Rozdział 41

1.2K 88 100
                                    

-George jest bardziej sympatyczny, nie oszukujmy się.

-To jaki ja jestem bardziej?

-Bardziej wygadany - stwierdziła Caroline.

-No i to ty wpadłeś na pomysł, aby w przyszłości założyć własny sklep.

-Ale George wymyślił słowa do Mapy Huncwotów - Caroline znowu się odezwała, a ja próbowałam nie rzucić w nią krzesłem. Dziesięć minut starałam się powiedzieć Fredowi w czym był lepszy od swojego bliźniaka.

-Kurwa zamknij się - przeniosłam wzrok na dziewczynę, a ta się zaśmiała. - Obydwaj mają równe IQ, ale inaczej je porządkują - to było raczej pytanie. - Dobra, walić to - westchnęłam i usłyszałam dzwonek do drzwi. Siedzieliśmy na tarasie, więc tylko zeszłam po schodkach.

-Cześć - Matthias.

-Hejka - przytuliłam go. Szczerze? Jak narazie był jeszcze wyższy od bliźniaków. - Akurat... - nie zdążyłam dokończyć, bo zagłuszył mnie pisk Ady i śmiech Freda. Wróciłam na taras już z chłopakiem. - Usiądź gdzie chcesz - zajął miejsce po mojej prawej.

-My się jeszcze osobiście nie znamy - odezwał się George.

-Z tego co pamiętam to racja - błagałam, aby nagle nie było ciszy.

-A więc ja jestem George, a to Fred. Dużo o tobie słyszeliśmy.

-Taa, najwięcej gdy Ada o pierwszej w nocy ryczała, bo była zmęczona i gadała o wszystkim - spojrzałam na rudzielca po mojej drugiej stronie.

-Raczej będę ogarniał który to który, ale przepraszam jeśli się pomylę - George uśmiechnął się, a Fred chyba niespecjalnie.

-Mam ochotę się poruszać, chodźmy gdzieś - obwieściła Kimberly.

-Gdzie? - spytałam.

-Emm noo... Na łąkę? Jest dużo kwiatów, więc będzie można porobić wianki - wszyscy przystali na tą propozycję. Weszłam do kuchni powiadomić mamę, że nie będzie nas długo i wróciłam do przyjaciół. Po drodze zachowywaliśmy się głośno przez co jakaś kobieta zwróciła nam uwagę oraz minęliśmy moją kuzynkę, która lustrowała nas znudzonym wzrokiem (czyli takim jak zawsze). W połowie trasy zdjęłam buty, lecz na szczęście nie weszłam w szkło ani nic co mogłoby mnie zabić.

-Jeleń! - krzyknęła Ada. - Chodźmy do niego - zaczęła ciągnąć swojego chłopaka za bluzkę. Zaśmiał się, kręcąc głową, a Caroline oznajmiła, że będzie lepiej jak też pójdzie. Rozdzieliliśmy się na moście kolejowym nad strumykiem, oni skręcili w lewo, a my poszliśmy prosto. Weszliśmy na żółtą łąkę, na której słońce świeciło wszędzie oprócz pod wielkimi drzewami z boku, ptaki ćwierkały przyjemnie, a w oddali było widać las iglasty. Miejsce jak z bajki.

Perspektywa Freda

Po chwili wróciła trójka od jelenia, Ada smutna, bo zwierzę zapewne uciekło i nie dało się pogłaskać. Razem z bratem zaczęliśmy zbierać kwiaty dla dziewczyn na wianki, oczywiście nie takie zwykłe zbieranie. Ja i George przeciwko Matthiasowi.

-Nie zbieraj byle jakich, one są brzydkie, nie widzisz? - odezwałem się patrząc na to, co trzymał w dłoniach.

-Gra na czas - mruknął tylko. Po około dziesięciu minutach uznaliśmy (George uznał), że wystarczy i wróciliśmy do dziewczyn. Szatynowi trochę dłużej to zajęło, ale czemu się dziwić.

-Matthias zebrał ładniejsze, przykro mi - powiedziała Ada i wzięła te od swojego przyjaciela. Usiadłem naprzeciw Wiki, która cicho odezwała się w moją stronę.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz