

-Rose?-Spojrzałam na Magnusa trzymającego wino

-Tak chcę- Po czym skierowałam wzrok na Aleca i Jaca

-Szukamy cię - Powiedział niebieskooki

-Od dwóch godzin-Wtrącił blondyn

-Mówiłam, że wrócę na Konklawe - Powiedziałam znudzony tonem w tym czasie w mojej ręce pojawił się kieliszek wina

-Nie pij - Powiedział Alec wstając, wzięłam łyka i spojrzałam na niego

-Robię co chce, a ty lepiej wracaj do rodziców! - Syknęłam

-On chociaż ich ma-Powiedział Jace

Z wściekłości która we mnie się zebrała zgniotłam kieliszek w rękach kalecząc się przy tym.

-Zmieniłam zdanie - Uśmiechnęłam się złośliwie-Nie przyjdę na Konklawe

Szybko ulotniłam się z domu i skrótami które znam od dawna.  Znalazłam się w metrze, o szesnastej byłam już przed domem Simona. Obok był opuszczony budynek z którego usłyszałam szepty weszłam tam a przede mną stanął Raphael.

-Sprawdzasz mnie Chica?- Spytał uśmiechnięty

-Nie, pomożesz mi z tym - Wskazałam na rękę

Ten zaczął wyciągać szkło, po czym narysowałam Iratze a rana się zagoiła.

-Dzięki, masz - Skierowałam rękę w jego kierunku - Możesz się napić

Ten uśmiechnął się zadowolony chwycił rękę i wbił kły w nadgarstek poczułam ukłucie było nieprzyjemne ale potem przeszło. Gdy wampir puścił nadgarstek oblizał się i spojrzał na mnie z uśmiechem

Nocna ŁowczyniOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz