Rozdział 84

655 51 9
                                    

Perspektywa Wiktorii

-Ale wiesz, że masz jeszcze do napisania dwa wypracowania na jutro, prawda?

-Pojeździmy tylko godzinkę, no choodźmy.

-Łyżwy tylko godzinkę? Z wami? Niewykonalne, nie oszukujmy się - zaśmiałam się, spoglądając na Adę, która zrobiła minę złego trzylatka.

-Jest zbyt świetna pogoda na nie pójście! Spójrz tylko - odwróciła mnie w stronę okna, wyciągając rękę przed siebie najdalej, jak potrafiła. Rzuciłam jej spojrzenie, na które westchnęła, ale nie przestała myśleć jak mnie przekonać.

-Skończyłam transmutację - obwieściła Caroline z naszego stolika, gdy Pani Pince akurat przeszła obok.

-Trudno było? - spytała Kimberly. Brunetka pokręciła przecząco głową, wzbudzając w tym ponowną energię w Adzie.

-Widzisz? Z okazji twoich urodzin chętnie zabiorę cię na jeżdżenie na łyżwach po jeziorze i bardzo niemiło byłoby odmawiać - uznała pół poważnie ze spojrzeniem pełnym nadziei.

-Nie więcej niż trzy godziny - rzuciłam, odkładając na półkę książkę. Ada podekscytowała się nieco za głośno, więc musiałam zakryć jej buzię, chociaż bibliotekarka i tak przyszła, upominając nas o ciszę.

>>>

Po łyżwach, na których dowiedziałam się, że choćbym chciała, to nie ma bata, abym sama dała radę wstać na lodzie, nieco przemoknięte dotarłyśmy do zamku, a tam do swojego dormitorium. Przebrałyśmy się w ciepłe ubrania, a Caroline zmusiła Adę do pójścia do biblioteki i napisania tych wypracowań, czego brunetce przeraźliwie nie chciało się robić, chociaż wiedziała, że musi to zrobić.

Tak więc gdy dziewczyny wyszły z pokoju, uznałam, że po prostu zacznę szykować się do łóżka. Włączyłam najpierw muzykę z naszego własnego radia, które Caroline wzięła z domu, a później podeszłam do umywalki w łazience. Nie do końca wiem, dlaczego wpatrywałam się w swoje odbicie za każdym razem co najmniej parę sekund bez ruchu.

Otrząsnęłam się z tego chwilowego zawieszenia i wyjęłam waciki z woreczka, a zaraz po tym płyn micelarny z zamiarem zmycia makijażu, który w sumie nie był duży. Szkoda mi było pieniędzy i czasu, aby każdego ranka nakładać podkład. Zmyłam tusz z rzęs, akurat, gdy ktoś zapukał do drzwi. Odłożyłam wszystko i podeszłam je otworzyć, zastanawiając się, czy mogę tego kogoś przerazić swoim wyglądem.

-Cześć - powiedziałam do osoby za progiem. Uśmiechnął się, na co zrobiłam to samo, wpuszczając go do środka. Zamknęłam za nim drzwi, czując z podmuchem powietrza jego perfumy i jakby fajerwerki. Uspokój się Wiktoria.

Odwróciłam się, lekko opierając się o drzwi i spoglądając na niego, ale długo to nie trwało, bo nagle mnie objął. To poczucie bezpieczeństwa, poczucie, że nic ci nie grozi, że sytuacja wokoło nie ma znaczenia. Znacie takie uczucie?

-Spełnienia marzeń - mruknął mi do ucha takim głosem, że przeszły mnie ciarki. Odsunął się na tyle, aby móc spojrzeć na moją twarz, jednak nie zmienił położenia rąk. - Mało dziś rozmawialiśmy, przepraszam za to - obwieścił, czekając na jakąś moją reakcję.

-Ważne, że jesteś teraz - stwierdziłam, uśmiechając się szerzej. Szczerze to nie przepadałam za pamiętaniem o swoich urodzinach. Uniósł kącik ust, oglądając każdy centymetr mojej twarzy.

-Za jakiś czas zobaczysz, nad czym pracowaliśmy dzisiaj - obwieścił z delikatnym podekscytowaniem.

-Za jakiś czas, czyli kiedy? - uniosłam głowę lekko do góry, zostawiając na ustach uśmiech.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz