Perspektywa Freda
-Hej Angelina - podszedłem do niej, gdy siedziała sama przy kominku.
-Cześć Freddie - natychmiast wstała, nakładając na twarz przesłodzony uśmiech i chciała mnie pocałować, ale przytrzymałem ją. - No co ty?
-Musimy porozmawiać - na chwilę jakby się wkurzyła. - Nie tutaj - rozejrzałem się, czując na sobie parę zbyt ciekawskich spojrzeń.
-Dobrze - rzuciła krótko, ciągnąc mnie za rękę do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Nie chciałem, żeby mnie dotykała i próbowałem spokojnie wyrwać się z jej uścisku. Zatrzymała się w jakiejś odludnionej części zamku, zakładając ręce na piersi. - To? O czym chciałeś porozmawiać?
-O nas. O tym czymś, co nazywasz związkiem.
-Nie rozumiem - westchnąłem, choć i tak przygotowywałem się na coś takiego.
-Nie pasujemy do siebie - chyba nauczyłem się tego mówienia wprost od pewnej osoby. - Ja nie czuję tych motyli w brzuchu, a ty udajesz, że to wszystko cię cieszy.
-Freddie, o czym ty mówisz? Jak to nie cieszy? Przecież nadal cię kocham - kłamała. Jak zawsze.
-Nigdy nie kochałaś. To ja byłem zauroczony, ty tylko to wykorzystałaś.
-Ach tak? Tak sądzisz?
-Ja to wiem - długo to do mnie docierało, ale w końcu się udało.
-Czyli co? Po prostu ze mną zrywasz? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy? - chyba próbowała wywołać u mnie współczucie.
-A co jest tym wszystkim co razem przeszliśmy? - nie chciałem być wredny, ale inaczej nie potrafiłem. Zamilkła, a sztuczne łzy w oczach zastąpiła wściekłością.
-Wiesz co? Masz rację, nigdy cię nie kochałam. Wykorzystałam cię - zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o czym ona mówi. - I popatrz jak pięknie pomogłeś mi w dojściu do celu. Problem w tym, że ona znalazła sobie pocieszyciela. Tak w ogóle to byłeś głupszy niż myślałam... albo to ja jestem taką wspaniałą aktorką - no i jednak trochę zabolało, bo kiedyś serio byłem nią zauroczony.
-Coś jeszcze? - zapytałem obojętnie, a ona prychnęła i odeszła. Usiadłem na podłodze, próbując przyswoić sobie trochę tych informacji. Znalazła sobie pocieszyciela? Kto? O czym ona w ogóle mówiła? Zza rogu wyszła Martha, trzymając książkę w dłoni i przeszłaby obok mnie normalnie, lecz nagle się zatrzymała.
-Wiktoria cię szukała - powiedziała, a ja tylko spojrzałem na tę książkę, która należała do wiadomo kogo. Poczułem się taki szczęśliwy. - Co się tak szczerzysz? Zakochałeś się w niej czy jak?
-Mało powiedziane - zlustrowała mnie dziwnym wzrokiem. - Poczekaj! - zawołałem, gdy prawie zniknęła za kolejnym zakrętem.
-Czego chcesz?
-Ona chodzi z Zacharym?
-Jeśli Ci powiem to co z tego będę miała? - uśmiechnęła się złośliwie, a ja poszperałem po kieszeniach.
-Sykla.
-Zgoda - wystawiła rękę. - Nie, nie są razem.
-Dzięki. Jakby co...
-To nic nie wiem - pokiwałem głową, a ona odwróciła się na pięcie i poszła dalej.
Perspektywa Wiktorii
-Na sześć zajęć mamy już pięć zadań do zrobienia z czego trzy to wypracowania na co najmniej dwie rolki pergaminu - poprawiłam torbę na ramieniu. - Nie sądziłam, że piąty rok będzie taki wymagający.
CZYTASZ
Bo warto /(Fred Weasley)/
Teen FictionTo solowa piosenka i jest jedynie dla odważnych. ☆☆☆ Każdy popełnia błędy, tym bardziej dojrzewający nastolatkowie, którzy próbują zrozumieć oraz udowodnić samym sobie, że cokolwiek ma sens. Choćby i nie chcieli, te błędy wpływają na ich życie oraz...