Rozdział 107

217 16 9
                                    

Perspektywa Wiktorii

3 grudnia

Płatki śniegu swobodnie zlatują z nieba, dziwnie kojąc we mnie coś, o czym istnieniu nie miałam pojęcia, jednak wiem, że już zaraz coś się we mnie zerwie. Kieruję się w stronę drzwi wejściowych domu rodzinnego Zachary'ego, ale nie wiem nawet, czy on wie, że już zaraz do nich zapukam. Z tego, co zdążyłam wywnioskować ze słów jego mamy, chyba nie jest w stanie.

Czuję się tak pusto na myśl o tym, że z Zacharym dzieje się coś niedobrego i choć chciałabym krążyć po dworze w takich warunkach godzinami, muszę jak najszybciej znaleźć się przy nim.

Mijam małą fontannę na środku dworku i wręcz dobiegam na schodki, po których staje przed wielkimi, jasnymi drzwiami. Pukać czy po prostu wejść?

Nim zdążyłam to przemyśleć, moja ręka z automatu wystrzeliła w górę i szybko zapukała w drewno pięć razy.

-Och, jak dobrze Cię widzieć - docierają do mnie te słowa, podczas których zostaję wciągnięta do środka domu.

Dociera do mnie silny zapach perfum, które znam od wielu lat i już po chwili stoję twarzą w twarz z Walencją, której mina nie wróży nic miłego.

-Nie potrafię z niego wyciągnąć żadnej konkretnej informacji - szepnęła, podczas gdy ja zdejmowałam płaszcz. - A od paru minut siedzi po prostu skulony i patrzy tępo w ścianę.

-Kompletnie nic nie powiedział?

-Nic przez co mogłabym się domyślić chociaż, co się stało - odpowiada, ciągnąc mnie za dłoń bliżej wejścia do salonu. - Spróbuj z nim porozmawiać, proszę. On tak bardzo Ci ufa, może chociaż Tobie coś powie. Chcesz kakao?

-Chętnie - uśmiechnęłam się delikatnie na pytanie pod koniec, po czym wzięłam głębszy oddech i weszłam do pokoju, słysząc za sobą ciche kroki kobiety.

Zachary siedzi na środku kanapy tyłem do okien, więc widzę tylko jego plecy, z których spada ciemno fioletowy koc, oraz jego nieułożone czarne włosy, dziwnie opadnięte na boki.

Podchodzę do niego tak cicho, jakbym bała się, że go zaraz obudzę i bez słowa siadam obok po turecku, kierując się w jego stronę, aby mieć na niego pełny widok. Siedzi bez ruchu, buzię ma lekko otwartą, a oczy całe czerwone i widzę jak warga mu się nieznacznie trzęsie. Kolana ma pod samą brodę i obejmuje je rękoma, a na paznokciach jest zdarty czarny lakier. Patrzę na niego jeszcze przez chwilę, analizując jego mowę ciała, aż w końcu poprawiam koc, który praktycznie z niego spadł i go przytulam. Tak bardzo chciałabym zabrać od niego cały ten smutek i żal, serce mi pada na kolana, widząc go w takim stanie.

W salonie jest kompletna cisza, słyszę to jeszcze bardziej przez fakt, że wtopiłam twarz w jego ramię. Pojedyńcze dźwięki dobiegają jedynie z kuchni, skąd słychać stukanie łyżeczki o szkło oraz ciche zamykanie szafek.

Po chwili zaczynam odczuwać, że Zachary lekko drży i jest strasznie zimny, więc łapię go za jedną z dłoni i jej chłód wręcz przechodzi mi wzdłuż kręgosłupa. Czuję, jak delikatnie ściska moją dłoń i tak strasznie cieszy mnie, że dał jakikolwiek większy znak życia. Jego mama wchodzi do salonu, stawia coś na stoliku i wraca z powrotem do kuchni, tym razem zasuwając za sobą przesuwne drzwi.

-Ja poczekam Zach - odzywam się w końcu, z twarzą nadal schowaną w jego ramieniu. - Dam Ci tyle czasu, ile tylko potrzebujesz, ale pomyśl o tym, jak lżej możesz się poczuć, mówiąc mi cokolwiek.

Cisza. Czuję jednak, jak jeszcze mocniej ściska moją dłoń i zaczyna bardziej drżeć. Słyszę też w końcu jakiś głębszy wdech, który najprawdopodobniej prognozuje płacz, ale lepsze to niż ten brak życia. Nie wiem, ile mija czasu, ale w pewnym momencie dociera do mnie odgłos zaciągania nosem i Zachary nagle przestaje obejmować kolana rękoma, ponieważ zakrywa dłońmi twarz. Sprawia to, że prostuję się, lecz prawą rękę wciąż trzymam na jego plecach.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz