Rozdział 77 || Rok 7

977 60 71
                                    

Perspektywa Wiktorii

Ranek był naprawdę zamieszany. Bliźniacy zepchnęli Ginny ze schodów swoimi kuframi, które pod sam koniec jeszcze mnie uderzyły, bo akurat wchodziłam na górę. Nie wspomnę, że to praktycznie na mnie wpadła dziewczyna, bardziej bolał krzyk Molly i Pani Black. Myślałam, że tam ogłuchnę. Przynajmniej jeden z nich tego pożałował, przez tę serię wypadków przecięłam sobie wargę, więc podróż na King Cross polegała mniej więcej na zażaleniach Freda: „Ale jak to tydzień bez całowania?!".

Peron 9 i 3/4 jak zawsze był głośny i zatłoczony, ale nie musieliśmy długo szukać Caroline. Z Oliverem stali pod ścianą, ten obejmował ją ramieniem, a ona miała ręce założone na piersi i w sumie to trochę wyglądali, jakby patrzyli na swoje dziecko w pociągu. Za dużo czasami myślę.

Chłopacy oznajmili, że pójdą zająć nam przedział, a my wtedy podeszłyśmy do pary. Prawie się poryczałam, gdy Caroline się szeroko uśmiechnęła, ale mniejsza z tym. Oliver nam powiedział, że została Prefektem naczelnym, choć raczej to wyśpiewał „Zgadnijcie, kto został prefektem naczelnym? Moja dziewczynaaa". Ogólnie to się chyba cieszył z tego powodu.

Ktoś zawołał Caroline do wagonu prefektów, więc Wood jeszcze się z nią pożegnał. Czule pożegnał. Wtedy też już ruszyłyśmy do pociągu, ale gdy się odwróciłam, aby jeszcze raz na nich spojrzeć, zobaczyłam Malfoya lustrującego ich dosyć... przybitym wzrokiem. To wcale nie było normalne, tym bardziej że to Malfoy. Zauważył moje spojrzenie i jak najszybciej zniknął w środku pociągu. Okej, jasne.

Szukanie tych dwóch rudzielców nie było trudne, bo stali na korytarzu i już handlowali swoimi produktami. Jakimś cudem George, który nas spostrzegł, na chwilę przerwał i wniósł nasze kufry. Cóż za gentleman. Nie dopuszczałam do zakupu czegokolwiek przez pierwszoroczniaków, których też oczywiście namawiali. Uznałam, że tak będzie lepiej i oczywiście bezpieczniej. Po usłyszeniu gwizdu wszyscy się rozeszli, a bliźniacy wodzili za nimi z uśmiechami.

-Ten rok będzie sukcesywny - stwierdził Fred, po czym odwrócił się w moją stronę. - Jeśli przestaniesz odpędzać nam klientów.

-Dopóki nie mają ukończonych dwunastu lat to nie chcę nawet słyszeć o tym, że coś im sprzedaliście, to moje ostatnie słowa na ten temat.

-To ci damy zatyczki do uszu - obwieścił George, na co uniosłam brew. - Już ci znikam z zasięgu wzroku - uniósł ręce na wysokość szyi i wszedł do przedziału.

-Przy naszych klientach się uśmiechaj, okej? Odstraszasz mężczyznę jednym spojrzeniem - odezwał się Fred i próbował palcami unieść moje kąciki ust. - Dobra, nic nie mówiłem. Ale dla mnie się uśmiechniesz, co?

-Za ten kufer rano? Nie, dzięki - otworzyłam drzwi przedziału, a w odbiciu zobaczyłam jak unosi głowę i wzdycha.

-No przepraszam noo - zaczął z uśmiechem. - Gdzie idziesz? - zapytał, gdy zostawiłam na siedzeniu rozpinaną bluzę i z powrotem wyszłam.

-Do Marthy - jakieś dwie sekundy później poczułam, że za mną idzie.

-Co mogę zrobić, żebyś mi wybaczyła za ten ranek? - spytał chwilę później, a ja niby spojrzałam pod nogi, żeby nie widział, że się uśmiecham.

-Gdy mi się to zagoi to o tym zapomnę.

-Jedno machnięcie różdżką i po wszystkim.

-Gdy mi się zagoi naturalnie - nałożyłam nacisk na ostatnie słowo i usłyszałam jak się podśmiewa pod nosem.

W końcu zauważyłam blondynkę w przedziale z jej dwoma koleżankami z Ravenclawu i jakimiś chłopakami z tego samego roku, ale z Hufflepuffu. Oparłam się o drzwi przedziału, lekko nachylając się do środka. Dawno nie widziałam, żeby tak się ucieszyła na mój widok, bo normalnie wstała i mnie przytuliła. I to przy swoich znajomych. Powtórzę: przy swoich znajomych.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz