Rozdział 47

1K 74 21
                                    

Perspektywa Freda

-Hej Angelina - podszedłem do niej, gdy siedziała sama przy kominku.

-Cześć Freddie - natychmiast wstała, nakładając na twarz przesłodzony uśmiech i chciała mnie pocałować, ale przytrzymałem ją. - No co ty?

-Musimy porozmawiać - na chwilę jakby się wkurzyła. - Nie tutaj - rozejrzałem się, czując na sobie parę zbyt ciekawskich spojrzeń.

-Dobrze - rzuciła krótko, ciągnąc mnie za rękę do wyjścia z Pokoju Wspólnego. Nie chciałem, żeby mnie dotykała i próbowałem spokojnie wyrwać się z jej uścisku. Zatrzymała się w jakiejś odludnionej części zamku, zakładając ręce na piersi. - To? O czym chciałeś porozmawiać?

-O nas. O tym czymś, co nazywasz związkiem.

-Nie rozumiem - westchnąłem, choć i tak przygotowywałem się na coś takiego.

-Nie pasujemy do siebie - chyba nauczyłem się tego mówienia wprost od pewnej osoby. - Ja nie czuję tych motyli w brzuchu, a ty udajesz, że to wszystko cię cieszy.

-Freddie, o czym ty mówisz? Jak to nie cieszy? Przecież nadal cię kocham - kłamała. Jak zawsze.

-Nigdy nie kochałaś. To ja byłem zauroczony, ty tylko to wykorzystałaś.

-Ach tak? Tak sądzisz?

-Ja to wiem - długo to do mnie docierało, ale w końcu się udało.

-Czyli co? Po prostu ze mną zrywasz? Po tym wszystkim co razem przeszliśmy? - chyba próbowała wywołać u mnie współczucie.

-A co jest tym wszystkim co razem przeszliśmy? - nie chciałem być wredny, ale inaczej nie potrafiłem. Zamilkła, a sztuczne łzy w oczach zastąpiła wściekłością.

-Wiesz co? Masz rację, nigdy cię nie kochałam. Wykorzystałam cię - zmarszczyłem brwi, nie wiedząc o czym ona mówi. - I popatrz jak pięknie pomogłeś mi w dojściu do celu. Problem w tym, że ona znalazła sobie pocieszyciela. Tak w ogóle to byłeś głupszy niż myślałam... albo to ja jestem taką wspaniałą aktorką - no i jednak trochę zabolało, bo kiedyś serio byłem nią zauroczony.

-Coś jeszcze? - zapytałem obojętnie, a ona prychnęła i odeszła. Usiadłem na podłodze, próbując przyswoić sobie trochę tych informacji. Znalazła sobie pocieszyciela? Kto? O czym ona w ogóle mówiła? Zza rogu wyszła Martha, trzymając książkę w dłoni i przeszłaby obok mnie normalnie, lecz nagle się zatrzymała.

-Wiktoria cię szukała - powiedziała, a ja tylko spojrzałem na tę książkę, która należała do wiadomo kogo. Poczułem się taki szczęśliwy. - Co się tak szczerzysz? Zakochałeś się w niej czy jak?

-Mało powiedziane - zlustrowała mnie dziwnym wzrokiem. - Poczekaj! - zawołałem, gdy prawie zniknęła za kolejnym zakrętem.

-Czego chcesz?

-Ona chodzi z Zacharym?

-Jeśli Ci powiem to co z tego będę miała? - uśmiechnęła się złośliwie, a ja poszperałem po kieszeniach.

-Sykla.

-Zgoda - wystawiła rękę. - Nie, nie są razem.

-Dzięki. Jakby co...

-To nic nie wiem - pokiwałem głową, a ona odwróciła się na pięcie i poszła dalej.

Perspektywa Wiktorii

-Na sześć zajęć mamy już pięć zadań do zrobienia z czego trzy to wypracowania na co najmniej dwie rolki pergaminu - poprawiłam torbę na ramieniu. - Nie sądziłam, że piąty rok będzie taki wymagający.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz