Rozdział 66

1K 63 19
                                    

Perspektywa Freda

-Cicho - szepnąłem, nachylając się nad jej uchem rozbawiony. Była trzecia w nocy, ona w spódniczce, coś dziwnie krótkiej i włosami spiętymi w dwa małe koczki z tyłu głowy. Wręcz płakała ze śmiechu, a ja nawet do końca nie rozumiałem dlaczego, ale nie miałem nic przeciwko. Taki piękny widok był wart każdej kary.

Był 31 marca, znaczy już pierwszy kwietnia. 19 marca urodziny Caroline, a dwa tygodnie później prawie reszta z naszego grona.

Cóż, nie wiem jak określić sposób w jaki się czułem. Na pewno nie nostalgicznie - rzadko się tak czułem od balu. Ale wracając do sytuacji.

Byliśmy po kompletnie drugiej stronie zamku od wieży Gryffindoru na chyba piątym piętrze, gdzie parapety były wyżej niż wszędzie indziej i to spowodowało, że zachciało się jej na nim usiąść. Podskoczyła dwa razy, a ja w tym czasie rozglądałem się, Mapa Huncwotów już ostatecznie została u Pottera i trzeba było sobie radzić bez niej. Dosyć szybko jednak przerwałem "zwiady". Z dłońmi w kieszeniach na nią spojrzałem i cholera jasna, mogliśmy być bliżej tej wieży.

Ta spódniczka, gdy usiadła, wydawała się być jeszcze krótsza. Materiał odsłonił jej trzy pieprzyki na nodze, które nazywałem "pasem Oriona", choć "tym czymś" był fakt, że miała je wysoko na udzie.

-To wszystkiego najlepszego - powiedziała z uśmiechem.

-Już mam - stwierdziłem, na co pokiwała głową. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy, aż w końcu sięgnęła po coś do kieszeni.

-Minęły trzy lata - wyjęła malutką sakiewkę. - Tamta już trochę przeżyła - zaśmiała się pod nosem. Położyła na swojej dłoni kolorową bransoletkę i drugą ręką podwinęła rękawek mojej bluzki. - Ta stara trochę wyblakła i dwa razy się zerwała. To prezent urodzinowy. Równie dobrze mogłam dać Ci coś bardziej wartościowego, ale zawsze ją nosisz, więc uznałam, że zrobię nową - mówiła, zdejmując mi z nadgarstka tą starą i zakładając nową. - Dodałam jeszcze jeden koralik z inicjałami, żebyś zawsze pamiętał o... O nas - dodała, a ja uśmiechałem się, oglądając prezent. Uniosłem wzrok, by na nią spojrzeć. Wyglądała niepewnie, jak zawsze wtedy, gdy bała się, że coś nie jest wystarczająco dobre. Ale wtedy wszystko było idealne.

-Cudowny prezent, dziękuję - przytuliłem ją mocno i poczułem jak się uśmiecha.

-Kocham cię - mruknęła w moje ucho i przeszły mnie ciarki. Odsunąłem się w końcu, ale irytowała mnie ta odległość. Przybliżyłem się, by ją pocałować, pogłębiła pocałunek, trzymając mnie za koszulkę. Tak, stałem między jej nogami, gdy była w spódniczce i ona bardzo dobrze wiedziała, co robi. Miała zasady, ale lubiła robić coś, co było strasznie bliskie ich złamaniu. Jedną ręką podpierałem się po jej lewej stronie i nawet nie próbowałem kontrolować drugiej. Jechałem od jej kolana w górę i gdy wszystko stało się takie intensywniejsze, odsunęła się ode mnie. - Słyszałeś to? - spytała szeptem, a ja nie odrywając od niej wzroku pokiwałem przecząco głową. Wbiła wzrok w lewą część korytarza i wtedy rzeczywiście usłyszałem jakiś szum, jakby ktoś ocierał o siebie jakieś materiały. Wyciągnęła różdżkę, mimo ciemności wypowiedziała zaklęcie w puste miejsce, dla mnie puste, do czasu puste. Materiał zleciał z ich głów i zauważyli to dopiero po chwili, gdy przestali coś do siebie szeptać. Spojrzeli na nas, jeden z szeroko otwartymi oczami, a drugi trochę zawstydzony sytuacją.

-To my może nie będziemy wam przeszkadzać... Ron, no chodź, pójdziemy inną drogą.

-To już mój czwarty brat, którego przyłapałem z dziewczyną w momencie, w którym nie powinienem, jeszcze Percy mi został do kolekcji - mruknął do Harry'ego, niestety bądź stety słyszalnie i dla nas. Odeszli szybkim krokiem, a Wika oparła czoło o mój barek i śmiała się pod nosem.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz