Rozdział 85

805 50 26
                                    

Perspektywa Wiktorii

Następny dzień był pełen nerwów, czego jednak nie chciałam okazywać.

Zasnęłam z Lee na moim łóżku, więc gdy się obudziliśmy od razu wszystko powiedzieliśmy dziewczynom. Po przedstawieniu sytuacji nie zostało nam nic innego jak po prostu kontynuowanie dnia, ale jeszcze przed lekcjami planowaliśmy iść do opiekunki Gryfonów. Szanse na to, że coś nam powie były małe, ale zawsze były.

Jordan czekał na nas w pokoju wspólnym, więc żeby nie musiał stać sam, gdy tylko się wyszykowałam zeszłam do niego.

-Wracasz na święta do domu? - zapytał, siedząc na nagłówku kanapy ze skrzyżowanymi rękoma.

-Na pewno nie do swojego, ale w Hogwarcie nie zostaję - odpowiedziałam i dotarło do mnie, że tak w sumie miałam wiele miejsc, gdzie mogłabym zostać. - A ty? - przeniosłam na niego spojrzenie, gdy akurat wzruszył ramionami i westchnął.

-Rodzice chcą, żebym wrócił, ale zostanie w Hogwarcie mogłoby dobrze posłużyć.

-Posłużyć czemu? - zmarszczyłam brwi, a on rozejrzał się wokoło i nachylił w moją stronę.

-Święta są dobrym czasem na małe podsłuchy i szpiegowanie - oznajmił, wyjmując z kieszeni zaczarowaną monetę, którą rozdała nam Hermiona we wszyscy wiemy jakim celu.

-A może ropucha również wyjedzie? Ona się rządzi własnymi prawami, pamiętaj - kiwnął głową i zerwał ze mną kontakt wzrokowy jak tylko dziewczyny zeszły do PW. - To idziemy.

Zgodnie z zegarkiem Caroline mieliśmy pół godziny do rozpoczęcia zajęć i pytaniem było, czy w takim razie ominąć śniadanie i udać się do McGonagall czy może jednak pójść do niej po obiedzie. Czasami życie w niewiedzy jest lepsze, ale to jednak chodziło o nagłe zniknięcie bliźniaków, sądzę, że mieliśmy prawo do chociażby powierzchownych wyjaśnień i wskazówek.

Dotarliśmy jednak do wniosku, że przecież nie będziemy się głodzić, skoro nawet nie było pewne czy to coś nam da. Takim oto sposobem wylądowaliśmy w Wielkiej Sali, gdzie Ada podsłyszała od Deana i Seamusa, że Harry'ego oraz Rona też wcięło, a Hermiona dała nam informację, iż ostatni raz Ginny widziała na kolacji poprzedniego dnia. Wcięło wszystkich Weasley'ów chodzących do tej szkoły i Pottera. To nie mogło znaczyć nic dobrego.

>>>

Zajęcia były męczące, ale chociaż trochę odwracały moją uwagę od tej całej sytuacji. Mogłam odpocząć na historii magii, ponieważ profesor się nie zjawił, a że miałam tę lekcję ze Ślizgonami podszedł do mnie wtedy Zachary.

-Gdzie są ci rudzielce? - zapytał, przeskakując blat i siadając obok mnie.

-No właśnie nie wiem - obwieściłam zgodnie z prawdą, a czując, że nie spuszcza ze mnie wzroku odwróciłam głowę w jego kierunku. - A dlaczego?

-Bo mam pewną propozycję, którą byś zapewne chciała z nimi przedyskutować - powiedział i odgarnął pojedynczy kosmyk z czoła. Potrzebowałby przyciąć te włosy. Zachęciłam go do rozwinięcia wypowiedzi, na co krzyknął do swojego znajomego, żeby rzucił mu torbę. Patrzyłam jak delikatnie obchodzi się z nią, mimo że dwie sekundy wcześniej musiała przelecieć pół klasy i otwiera największą przegrodę, w której przetasował podręczniki w poszukiwaniu czegoś. Cierpliwie czekałam i się doczekałam, jak wyjął małą, zgrabną kopertę, po czym mi ją podał. Podejrzliwie odebrałam i zaczęłam otwierać, a on położył dłonie na górze siedzenia i oparł o nie głowę. W środku koperty był list, który przeczytałam z podziwem dla stylu pisma. Zaskakująco estetycznie.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz