Rozdział 94

566 45 5
                                    

Perspektywa Wiktorii

-Pomyślcie o czymś przyjemnym, o najszczęśliwszym wspomnieniu jakie macie - mówił Harry, przechadzając się między ludźmi w Pokoju Życzeń. Siedziałam na podłodze pod ścianą, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami i bawiłam się swoją różdżką. Moi przyjaciele stali obok, rozmawiając i wybierając między różnymi zdarzeniami w ich życiu, ale nie słuchałam ich. Pogrążyłam się we własnej ciszy, dopóki właśnie Potter obok mnie nie usiadł. Westchnął i spoglądał na próbujący tłum, po czym skierował wzrok na mnie. - Udało ci się już?

-Nie, próbuję zebrać w sobie uczucia z tamtej chwili - odpowiedziałam, zerkając na niego i podkurczyłam nogi pod brodę.

-Jest to coś związanego z Fredem? - zapytał, a ja uśmiechnęłam się pod nosem, wbijając wzrok w podłogę.

-Wiesz Harry, dobrze, że nie mieliśmy tych lekcji przed moim szóstym rokiem - odezwałam się, podnosząc się z podłogi. Wzięłam głęboki wdech, przymykając oczy i gdy wypuściłam powietrze buzią, usłyszałam śmiech rudzielca. Potter sam wstał i przyglądał mi się w zaciekawieniu.

Ponownie pomyślałam o tamtej nocy w grudniu i wypowiedziałam nazwę zaklęcia z wielkim uśmiechem na ustach. I z końca różdżki coś rzeczywiście zaczęło się formować. To było dosyć drobne i pierwsze co zauważyłam to małe, urocze uszka.

-Udało ci się! - zawołał Fred, który pojawił się zza moich pleców i wtedy zwierzątko obiegło naszą dwójkę wokoło.

-To łasica? - obok nas pojawiła się Caroline, ale dłużej nie mogliśmy się temu przyglądać, bo niebieski kształt rozmył się w powietrzu.

-Gronostaj, łasica, tak, coś w tym stylu - pokiwałam głową i spojrzałam na nią z uśmiechem.

-Ja mam pandę, jeśli dobrze widziałam. Tyle że szybciej zniknęła niż twój patronus - odparła szybko i od razu umilkła, jakby się wyłączyła. Na tym jej wypowiedź się skończyła i odeszła w stronę Neville'a, obok którego zaczął zbierać się tłum. Odwróciłam się wtedy w stronę Weasleya, który objął mnie ramionami wokół talii.

-Jestem z ciebie dumny - mruknął z uśmiechem, przyciągając mnie do swojej klatki piersiowej. Zaśmiałam się delikatnie, a gdy się odsunęłam po chwili, cmoknął mnie w czoło. - O czym pomyślałaś?

-To sekret, no co ty - przyłożyłam sobie dłoń do serca, jakby spytał o coś nieodpowiedniego, na co tylko pokręcił głową, rozglądając się.

-A sądziłem, że nie mamy przed sobą sekretów - powiedział, wracając do mnie spojrzeniem i prychnął śmiechem. - Od kiedy ty taka tajemnicza?

Nic mu jednak nie odpowiedziałam, bo w pokoju zrobiło się ciszej oraz ciemniej przez nagłe zniknięcie patronusów. Rozejrzeliśmy się, aby znaleźć przyczynę i wtedy zobaczyłam u stóp Harry'ego skrzata domowego. Miał zdecydowanie za dużo czapek na głowie, które co chwilę opadały mu na oczy.

-Harry Potter, sir - zaczął mówić. Cały się trząsł, a oczy miał wielkie z przerażenia. - Zgredek przyszedł, aby cię ostrzec... Ale skrzatom domowym nie wolno ostrzegać... - i pobiegł w stronę ściany obok mnie i Freda z pochyloną głową. Próbowałam go złapać, żeby nie zrobił sobie krzywdy, ale nie zdążyłam i skrzat po chwili wylądował na podłodze. Potter do niego podbiegł i złapał go za jedną rękę, a ja zakryłam buzię. To stało się za szybko.

-Co się stało, Zgredku? - zapytał Harry, chwytając go za również za drugą rączkę.

-Harry Potter... ona... ona...

-Kim jest "ona"? - padło kolejne pytanie, a po chwili ciszy Harry dopytał. - Umbridge?

I skrzat przytaknął, ruszając bezgłośnie wargami, a my spojrzeliśmy po sobie.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz