Perspektywa Wiktorii
1 września... Trochę dziwne, że cieszyłam się z wyjazdu do szkoły, ale to przecież Hogwart, kto by się nie cieszył.
Leżałam na łóżku i czułam, że zaraz wybuchnę z emocji. Obudziłam się już o piątej i tylko czekałam, aż zegar wybije godzinę 8:00. Ubrania miałam uszykowane od kilku dni, kufer stał przy drzwiach od tygodnia. Budzik zaczął dzwonić, a do mojego pokoju wparowała mama.
-Pobudka, ósma jest - oznajmiła spokojnie, a ja wyskoczyłam spod kołdry, wzięłam rzeczy leżące na krześle i pobiegłam do łazienki, po drodze prawie przewracając brata. Spędziłam tam pół godziny, godzinę, nie wiem. Wiem jednak, że wkurzyłam Darka zdarzeniem sprzed mojego zamknięcia drzwi i gdy opuściłam łazienkę, jednym ruchem położył mnie na podłodze, tak już mnie zostawiając.
Zeszłam na dół już z moją torbą, a gdy tylko zawitałam do kuchni, do moich nozdrzy doleciał zapach moich ulubionych, cynamonowych płatków. Cynamon... Usiadłam na krześle i spojrzałam na zegar - 9:30. Zjadłam moją porcję, bez odzywania się do kogokolwiek i poszłam ubrać buty. Ubrałam też kurtkę i czekałam, aż cała reszta się wyszykuje. Zegar wybił godzinę 10:00, a my całą rodziną wsiedliśmy do auta. Droga do King Cross zajęła nam 20 minut, a ja ponownie się nie odezwałam, chociaż nikomu nie robiło to różnicy.
Jako pierwsza przekroczyłam przejście na właściwy peron i wtedy skończyła się cisza z mojej strony, bo wpadłam na kogoś, kto pojawił się znikąd. Od razu poczułam kto to był, tym bardziej gdy złapała moje ramię, abym nie straciła równowagi.
-Jezu... hej - powiedziała Ada z ręką na sercu. Przytuliłam ją, również mrucząc do jej ucha jakieś powitanie, a na peron wszedł mój brat z rodzicami.
-Dzień dobry - powiedziałyśmy równo, tyle że ja do jej rodziców, a ona do moich.
O 10:45 pożegnałyśmy się i wsiadłyśmy do pociągu. Kilka minut chodziłyśmy, szukając wolnego przedziału, aż w końcu go znalazłyśmy. Włożyłyśmy kufry na półki i usiadłyśmy naprzeciwko siebie obok okna, lustrując się wzrokiem.
-Jak sądzisz, Fred i George już tu gdzieś są? - wyjrzała po chwili ciszy przez okno.
-Myślę, że tak, za chwilę przecież rusza pociąg - również spojrzałam na tłum za oknem i ciągnącą się ciszę przerwał stłumiony gwizd, po którym zaczęliśmy powoli ruszać. Machałam do przypadkowych ludzi, gdy nagle drzwi od przedziału otworzyły się, a w nich stanęła dziewczyna. Miała ciemnobrązowe, wręcz czarne, sięgające do łopatek włosy, granatowe okulary i ubrana była w jeansy oraz czarną bluzę. Rzuciła nam szybkie spojrzenia, po czym uśmiechnęła się.
-Hej, mogę? - wskazała na siedzenie obok mnie, a ja kiwnęłam głową. Włożyła kufer na półkę i usiadła. - Wszędzie jest zajęte, istna masakra - stwierdziła, odkładając swoją torbę na wolne siedzenie. - Caroline Diggory jestem - wyprostowała się, odwracając się w moją stronę i podała mi dłoń, a ja ją uścisnęłam.
-Wiktoria Roger.
-Ada Kimberly - wyciągnęła się w stronę brunetki i jej rękę również uścisnęła.
Zaczęłyśmy powoli rozmawiać i dzięki temu kompletnie zapomniałam o bliźniakach. Ciemnowłosa dużo mówiła, wyrabiając normę za nas obydwie, chociaż starałam się odpowiadać jej najdłużej, jak potrafiłam, a ona słuchała.
Nasze rozmowy ucichły, gdy drzwi ponownie się otworzyły i stanął w nich wysoki brunet o tak samo brązowych oczach. Na jego szerokich barkach wisiała bluza w barwach Gryffindoru, a włosy miał potargane. Spojrzał na nas lekko obojętnym wzrokiem, odzywając się po chwili z błąkającym się uśmiechem w kąciku ust.
CZYTASZ
Bo warto /(Fred Weasley)/
Teen FictionTo solowa piosenka i jest jedynie dla odważnych. ☆☆☆ Każdy popełnia błędy, tym bardziej dojrzewający nastolatkowie, którzy próbują zrozumieć oraz udowodnić samym sobie, że cokolwiek ma sens. Choćby i nie chcieli, te błędy wpływają na ich życie oraz...