Rozdział 101

438 32 25
                                    

Perspektywa Wiktorii

Rozległo się pukanie do drzwi, na które od razu podniosłam się z kanapy, odkładając na stół papiery. Nie poprawiłam nawet włosów ani kardiganu, spojrzałam jedynie na Hariet, która była oburzona faktem, że została obudzona i przeszywała mnie wzrokiem. Pobiegła jednak zaraz za mną na korytarz i kręciła mi się pod nogami, więc zanim dotarłam na koniec, zdążyłam się o nią raz prawie potknąć. W końcu jednak przekręciłam klucz i otworzyłam drzwi, aby zobaczyć stojącego za progiem Zachary'ego. Uśmiechnął się, a ja wpuściłam go od razu do środka, szybko omiatając korytarz wzrokiem i zatrzymując stopą kotkę, również wyglądającą za próg.

-Przyniosłem wino - oznajmił, zdejmując buty pod ścianą i spojrzałam na niego, unosząc brwi z uśmiechem. - Żartuję, mam dwa. Wziąłem też przysmak dla Hariet.

-Jedno dla każdego? - odezwałam się, zakluczając drzwi, na co przytaknął, poprawiając szarą bluzę.

-Nie uwierzysz nawet, co do tego załatwiłem. Jakiś mugolski wynalazek, idealne dla nas - odparł, a ja posłałam mu pytające spojrzenie, prowadząc go już do salonu. Miał ze sobą torebkę, z której wyciągnął jakąś siatkę i tak się w nią zapatrzył, że prawie wszedł w ścianę na końcu korytarza. - O cholera, życie mi przed oczami przeleciało - mruknął, łapiąc mnie za rękę. - Ale jednak żyję, więc wracając... No popatrz tylko.

-Co to niby jest? - spytałam, siadając na swoje miejsce na kanapie i patrzyłam jak stoi naprzeciwko mnie, trzymając w obydwu dłoniach jakieś dziwne kieliszki.

-Daj mi korkociąg - powiedział, kucając przy stole i chwycił za jedną butelkę. Podbiegłam do szafki w kuchni i wróciłam do niego zaciekawiona, czekając, aż wyjmie korek. - Teraz po prostu mocujesz to do gwintu... - zaczął, majstrując coś chwilę - i proszę bardzo, możesz pić z butelki, a zarazem z kieliszka - wstał, podając mi całą butelkę i się uśmiechnął. Patrzyłam na niego moment, po czym się zaśmiałam, kręcąc głową.

-Uwielbiam cię - mruknęłam, patrząc, jak otwiera drugą butelkę. Po chwili wstał i stuknęliśmy się winami, upijając wspólnie pierwszego łyka.

-Mama to gdzieś zobaczyła i mi o tym powiedziała, więc pojechałem tam, gdzie to widziała i kupiłem - odparł, rozkładając się na fotelu, a ja wróciłam na kanapę. - W ogóle to, jak mowa o niej, powiem Ci coś. Rozwodzi się z tatą.

-No co ty? Dlaczego? - szczerze się zaskoczyłam, przenosząc na niego spojrzenie akurat, gdy Hariet na niego wskoczyła i ułożyła się w kłębek.

-Nigdy bym tego nie podejrzewał, ale okazało się, że tata pracował dla Sama Wiesz Kogo podczas pierwszej wojny. Wtedy to przetrwała, lecz teraz uznała, że nie ma zamiaru tak narażać siebie samej oraz mnie. Nie, żebym jakoś szczególnie za nim przepadał, ale strasznie mnie to zbiło z tropu.

-I jak to teraz wygląda? Mieszkają już osobno?

-Najlepsze w tym wszystkim jest to, że dom, jak i pieniądze, są jej. Jako projektantka mody mogła sobie spokojnie na wszystko pozwolić, a ojciec okazuje się, że oprócz ładnej buźki jest zwykłym nieudacznikiem. Wyrzuciła go na zbity pysk z jakimiś marnymi kieszonkowymi i ma teraz lato wyzwolonej kobiety. Świetny widok - westchnął z uśmiechem, biorąc kolejnego łyka. - Poznałem ją z Dominicem i mam już wrażenie, że wolą siebie nawzajem ode mnie.

-Twoja mama to ikona - stwierdziłam ze śmiechem, czytając kolejną linijkę tekstu, choć i tak nic nie rozumiałam.

-Co ty robisz? - zapytał, biorąc kotkę na ręce i wstał, siadając obok mnie. Odstawił butelkę na stół i wyjął mi z dłoni kartki, w zamian wkładając mi do nich moje wino. - O Merlinie, urzędowa paplanina. Nie czytaj, przejdź od razu do wytłuszczonego tekstu i podpisz, gdzie trzeba bądź podrzyj.

Bo warto /(Fred Weasley)/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz