Rozdział 87

584 42 11
                                    

2/5

Perspektywa Wiktorii

Na schodach świeciły się światła, jednak ciemne ściany i tak wygrywały. Po rozejrzeniu się mogłam stwierdzić, iż naprawdę było czyściej niż w wakacje. Było jednak nie tylko czyściej, ale robiło się też bardziej świątecznie. Głowy goblinów na klatkach schodowych miały pozakładane czapki i brody Świętego Mikołaja, a na poręczach wisiały czerwone, świecące sznury. Chciałam to zobaczyć w świetle dziennym.

Dotarłyśmy z dziewczynami na drugie piętro i jako pierwsza weszłam do pokoju, w którym nocowałyśmy. Zanim zdążyłam cokolwiek zrobić, Ada zapaliła światło.

-Wystarczy wytrzeć kurze i wyprać pościele - uznała po szybkich oględzinach, siadając na łóżku, które zajmowała. Poszłam w prawy róg pokoju i postawiłam tam swoje rzeczy, przy okazji wypuszczając kotkę, która od razu wybiegła z pokoju.

-Głodna jestem - rzuciła Caroline i otworzyła okno, wyglądając przez nie w chwilę potem.

-Zaraz możemy iść, ale chciałabym najpierw poszukać bliźniaków - rzekłam, schylając się po kocyk z klatki Hariet na podłodze i wrzucając go z powrotem do środka.

-Nie musisz szukać - oznajmił ciepły głos, a ja się szybko odwróciłam. Fred i George stali w drzwiach, pierwszy trzymał moją kotkę na rękach, a drugi opierał się o futrynę, skanując nas wszystkie wzrokiem.

-Wszystko w porządku? Co się stało, że tak nagle zniknęliście? - zaczęłam zadawać pytania, zbliżając się do nich, a oni spojrzeli po sobie i zamknęli drzwi.

-Tylko nie denerwujcie się za bardzo - powiedział Fred, puszczając kota na podłogę i zaraz po tym pocałował mnie w czoło.

-Zrobiliśmy już to za nas wszystkich pierwszego dnia - dodał George, nieco spiętym głosem, siadając obok Ady, która spojrzała na niego troskliwie. Caroline przymknęła okno, podeszła na środek pokoju i oparła się plecami o ścianę, krzyżując ręce na piersi.

-A więc... To stało się wtedy w nocy, Harry miał jakąś... - zaczął Fred, ale nagle zabrakło mu słowa.

-Wizję? - spytała Diggory, na co George pokręcił głową i zabrał głos.

-Nie, to działo się naprawdę. Coś raczej w stylu oklumencji na odległość.

-Tak, on po prostu zobaczył, jak atakuje...

-Waszego tatę - dokończyłam, a on posłał mi zdziwione spojrzenie, które zbyłam. - Ale, że kto atakuje?

-Właśnie przez to Harry wszystkich unika - oznajmiła Ginny, która nagle pojawiła się przy wejściu. Spojrzała na każdą z osobna, po czym przymknęła drzwi. - Byliśmy u taty i podsłuchaliśmy ich rozmowę, gdy wygonili nas na korytarz. Moody podsunął pomysł, że Harry może być opętany przez Same-Wiecie-Kogo, dlatego widział wszystko oczami węża.

-Jego węża? Wąż zaatakował waszego tatę? - zaczęła pytać Caroline, a ja zakryłam sobie buzię, gdy Ginny przytaknęła. - Jak on się czuje?

-Jak mama przysłała nam wiadomość z samego rana, napisała, że wciąż żyje - odpowiedział George, na ani chwilę nie unosząc wzroku na kogokolwiek. - Jak byliśmy u niego to udawał, że wszystko w porządku...

-Ale patrząc na to z innej strony, ledwo uszedł z życiem - mruknął Fred, na co Ginny westchnęła.

-Kiedy mają być następne odwiedziny? - Ada postawiła kolejne pytanie, przerywając ciszę.

-W święta jakoś, mama chyba jeszcze nam powie - zareagowała Ginny, po chwili przypominając sobie coś. - Tak w ogóle to przyszłam tutaj, bo miałam zwołać wszystkich na kolację, także...

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz