Rozdział 90

764 48 21
                                    

5/5

Perspektywa Freda

Parę dni minęło dosyć szybko i na sam koniec grudnia na ulicach był tłok. W samym domu Blacka liczba osób non stop się zmieniała, bo ktoś albo wchodził, albo wychodził. Przed obiadem wróciła Caroline z Oliverem, który już z nami został  i do wieczoru po prostu spędzaliśmy wszyscy razem czas. Dziewczyny jednak zaraz po zjedzeniu kolacji uciekły na górę, aby przygotować się na wyjście, a ponieważ razem z George'em i Woodem nie mieliśmy nic innego do robienia, zajęliśmy sobie wygodne miejsca w ich sypialni i obserwowaliśmy to wszystko.

Siedziałem na podłodze oparty o łóżko Roger i patrzyłem na Caroline, wyjmującą z kufra Ady jakąś torebkę. Wsłuchiwałem się w rozmowę Wiktorii oraz mojego bliźniaka na temat ilości osób, której się spodziewali u Fauxa i wystarczyła chwila rozkojarzenia z mojej strony, aby nagle temat się zmienił.

-Nie, nie sądzę, dla mnie Wika raczej przeleciałaby tego kogoś i rozkochała w sobie, więc Fred wyszedłby na minus - stwierdził nagle Wood z powagą i brat na mnie spojrzał, wybuchając po chwili śmiechem.

-Nie dam się tak łatwo zniszczyć, dajcie spokój - odparła Roger, spoglądając na mnie i uśmiechając się w taki inny sposób, przesyłając dreszcze na całe moje ciało. Gdy podeszła do swojego kufra i kucnęła obok mnie, posłałem jej pytające spojrzenie, a ona zrozumiała, że pytam o ich rozmowę. - George uznał, że gdyby ktoś kogoś dzisiaj wieczorem zdradził, to odbywałyby się sesje płaczu sześć dni w tygodniu, a resztę już raczej słyszałeś - odpowiedziała, lekko się uśmiechając. Chwilę patrzyłem na jej profil, ale w końcu wstała z czymś w rękach i wyszła z pokoju.

>>>

-To tutaj? Oh... - odezwała się ruda kobieta, która nadal trzymała mnie za ramię. Wiktoria odwróciła się z uśmiechem i pchnęła furtkę, a za nią ruszyły dziewczyny i my sami, rozglądając się wokoło. Nie sądziłem, że rodzice Fauxa będą mieli własny dworek, który może i nie wyglądał, jakby kosztował ogromne pieniądze, jednak moją rodzinę na pewno nie byłoby stać na coś takiego. Przeszła mnie fala zażenowania, patrzyłem, jak Roger idzie z przodu, trzymając Adę za rękę i naprawdę wpasowywała się w takie klimaty. Cała błyszczała i szła z pewną gracją. Poczułem się po prostu żałośnie, co chyba wyczuła moja rodzicielka, ponieważ dźgnęła mnie w tył pleców, abym się nie garbił.

Im bliżej się znajdowaliśmy, tym bardziej było słychać muzykę grającą w środku oraz stłumione rozmowy. Parę osób siedziało przy skromnej fontannie na środku podwórza, a parę chodziło wokoło i nikt nie zwracał na nas szczególnej uwagi. Wiktoria w końcu zatrzymała się przed schodami i odwróciła w naszą stronę, a po uzgodnieniu z kobietą trzymającą się mojego boku wszystkich rzeczy, weszliśmy do środka, gdy aportowała się z powrotem do kwatery głównej.

Zaraz przy drzwiach odłożyliśmy płaszcze na w połowie zapełniony wieszak, przy którym cały czas się rozglądałem. Naprzeciwko wejścia były schody, które Zachary uwiecznił na nagraniu i w rzeczywistości wydają się dłuższe. Na lewo na ścianie wisiały ramki z jakimiś czarno białymi fotografiami i ciągnęły się one wzdłuż całego korytarza aż za schody, lecz na jego samym końcu było ciemno, więc chyba nie był przeznaczony do naszego użytku. Na prawo od schodów był jeszcze korytarzyk, ale już oświetlony, skąd właśnie wyszedł Ślizgon. Zawołał coś, rozkładając ramiona, jednak nie zrozumiałem, co powiedział, ponieważ muzyka dudniła mi w uszach. Podszedł do jasnowłosej i okręcił ją w powietrzu w swoich ramionach, a czarną koszulę miał poprzeplataną w niektórych miejscach błyszczącą nitką, więc świetnie się ze sobą komponowali, czego nikt inny oprócz mnie chyba nie zauważył. Chwilę później zaczął witać się z resztą z nas, a ja byłem na samym końcu i mimo to uśmiechnął się szeroko, jakby w ogóle niezmęczony uśmiechaniem się.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz