Rozdział 59

1K 66 23
                                    

-Królowa przyjeżdża, że wszyscy tak wariują?

-Proszę za mną - powiedziała McGonagall, a ja trzymałam Caroline za rękę, aby ten podniecony tłum nas nie rozdzielił. Przepychanie się przez ludzi to była moja działka, bo nie czułam skrupółów, żeby kogoś popchnąć czy nadepnąć. Normalnie to bym chyba ryczała przez taką ilość ludzi na takim małym obszarze i na dodatek wszyscy na mnie wpadają i mnie dotykają, ale w takich sytuacjach po prostu się wyłączałam na fobie i szłam przed siebie. McGonagall coś tam jeszcze gadała i ustawiała wszystkich w rządki.

-Która godzina?

-Czym przyjadą?

-Widział ktoś moją czapkę?

-George stoisz mi na stopie.

-Zimno mi - stwierdziła Ada i zaczęła chodzić w miejscu, kręcić się i dziwnie podskakiwać. George założył jej szalik na szyję, kręcąc głową, a ja zauważyłam uśmiechającą się opiekunkę Gryffindoru.

-McGonagall ma męża? Albo miała? - zapytałam przyjaciół.

-Nie widziałem nigdy pierścionka na jej palcu.

-Może przestała nosić ze starości czy coś, albo zgubiła - rzekła Diggory.

-Babcia mi mówi, że jeśli ktoś zgubi swój pierścionek to jego druga połówka umrze - spojrzałam na Jordana, który powiedział to z takim spokojem, że to trochę chore było.

-Gdzie? - rozległo się wiele głosów, a ja nie ogarniałam o co chodzi.

-Tam! - krzyknął Zachary. Wszyscy spojrzeli ponad Zakazany Las i tak jak młodsi byli zafascynowani to tak starsi raczej się cicho modlili, żeby to coś w nas nie wleciało, bo poruszało się strasznie szybko.

-To smok! - zapiszczała jakaś dziewczynka.

-Nie bądź głupia, przecież to latający dom! - żadne z nich nie miało racji. Był to wielki, niebieski powóz zaprzężony w... coś co najwidoczniej było ogromnymi końmi. Poprawnie baliśmy się o to, że to w nas wleci, pierwsze trzy rzędy cofnęły się razem ze zniżającym się powozem. Prawie ogłuchłam przez ten hałas lądowania i straciłam równowagę, gdy ktoś przede mną też się przewrócił. Na drzwiach widniał herb, który był również zawieszony w pokoju Agnes, jak i Adele. Ze środka wyskoczył chłopak w jasnoniebieskiej szacie i rozłożył złote schodki, no a jakże by inaczej.

-Możecie mi wytłumaczyć co to jest? - zapytał ktoś na widok dyrektorki wychodzącej z powozu. Kobieta chwilę na nas patrzyła, a gdy Dumbledore zaczął klaskać cały tłum zrobił to samo.

-Ciekawe czy ubrania ma szyte na miarę czy może jest jakiś specjalny sklep - odezwała się Caroline i w sumie to była dobra rozkmina. Dyrektorka Beauxbatons podeszła do Dumbledore'a i mogłabym usłyszeć ich rozmowę, gdyby nie Lee, który zachwycał się dziewczynami w niebieskich szatach. Obczajałam każdego po kolei i w sumie to nic ich od uczniów Hogwartu nie różniło, gdyby nie licząc kolorystyki strojów. Po chwili goście ruszyli do środka i wszyscy zaczęli oczekiwać na drugą szkołę.

-Gdzie oni będą spać? - zapytał Fred - Nie sądzę, że w Hogwarcie są jakieś wolne pokoje, które nadają się na nocowanie.

-Nie wiem, ale na pewno mają jakieś miejsce, byłoby dziwnie, gdyby przylecieli bez zaplanowania wszystkiego - obwieściłam, spoglądając na zamek.

-Ciekawe czy umieją angielski, w końcu to francuska szkoła - zaczęła Ada - Może byśmy ich pouczyli? Fajnie by było i może byśmy się lepiej poznali. Ty umiesz francuski, co nie? - spojrzała na mnie.

-Tak średnio, ale uznajmy. Słyszycie to? - roznosiły się szumy, które dawały efekt jakby woda miała się zaraz rozstąpić.

-Jezioro! - wydarł się brunet - Patrzcie na jezioro!

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz