Rozdział 82

794 57 45
                                    

Perspektywa Wiktorii

Było coraz gorzej, choć podobno czas leczy rany. Najwidoczniej nie w moim przypadku, co jest nieco ironiczne.

Wieczory dzieliły się na odrabianie lekcji i uczenie się, na przyjazne spędzanie czasu z przyjaciółmi oraz na te "przygnębiające". Wspominałam Zoe i Matthiasa, którego odejście zaczęło boleć dopiero niedawno. Przypominanie sobie tego, co razem robiliśmy dobijało na tyle, że nie mogłam nawet zasnąć.

Myślałam też zbyt dużo o swojej rodzinie. Im głębiej się zastanawiałam tym bardziej pewna byłam, że tak naprawdę nigdy nie było dobrze, więc teraz nie było źle. Było po prostu gorzej niż zwykle. Nie wiedziałam też jak mam powiedzieć o tym wszystkim, czego się dowiedziałam w dzień zakończenia roku szkolnego, komukolwiek. Gdy zaczynałam zbierać się w sobie, to nagle zaczynało zdawać się zbyt ciężkie.

Dostawałam listy od Agnes i ciotki chrzestnej Agrippiny, która starała się odwrócić moją uwagę od tego całego zła i wysyłała różne artykuły, pisma na tematy związane z wydarzeniami z przeszłości, np. o pierwszej mugolskiej wojnie światowej. Dobrze wiedziała, że interesują mnie takie rzeczy.

Czułam się słabo w ostatnich dniach, ale w sensie fizycznym. Non stop bolała mnie głowa, byłam osłabiona, a siniaki i tym podobne wcale nie znikały, nie goiły się. Chanteomagia zaczynała szwankować i McGonagall tymczasowo odwołała nasze zajęcia. Uznała, że po prostu robię się chora i muszę odpocząć. Ale wcale nie czułam się chora - nie kichałam, nie kaszlałam. Jakbym się wyczerpywała i pewnego dnia miała paść.

Odbyło się pierwsze spotkanie, jak to ustaliliśmy - Gwardii Dumbledore'a, ale byłam zbyt wyczerpana, żeby cokolwiek do mnie podczas niego dotarło. Można powiedzieć, że akurat to było moim najmniejszym zmartwieniem. Chcieli mnie jeszcze odesłać do dormitorium, abym się przespała czy coś w tym stylu, ale czułam, że sama nie dotrę.

Przez ten cały czas pozostawało we mnie uczucie, które wyrobiło się przez lata życia w moim domu. Co najciekawsze nie było mi to wytykane systematycznie, jakby na tym się wszystko opierało, po prostu wtedy zaczynałam sama o sobie tak myśleć - że to żałosne. Żałosne, że miałam chwilę słabości i że przejmuję się czasami przeszłością. Choć to dotyczyło tylko mnie, bo w moich oczach słabość u innych była czymś zwyczajnym. Strasznie samokrytyczne, wiem.

>>>

-Może w końcu go gdzieś zaprosisz? - szepnęłam, szturchając Zachary'ego w ramię. Odwrócił się w moją stronę i zmarszczył brwi, odsuwając od brzegu książkę.

-Co? 

-Nie graj głupka - powiedziałam i ucichłam na chwilę, ponieważ pani Pince przeszła do regału za nami. Odczekałam, aż pójdzie dalej i kontynuowałam. - Przecież widzę, jak na niego patrzysz od początku roku - westchnął na moje stwierdzenie. 

-Daj spokój. Cały czas mi się zmienia, co chwilę podoba mi się ktoś inny...

-Bo się nie przywiązujesz, nie starasz się przywiązać nawet - spojrzał mi w oczy, opierając policzek o rękę.

-Nie masz pojęcia, co czuję - mruknął, spoglądając na moje pióro zamoczone w atramencie.

-Może gdybyś chociaż raz na pół roku wytłumaczył to bym wiedziała. Jedyny chłopak, o którym temat sam zacząłeś, to Dominic, nie mam pojęcia, co znaczą dla ciebie inni. Dosłownie jakbyś tylko przy nim normalnie odczuwał cokolwiek - rzekłam z wyrzutem, a on lekko się rozkojarzył po wspomnieniu imieniu chłopaka.

-Ja wcale nie... Nie...

-Może chcesz mi coś powiedzieć? - spytałam, na co uniósł na mnie z powrotem zmieszany wzrok. 

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz