Rozdział 15

1.7K 110 35
                                    

Perspektywa Wiktorii

-Oj, Percy, wyluzuj, jeszcze nikt nie trafił do Skrzydła Szpitalnego, więc jest dobrze - uznałam i machnęłam ręką.

-Oni już drugi dzień mają to na sobie, a jako prefekt jestem odpowiedzialny za was i za wasze zachowanie - rzekł, robiąc się coraz bardziej czerwony ze złości.

-Nic im nie będzie, dzisiaj powinno przestać działać - wtrącił się Fred.

-To nie zmienia faktu, że Snape i tak was ukarze, a ja odejmuję wam punkty.

-Taki z ciebie brat? - odezwał się George. Percy spojrzał tylko na niego, zwężając oczy i odszedł. - Oby Snape o nas zapomniał.

-Nie zapomniałem, Panie Weasley - ten bezuczuciowy głos przeszywał wzdłuż i wszerz. Za George'em pojawił się nauczyciel eliksirów, rzucając nam wszystkim zimne spojrzenie z góry

-To kiedy mamy szlaban? - zapytałam, przerywając niezręczną ciszę.

-Jako, że razem tylko niszczycie i demoralizujecie siebie nawzajem będziecie mieli oddzielne szlabany, po dwie osoby - powiedział profesor, tak wolno, że zdążyłam ziewnąć w międzyczasie. 

-Ale Panie Profesorze, nas jest pięcioro, jak mamy być podzieleni na dwójki? - zapytała Caroline. Snape chwilę się nam przypatrywał, chyba przeliczając nas jeszcze raz, aby się upewnić.

-Panna Diggory i Kimberly oraz Pan Weasley będą w trójce. Pozostałą dwójkę widzę dziś o 19 w moim gabinecie - i odszedł, tak efektywnie się odwracając, że Ada dostała jego szatą. 

-"Razem tylko niszczycie i demoralizujecie siebie nawzajem" pff, my? To bliźniacy najwięcej rozwalają - uznała Ada, odgarniając do tyłu włosy, spotykając się z oburzonymi spojrzeniami chłopców.

-Hej, nieprawda! To ty zawsze wszystko psujesz - odezwał się George i nie mogłam się nie zgodzić.

-Ja? Niee.

-Dobra, dobra. To kto z kim idzie? - zapytała Caroline, spoglądając na każdego po kolei.

-Nie wiem, ale o dziewiętnastej mam zajęcia z McGonagall, Snape może mi odpuści - obwieściłam z lekką nadzieją, choć i tak wiedziałam, że szanse są marne.

-Panno Roger - McGonagall, nie, proszę - ponieważ nie mam czasu dzisiaj po kolacji, na lekcję przyjdziesz o 16:30 - obwieściła, na co kiwnęłam tylko głową ze słabym uśmiechem. Westchnęłam, jak tylko odeszła. - Która godzina?

-Około piętnastej - odezwał się głos za mną, który okazał się należeć do Rona. 

-Dzięki, co tam u ciebie?

-Emm, dobrze. Fred, George wzięliście Parszywka? - zapytał, a ja aż lekko otworzyłam buzię, bo poczułam się tak olana, że to szok. 

-Po co nam miał niby być potrzebny ten szczur? Jest już stary, do niczego się nie przyda - odezwał się Fred, a młodszy wzruszył ramionami. Nastała dziwna cisza, więc postanowiłam ją przerwać najbardziej banalnym pytaniem.

-Zauważyłam, że zaprzyjaźniłeś się z Harrym. Jaki on jest?

-Jest miły - rzucił krótko, takim tonem, jakbym coś mu zrobiła. - Pójdę już, do zobaczenia.

Co to niby miało oznaczać? Wszyscy spojrzeli na mnie, również zszokowani, a ja zaczęłam się zastanawiać, co ten Ron mógł o mnie usłyszeć. I kto to mówił.

>>>

Dwie minuty przed umówioną godziną zapukałam w drzwi do gabinetu nauczycielki transmutacji i weszłam, nie czekając dłużej. I tak czekałam jeszcze chwilę na korytarzu, bo przyszłam za wcześnie.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz