Rozdział 73

837 61 212
                                    

Perspektywa Wiktorii

Zasnęłam na sofie w salonie i następnego ranka obudził mnie brzęk talerzy, sztućców oraz Hariet, która postanowiła usiąść sobie na moim biodrze. Wzięłam kotkę na ręce, uprzednio zakładając okulary, i ruszyłam do kuchni. Mama chowała naczynia z suszarki obok zlewu, nie zwracając na mnie większej uwagi, choć do tego się przyzwyczaiłam. Jestem to jestem.

I normalnie to zaczęłabym nawijać o całym roku szkolnym, ale czułam, że nie będzie mnie słuchać, co i tak stosunkowo rzadko robiła. Wszystko wokół zawsze było ważniejsze i zdążyłam to sobie wbić do głowy.

-Jadłaś już coś? - nie spodziewałam się, że się odezwie.

-Dopiero wstałam - odpowiedziałam. Może jednak by wysłuchała. - Ta sukienka, co na bal bożonarodzeniowy była, spodobała się wszystkim. Poszłam z Zacharym, świetnie się bawiliśmy - ucichłam na chwilę, schowała miskę. - Mam chłopaka - znowu cisza, odłożyła widelce. - Jestem z nim szczęśliwa.

Ale nie reagowała, jakby mnie tam nie było.

Wstałam i po prostu wyszłam, nie, nie zawołała nic za mną. Moje rzeczy nadal stały przy schodach, więc zaniosłam je do pokoju, po czym poszłam wziąć prysznic. Długi prysznic. Naprawdę długi prysznic. Po zmyciu maski i umyciu zębów poczułam się świeżej, potrzebowałam tego. Ubrałam jakieś dresy, koszulkę Freda, zsunęłam rolety i położyłam się do łóżka. Ta koszulka była prana, ale i tak czułam jego zapach. Tak, te łzy to ze zmęczenia.

Odczułam potrzebę sprawdzenia czy Darek jest w domu i nie wiem czego się spodziewałam, ale nie było go w pokoju. Babcia przy uchylonych drzwiach swojego pokoju siedziała na wersalce, znowu płakała. Kątem oka spojrzałam na rysunek mojego dziadka na ścianie - Martha go narysowała, gdy jeszcze żył. Wracając do siebie zajrzałam do pokoju rodziców, nastawiony gramofon, ale muzyka nie grała. Zawsze grała.

Miałam być silna, a te łzy to ze zmęczenia.

>>>

W nocy wymknęłam się do Ady, wszystko jej opowiedziałam i już u niej zostałam. Pan Kimberly troszkę się zdziwił, gdy przyszedł rano do jej pokoju, ale uśmiech nie schodził mu z twarzy. Chciał nam powiedzieć, że wyjeżdżają i wrócą wieczorem, co oznaczało wolny dom przez cały dzień. Gdy usłyszałyśmy zamykanie drzwi poszłyśmy do kuchni. Ada wstawiła wodę, wyjęła herbatę dla mnie i kawę dla siebie, a ja zabrałam się za robienie śniadania. Jajka stały na wierzchu, więc najzwyczajniej w świecie zrobiłam jajecznicę. Dziewczyna oczywiście rozlała wodę, lejąc ją do kubków, po drodze obrażając wynalazcę czajników z takim szerokim otworem i śmiejąc się z samej siebie, przy okazji rozśmieszając tym mnie.

Uznałyśmy, że ja przeniosę kubki do salonu. Wracałyśmy się do kuchni jakieś cztery razy, aż w końcu ostatecznie usiadłyśmy na kanapie. Każda miała swoje miejsce, ja na lewym brzegu, ona przy prawym. Po środku było miejsce dla Caroline.

Ada dziesięć minut szukała czegoś dobrego do obejrzenia, kaseta ze ślubu Michael'a wyglądała obiecująco, ale uznała, że nie będzie ryczeć od rana. Koniec końców nic nie wybrałyśmy, w tym czasie zdążyłyśmy zjeść śniadanie i nadpić trochę z kubków. Wyszła na balkon, sprawdzając pogodę, a ja zaniosłam naczynia do zlewu. Zaczęła się rozmowa o Matthiasie, o tym jak go opieprzymy za brak listów przez cały rok i o tym, czy jest możliwość, że jednak znalazłybyśmy go w jego domu. Ubrałyśmy się, miałam kilka swoich ubrań u niej, po czym zakluczyłyśmy dom i ruszyłyśmy. Powietrze było rześkie i nie było za gorąco, czyli idealnie. Taki spacer z rana był strasznie przyjemny.

Stałyśmy przed drzwiami zadziwiająco długo, w końcu otworzyła nam jego mama. Chyba nigdy nas nie lubiła.

-Dzień dobry, Matthias jest tutaj czy w szpitalu? - zapytałam, ale ona nie odpowiedziała, rozpłakała się. Miałyśmy z Adą lekkiego laga, nie za bardzo wiedziałyśmy co zrobić. - Coś się stało?

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz