Rozdział 8

2.1K 127 193
                                    

Perspektywa Wiktorii

11 grudnia

-Wika, no proszę, co Ci szkodzi?

-Nie.

-Ale dlaczego?

-Mamy jedenaście lat, jak wy wyobrażacie sobie imprezy w naszym wieku? - zapytałam przyjaciółek w drodze na obiad. Otóż wymyśliły sobie, że jedenaste urodziny ma się tylko raz w życiu i trzeba to świętować. Rozumiem zwykłe, wspólne spędzenie czasu, ale impreza?

-Potrafisz wszystko zepsuć.

-Kto potrafi wszystko zepsuć? - obok Ady pojawił się George, a po mojej prawej jego brat bliźniak. Usiedliśmy przy stole naprzeciw siebie.

-Wika nie chce imprezy urodzinowej - obwieściła dziewczyna i nalała sobie soku.

-Skoro ty chcesz imprezować w tak młodym wieku, to ja się boję co będzie za kilka lat - powiedział George, śmiejąc się. Wreszcie ktoś mnie rozumiał.

-Będziesz mnie pijaną zanosił na rękach jak księżniczkę do łóżka- rzuciła, uśmiechając się.

-Ale do mojego czy twojego? - chłopak uśmiechnął się, a Ada w odpowiedzi prychnęła i wlepiła wzrok w swój talerz. - Oj, no nie obrażaj się kotku - co ten człowiek narobił.

-Nie nazywaj mnie tak - prawie natychmiast odpowiedziała, robiąc się lekko czerwona.

-Ale o co chodzi kotku? Coś nie tak kotku? - on bardzo dobrze wiedział co robi. 

-Ja na twoim miejscu bym uważała, ona jest niebezpieczna - powiedziałam w stronę George'a.

-A ty lubisz być tak nazywana, kotku?- szturchnął mnie Fred, a ja zatrzymałam widelec z jedzeniem tuż przed buzią. Ada spojrzała na chłopaka przerażona i nachyliła się w jego stronę.

-Jeśli zaraz się nie uśmiechnie to uciekaj. Nie chowaj się, bo i tak cię znajdzie. Po prostu uciekaj - dziewczyna wpatrywała się w Freda. Odłożyłam spokojnie widelec, a Caroline natychmiast go zabrała. Środki bezpieczeństwa. Schowałam twarz w dłoniach i westchnęłam. Ja nie wiem jak niektóre pary tak mogą. Jak można mówić do osoby, którą się kocha, jak do jakiegoś zwierzęcia? Nazywanie kogoś małpko, myszku, ptaszku i nie wiadomo co jeszcze jest dla mnie zwykłą obrazą. Może jeszcze mrówkojadku? W końcu uniosłam głowę i uśmiechnęłam się lekko. Gdy Ada zauważyła, że nie jestem już zła zaczęła mówić. - Na nią trzeba uważać, jeszcze przed wyjazdem do Hogwartu tak walnęła naszego kolegę, że przez miesiąc leżał w szpitalu ze złamaną kością policzkową.

-No co? Zasłużył sobie! Szowinistyczna świnia... - rzuciłam krótko, a moi przyjaciele zaśmiali się.

-Dobra, zbieramy się? - spytała Caroline, na wszyscy przytaknęliśmy i wyszliśmy z Wielkiej Sali. Dotarliśmy do PW i usiedliśmy przy kominku. Ada usiadła przed George'em, a on zaczął bawić się jej włosami. Trochę przytłaczające, ale urocze. Usiadłam przy oparciu jednej z kanap. Gdy Caro już chciała położyć się, opierając głowę o moje nogi, Fred zrzucił ją na podłogę i sam chciał zrobić to, co przed chwilą dziewczyna, ona jednak podniosła się z dywanu i patrzyła na chłopaka zwężając oczy. - Umrzesz śmiercią tragiczną, Weasley - powiedziała grobowym tonem i zaczęła gonić go po pokoju. W pewnym momencie Diggory potknęła się, co wykorzystał Fred. Podbiegł do mnie i położył się, opierając głowę o moje nogi. Nagle obok zjawił się jakiś drugoklasista, uprzednio mierząc nas wzrokiem.

-Wiktoria Roger? - przytaknęłam w odpowiedzi. - Twój brat chcę, abyś przyszła do niego o szesnastej.

-Powiedział po co? - zapytałam, a chłopak rzucił krótkie "Nie" i odszedł.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz