Rozdział 18

1.5K 112 54
                                    

Perspektywa Wiktorii

-Kochanie, nawet nie wiesz jak tęskniłem!

-Nie przesadzaj - zaśmiała się Kimberly, gdy George podniósł ją i okręcił wokół własnej osi. Postawił dziewczynę na ziemi i cmoknął w usta, uśmiechając się. Też się uśmiechnęłam i rozejrzałam. Fred stał z Angeliną pod ścianą i znowu wspólnie się śmiali, ale na mojej twarzy pozostawał uśmiech, żeby nie dać się poznać. Lata praktyki. Po chwili skończyli rozmowę, a chłopak podszedł do nas. Nic nie powiedział, tylko popatrzył na George'a i Adę. Zachciało mi się kuźwa płakać. Spojrzałam na niego, po czym poszłam do dormitorium. Nie przywitał mnie w żaden sposób, chociażby spojrzeniem.

-Oo, hej - do pokoju weszła Caroline, gdy próbowałam osuszyć oczy z łez. Przytuliła mnie, nieco podejrzliwie oglądając.

-Możesz mi powiedzieć co się stało z twoimi włosami? - spytałam i spojrzałam na sięgające do ramion, niebieskie włosy.

-Zakład z bliźniakami, a dokładniej z Fredem - dotknęła ich i prychnęła. - Założyliśmy się o to, czy dadzą radę wejść na posąg na korytarzu, tam gdzie znajduje się nasz pokój z Mapy Huncwotów, skoczą z niego i nic sobie nie zrobią, bo kłócili się ze mną, że nie jest wcale taki wysoki. I wyszli z tego cało, skubani.

-Kompletnie was powaliło - stwierdziłam, na co przytaknęła i spojrzała za mnie.

-O Mój Boże - podeszła do mojego łóżka. - Twój? - wskazała na kota.

-Tak, dostałam ją na święta. Hariet - rzekłam, rozpakowując torbę z pociągu. Dziewczyna zaczęła oczywiście głaskać i bawić się ze zwierzęciem, a ja nie mając nic do roboty wyszłam z pokoju. Chodziłam po korytarzach, gdy w końcu na kogoś wpadłam, dosłownie.

-Oo, cześć - chłopak przytulił mnie, czego nie do końca się spodziewałam. - Jak ci minęły święta? Mam nadzieję, że miło - uśmiechnął się, pokazując urocze dołeczki.

-Szczerze? Słabo, ale chyba zdążyłam się przyzwyczaić - obwieściłam, na co uniósł brwi z zaskoczenia.

-Ale dlaczego? Co jest nie tak w świętach? - zapytał, a ja zaczęłam mu powierzchownie opowiadać w drodze do kuchni. Szliśmy tam, ponieważ uznał, że chce ciastka. Nigdy więcej nie idę z nim do kuchni po ciastka. Wychodząc, wpadłam na kogoś.

-O Jezu - rzekłam na głos, przewracając oczami. Angelina prychnęła śmiechem, krzyżując ręce.

-Kogo mu ty mamy, kochaną Roger. Widzę, że skoro Freddie ci nie uległ to znajdujesz sobie innego - przejrzała Zachary'ego wzrokiem.

-Ja przynajmniej nie jestem taka fałszywa i przy Fredzie nie udaje takiej świętej. A teraz przepraszam, ale muszę już iść - powiedziałam cokolwiek, byleby nie odejść bez słowa i nie dać jej satysfakcji, że mnie zgasiła. Wyminęłam ją, chłopak ruszył za mną i próbował dorównać mi kroku, chociaż szłam tak szybko, że było to pewnie trudne.

-O co chodzi z tą dziewczyną? - cicho spytał Ślizgon, odwracając się dyskretnie do tyłu.

-Chodzi o Freda. Zazdrość ją zżerała od środka, bo mieliśmy taki świetny kontakt, a teraz nie było mnie na święta to go okręciła wokół palca, on przestał zwracać na mnie uwagę i... tyle - zakończyłam, bo poczułam, że zbliżam się do płaczu. Drugi raz dzisiaj.

-Hej, spokojnie, nie warto płakać przez chłopaków - zatrzymał mnie, spojrzał mi w oczy i przytulił do swojego torsu. Miał zimne dłonie jak na taki ciepły charakter.

Perspektywa Freda

-Fred, ty imbecylu - jęknął mój brat, rzucając we mnie poduszką.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz