Rozdział 103

395 26 5
                                    

Perspektywa Wiktorii

-Mam jeszcze dla Pani jeszcze jedno pytanie - powiedział po chwili rekruter, a ja powstrzymałam się od głębokiego westchnięcia. Przepytywał mnie, jakbym miała zostać członkiem jakiejś mafii i sprawdzał, czy może mi ufać. Plecy mnie już bolały od siedzenia prosto. - Dlaczego aplikuje Pani na to stanowisko?

No cóż, pieniądze na drzewach nie rosną.

-Branża medyczna od zawsze mnie ciekawiła i...

-Dobrze, dobrze - przerwał mi nagle, nawet nie unosząc na mnie wzroku. - Powiem tak. Jest Pani młoda, mało doświadczona, ale prawda jest taka, że rejestratorka medyczna nie musi być nie wiadomo kim - zaczął i zdjął grube okulary, finalnie na mnie spoglądając. - Przepraszam, że to tak wygląda i tyle trwa, ale mamy polecenie, aby przepytać każdego, rozumie Pani, takie czasy. Skoro jest Pani zaradna i zorganizowana, jak dla mnie nie potrzeba więcej, tym bardziej że naprawdę potrzebujemy kogoś na to stanowisko. Poprzednia recepcjonistka się zwolniła, więc będąc szczerym, spadła nam Pani z nieba, bo nie ma w ogóle chętnych.

-Czyli mam tę pracę? - spytałam, gdy umilkł i patrzył na mnie ze słabym uśmiechem.

-Ach, no tak... - ocknął się, rzucając jeszcze raz spojrzenie na moje CV. - Muszę się jeszcze skontaktować z górą, wie Pani - zaśmiał się lekko. - Jednak sądzę, że w przeciągu dwóch dni przyleci do Pani sowa z pismem potwierdzającym zatrudnienie. Dziękuję za rozmowę, na dzisiaj to koniec. Miłego dnia życzę - kiwnął głową, znowu patrząc na mnie z tym zmęczonym uśmiechem. Wstałam szybko, starając zachować jakąkolwiek grację i uśmiechnęłam się do niego.

-Do widzenia, miłego dnia - odezwałam się, zatrzymując się na chwilę przy drzwiach i w końcu wyszłam z tamtego głupiego pokoju.

No po prostu nie wierzę, że przepytywał mnie jak na rozprawie sądowej przez godzinę, a na koniec zaleciał z takimi tekstami i swobodą. Na dodatek okazuje się, że tak w zasadzie te wszystkie pytania były bez sensu, bo, tak czy siak, mnie przyjmą. Spodziewałam się czegoś więcej po takim szpitalu, jakim jest Szpital Świętego Munga. Nie przeprosiłam kobiety, na którą wpadłam przy wyjściu, byłam zbyt zirytowana tą sytuacją. Nie przeniosłam się nawet od razu pod mój blok, uznałam, że się przejdę, aby ochłonąć.

Och, no błagam, nic nie szło dobrze w tym pieprzonym miesiącu. Sprzeczka z Fredem, którego zresztą nie widziałam od dwóch tygodni, liściki od tej samej sowy, co jeszcze z Hogwartu, podejrzani ludzie obserwujący mnie w najbardziej przypadkowych miejscach, jakieś głupie wypełnianie papierów, z których nic nie rozumiem i to ciągłe martwienie się o moich wszystkich bliskich. Czułam się taka przytłoczona i zmęczona tym wszystkim.

Będąc na trzecim roku, przypuszczaliśmy, że życie po Hogwarcie będzie takie kolorowe i ciekawe. Szkoda, że ostatnią ciekawą rzeczą, która mi się przytrafiła to znalezienie tydzień wcześniej galeona w starych spodniach.

Znalazłam się na głównej ulicy i wokoło było tylu ludzi, że ledwo mogłam iść chodnikiem. Szłam w szpilkach, długiej spódnicy i koszuli, a w ręku trzymałam torebkę i płaszcz, na który jak się okazało, było za ciepło. Zapowiadali deszcz i burzę, teraz wyglądam jak idiotka, mijając osoby w krótkich rękawkach. Czy ktoś na mnie patrzy? O matko, na pewno ktoś na mnie patrzy, skoro o tym myślę.

Gdzie ci wszyscy ludzie tak biegną? Nikt się do siebie nie uśmiecha, każdy to chodzący posąg z jedną emocją. Mam wrażenie, jakby ktoś miał mnie zaraz potrącić, muszę odejść od krawężnika.

Wciąż w głowie dudniły mi słowa Zachary'ego na temat spotkania z tamtą kobietą. Nie wiem dlaczego, ale tak bardzo miałam ochotę wyjść wszystkiemu naprzeciw. Muszę przestać myśleć, po prostu tam pójdę i z nią porozmawiam. Nie wiem, o czym dokładnie, ale zrobię to. A co jeśli uzna mnie za szurniętą? Merlinie, dlaczego miałaby tak pomyśleć?

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz