Rozdział 104

308 25 6
                                    

Perspektywa Wiktorii

-No chodź, pokażę Ci. Są naprawdę mięciutkie! - zawołała i złapała mnie za rękę, gdy weszłyśmy do sklepu bliźniaków. Pociągnęła mnie za sobą, zakreślając takie slalomy między stanowiskami i pojedynczymi ludźmi, że zaczęło kręcić mi się w głowie w połowie drogi.

Ada zatrzymała się przy klatce w rogu sklepu i natychmiast ukucnęła, puszczając moją dłoń. Usiadłam na podłodze obok niej, by oglądać te różowe zwierzątka, a ona zaczęła wymieniać imiona, które dla nich wymyśliła. Moim faworytem był zdecydowanie "Rin Tin Tin", lecz uznałam, że nie będę pytać, skąd pomysł na nie i jedynie przytakiwałam. Choć dla Puszka Pigmejskiego idealnie pasuje imię takiego pokroju, było to jedyne z takim wydźwiękiem. Reszta nazywała się "Jeździec Apokalipsy", "Lucyfer", "Anubis" i "Shi" z japońskiego, co jak się dowiedziałam, oznacza śmierć. Wołasz malutkie różowo-fioletowe stworzonka i zdanie, które wylatuje z twoich ust to "Śmierć, chodź tutaj!".

-Myślisz, że chłopacy się wkurzą, jeśli wyjmę jednego? - zapytała, rozglądając się wokoło i po zrobieniu tego samego, podniosłam się na kolana.

-Nie dowiedzą się, jeśli zrobisz to szybko - stwierdziłam, patrząc na zamknięcie od klatki i odsunęłam się, aby zrobić dla Kimberly miejsce.

-Pomóc w czymś? - odezwał się głos za nami i obydwie się odwróciłyśmy. Nakryte w takim momencie.

-Cześć Verity - powiedziałam, śmiejąc się lekko po zobaczeniu miny sprzedawczyni i po chwili powróciłam wzrokiem do Ady, sięgającej po Puszka.

-No to ja nic nie widziałam - odparła blondynka, która prychnęła śmiechem i po chwili od nas odeszła do jakiegoś klienta niedaleko.

-Uwielbiam ją - uznała Ada, nie spuszczając wzroku z trzymanego w dłoniach zwierzątka. - Zawsze mnie kryje przed chłopakami.

-Nie chcę wiedzieć, co Ty takiego robisz, że musi Cię kryć - mruknęłam, nachylając się, aby pogłaskać Puszka, a ona się uśmiechnęła.

-I bardzo dobrze - przytaknęła i gdy na nią spojrzałam z szerzej otwartymi oczami, zaśmiała się głośno. Nie skomentowałam tego. - Muszę do łazienki. Potrzymaj - odezwała się moment później i wcisnęła mi do rąk Jeźdźca Apokalipsy, po czym prędko wstała i zniknęła z mojego pola widzenia.

Rzeczywiście mięciutki. Automatycznie przyłożyłam go do policzka tak, jak większość rzeczy, które były przyjemne w dotyku i takie delikatne. Oglądałam go z bliska, ale odsunęłam go od twarzy, gdy wyciągnął język w moją stronę i dziwnie zapiszczał.

-Powinienem wyprosić Panią ze sklepu za taką swobodę - odparł głos z prawej i spojrzałam na jego źródło. Nie zatrzymałam się mimo wszystko na nim na dłużej, obejrzałam go jedynie szybko od góry do dołu, bo w tym garniturze wyglądał zdecydowanie zbyt dobrze. Uśmiechnęłam się po chwili. To dziwne uczucie, że znowu mogłam na niego spojrzeć. - Masz czas wieczorem? - zapytał i ponownie uniosłam głowę, starając się nie uciec wzrokiem. Uśmiech błąkał mu się na ustach, opierał się o kolumnę z dłońmi w kieszeniach i nie potrafię wytłumaczyć, dlaczego tak mnie fascynował.

-Myślałam, że jesteśmy na Pan i Pani - zaczęłam, na co pokręcił głową, prychając i podrapał się po nosie, odbiegając wzrokiem w bok. - A ile dokładnie czasu potrzebujesz? - spytałam i uniósł brew, lustrując mnie spojrzeniem.

-No wiesz, jeśli nie dasz mi go wystarczająco i będziesz chciała pójść za wcześnie, to po prostu Cię zwiążę i nie puszczę - odpowiedział spokojnie i przytaknęłam, spuszczając wzrok, aby powstrzymać uśmiech.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz