Perspektywa George'a
Obracam w palcach te małe pudełeczko, a zza ściany non stop dochodzą do mnie rozmowy pełne śmiechu. Chyba dociera do mnie, że to wszystko nie miało do końca sensu.
Materac wydaje się taki twardy, poduszka pod głową uwiera mnie niesamowicie, ale nie mam siły jej poprawiać. Pełnia księżyca tak mocno oświetla mi pokój, że mam wrażenie, jakbym leżał przy włączonym świetle.
Po chwili otwieram pudełko i pierścionek w środku zaczyna błyszczeć się pod wpływem blasku księżyca, jednak ten piękny widok wcale nie poprawia mi humoru, a wręcz przeciwnie. Czuję się okropnie i jestem wyczerpany, mam wysuszone oczy, lecz nie mogę zasnąć ani nawet zamknąć oczu na dłuższy moment. Widok pierścionka uderza mnie prosto w brzuch, nokaut. Co poszło między nami nie tak? Gdzie popełniliśmy błąd? Po której stronie bardziej leży wina? Na kogo powinienem być wściekły, na nią czy na siebie samego? Jestem kompletnie wykończony tą relacją, nie mam siły jej naprawiać i odbudowywać. Jednocześnie nie chcę zmierzyć się z faktem, że zmarnowałem tyle lat swojego życia i marzeń na coś, co od tak skończę w jeden dzień. Nie wiem, co robić. Co jeśli jedyne co nas spajało to szkoła? Przecież wszystko zaczęło się psuć pod jej koniec.
Łzy wypełniają moje oczy. Nie mam siły się na niczym wyżyć, jestem bezradny na moje mokre policzki. Przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze, jest tak strasznie chłodno, lecz czego mógłbym się spodziewać po zimie.
-George? - rozlega się nagle pukanie do drzwi, a zza nich słychać Wiktorię. - Zjesz z nami? Tym razem nie pozwoliłam Fredowi niczego przypalić.
Kończy zdanie, po czym odchodzi od drzwi i mimo wszystko prycham marnym śmiechem przez łzy. Zaciągam nosem i wycieram twarz rękawami swetra, muszę się uspokoić. Podnoszę się, by włożyć pudełeczko z powrotem na tył szafki i próbuję się wytargać z łóżka, ale jest ono za ciepłe, żebym zostawił je w spokoju. Zarzucam kołdrę na ramiona i szczelnie się nią owijam, stając na chłodnej podłodze, by wyjść w końcu z pokoju. Chwytam za klamkę i nie chcę myśleć czy wyglądam źle, po prostu chcę już coś zjeść.
Zamykam za sobą drzwi sypialni i mam wrażenie, że zostawiłem tam część zmartwień. W salonie jest cieplej, jaśniej, ładnie pachnie i nie ma takiej grobowej atmosfery. Wychodzę zza rogu, gdzie napotykam Wiktorię i Freda. Opowiada mu coś zawzięcie, a on wyciąga sztućce i w ciszy ją słucha, po chwili napotykając ze mną spojrzenia. Wiem, że czyta mi prosto z oczu i nie muszę mu nic mówić, co tak bardzo mnie cieszy.
-Usiądź już, za chwilę podamy do stołu - mówi w moją stronę i dopiero wtedy Wiktoria się odwraca, zauważając moją obecność z uśmiechem. Mam wrażenie, że też już bardzo dobrze rozczytała moje myśli, ale natychmiastowo sięga po coś, aby udawać, że nic się nie stało. Robię więc to, o czym powiedział mi brat i jak tylko zajmuję miejsce na kanapie, szczelnie otulając się moją kołdrą, rozkłada on zastawę. Zaraz po nim Wiktoria stawia na środku stołu naszą kolację, co komentuję krótkimi brawami. Obydwoje uśmiechają się przez moją reakcję i gdy już po chwili rozsiadamy się wygodnie z talerzami, włączają mnie do swojej niedokończonej rozmowy. Rzeczywiście jest tu cieplej.
Perspektywa Wiktorii
Czuję na sobie oczy, ale nie jestem w stanie oszacować z której strony. Pogoda jest smutna, jak to niektórzy nazywają, ale czuję się w takiej najlepiej, choć nie wiem czy teraz też. Podeszwa odchodzi mi od prawego buta, mam wrażenie, że torba z zakupami zaraz się zerwie, ale boję się podtrzymywać ją drugą ręką, którą trzymam przy kieszeni z różdżką. Może po prostu dostałam bzika? Zatrzymuję się w końcu na środku chodnika i rozglądam wokoło, żeby znaleźć wypalające we mnie dziurę oczy, lecz jedyne co zauważam to zdezorientowanych ludzi, którzy muszą mnie wymijać. Ruszyć dalej? Wyglądam na wariatkę rozglądając się tak już któryś raz, ale nie daje mi to spokoju. Nie wymyśliłabym sobie tego raczej. Skręcam w pustą uliczkę, bo to chyba jedyny sposób na pewność mojej racji. Idę przed siebie jakieś dwadzieścia kroków, aż w końcu obracam się na pięcie. Tam, gdzie przed chwilą skręciłam, stoi mężczyzna w czarnym płaszczu i patrzy na mnie w bezruchu. Nie widzę jego twarzy, bo pada na nią cień, ale mam wrażenie, że ten cień nie ma prawa bytu w takim miejscu. Przez chwilę zastanawiam się, co teraz, bo w końcu złapałam go na gorącym uczynku, jednak co w związku z tym? Nie mogę rzucić na niego zaklęcia, bo na pewno ktoś by to zauważył, musiałabym go jak już to wyprowadzić w puste miejsce, lecz jakie są szanse na to, że coś takiego by wypaliło. W połowie myśli moje ciało samo podejmuje decyzje i rusza w jego stronę szybkim krokiem. Natychmiast się wycofuje i zaczyna... uciekać? Myślałam, że to ja jestem tutaj ofiarą i to ja powinnam uciekać. Czy właśnie przestraszyłam dorosłego mężczyznę?
CZYTASZ
Bo warto /(Fred Weasley)/
Teen FictionTo solowa piosenka i jest jedynie dla odważnych. ☆☆☆ Każdy popełnia błędy, tym bardziej dojrzewający nastolatkowie, którzy próbują zrozumieć oraz udowodnić samym sobie, że cokolwiek ma sens. Choćby i nie chcieli, te błędy wpływają na ich życie oraz...