Rozdział 17 - Święta

1.8K 127 25
                                    

Perspektywa Wiktorii

-Odjedziemy bez ciebie, jeśli nie wstaniesz - szturchnęła mnie Ada, na co wydałam dziwny dźwięk w poduszkę.

-I bardzo dobrze, nie chcę stąd wyjeżdżać - mruknęłam, owijając się w kołdrę. - Jeszcze spędzać czas z moją rodziną? O nie, nie.

-A świątecznych ciastek twojej babci nie chcesz chociażby? - zapytała i uśmiechnęła się, gdy odwróciłam się w jej stronę. Słaby argument, ale to jednak ciastka. Wstałam i ubrałam jakąś bluzę, która chyba nie do końca należała do mnie albo po prostu jej nie kojarzyłam. Zeszłam do Pokoju Wspólnego, by jeszcze chwilę posiedzieć w tym cudownym miejscu.

-Wesołych Świąt - odezwałam się, siadając na kanapie obok George'a.

-No w twoim przypadku chyba nie takie wesołe - stwierdził i obrócił się bardziej w moją stronę.

-No nie, ale chciałam być miła - rzuciłam, na co się lekko uśmiechnął. - Ten okres w roku staram się być przyjazna dla innych, przynajmniej nikt się nie czepia.

-Nie chcę nawet tego słuchać! Oliver, zostaw mnie w spokoju!

-Caroline, proszę cię, wysłuchaj mnie...

-Dużo razy już Cię wysłuchiwałam, nie mam zamiaru marnować więcej czasu na te twoje tłumaczenia! - krzyknęła ze łzami w oczach i wbiegła schodami do dormitorium. Spojrzeliśmy na siebie z George'em, gdy chłopak kopnął krzesło i chwycił się za głowę. Rozejrzał się i zauważając mnie zrobił błagalną minę, więc wstałam i poszłam za nim, przy schodach rzucając rudzielcowi ostatnie spojrzenie.

-Poszło o to, że nie poświęcasz jej wystarczająco dużo czasu? - spytałam, opierając się o drzwi, które zamknęłam za mną i brunetem.

-Tak... - mruknął, siedząc na łóżku ze splecionymi dłońmi i głową w dół, którą jednak uniósł i zmarszczył brwi. - Czekaj, skąd to wiesz?

-Bo to widać, Wood. Widać, że Qudditch, inne pierdoły i znajomi są ważniejsi niż ona.

-Ale wcale tak nie jest! To nie tak - poderwał się do góry, nie spuszczając ze mnie wzroku.

-A jak? Od początku tego roku, ile razy spotkaliście się sami, leżeliście sobie wspólnie i rozmawialiście o jakichś głupotach? Ile razy wyrwałeś ją na zwykły spacer po Błoniach? Ile razy wyciągnąłeś ją na przechadzkę nocną po Hogwarcie i chodziliście na palcach, żeby nikt was nie usłyszał? Ile razy śmialiście się ze zwykłych rzeczy i po prostu wam odbijało? Ile razy Oliver? Ile? - brunet jakby próbował policzyć sobie to w głowie i koniec końców przeniósł wzrok na podłogę. - Masz prawie szesnaście lat, a nie umiesz rozplanować swojego codziennego czasu na sprawy ważne i ważniejsze?

-Ja... - zaczął takim tonem, że aż coś się we mnie poruszyło. - Nie wiem dlaczego tak jest, ja kocham ją i zależy mi na niej, ale...

-Ale czy to ma sens? - przerwałam mu i nastała krótka cisza. - Ona przez ciebie płacze, rozumiesz? Pamiętasz co obiecałeś mi na pierwszym roku? Obiecałeś mi, że będzie szczęśliwa i co? Albo to zmieniasz albo to kończysz, żeby jej więcej nie ranić.

-Ale ja ją kocham, nie chcę niczego kończyć - odpowiedział, ponownie na mnie spoglądając.

-To się do cholery zmień - obwieściłam ściszonym głosem. Jeszcze chwilę na niego patrzyłam, po czym wyszłam, czując, że zostawiam za sobą straszną ciszę.

Chciałam wrócić do George'a, ale na kanapie zamiast niego zauważyłam jego brata, nie samego, lecz z Angeliną. Śmiali się razem i się wkurzyłam, a zarazem poczułam taką pustkę, że przypomniało mi to o domu. Ruszyłam w końcu do dziewczyn, ale w spokojnym dojściu przeszkodził mi dywan. Prawie się o niego przewróciłam, przez co zaklęłam cicho. Niestety, chyba jednak nie tak cicho, bo rudzielec spojrzał w moją stronę. Przez ułamek sekundy patrzyłam w jego czekoladowe oczy, lecz odwróciłam wzrok i pobiegłam wręcz do pokoju.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz