Od mojej rui minęło trzynaście dni i jak mogłem się domyślić, nic z tego nie wyszło. Osobiście nie znałem żadnej sprawdzonej metody, by to sprawdzić. W tej jak i wielu innych sprawach polegałem na moim alfie, a dokładnie na jego nosie. Niby kiedy będę przy nadziei mój zapach powinien się delikatnie zmienić, a on jako mój alfa powinien to wyczuć. Cóż, jak faktycznie tak to działa to Ryland powinien to zauważyć. Ma zabójczy węch... jeśli chodzi o pierdoły, bo jego śmierdzące skarpety mu w ogóle nie przeszkadzają. Raz miałem plan by przystawić je do jego nosa, ale po namyśle stwierdziłem, że nie chce go przecież zabić. Natomiast jak będę chciał, to wiem jak łatwo to osiągnąć. W końcu kto mi udowodni winę?
Poprawiłem koc by zakrywał całe moje nogi. Siedziałem na zewnątrz, oparty o wielki jesion już od jakiejś godziny. Przyglądałem się jak wszystko spowija ciemność. Było tu tak spokojnie i cicho... no może nie do końca cicho. Co jakiś czas słyszałem bogate słownictwo mojego alfy. Cóż, sam na siebie sprowadził ten los. Zachciało mu się mnie wyręczyć w odgrzewaniu wczorajszego obiadu. Dalej nie wiem jak on to zrobił. Stał nad garnkiem jak jakiś strażnik, wszystko mieszał, sprawdzał... a i tak mi go spalił. Wczoraj patelnie, dzisiaj garnek, aż strach pomyśleć co będzie jutro. Dlatego teraz w nagrodę miał doprowadzić mój ulubiony garnek do poprzedniego stanu. Nie wiem czy dobrze postąpiłem, powinienem go nadzorować. Wczoraj również kazałem mu czyścić patelnie i na sam koniec połamał jej rączkę.
Ta jego mania wyręczania czasami bywała urocza. Jak przenosił ciężkie przedmioty kiedy nagle przestały mi się podobać w danym miejscu, czy też przynosił większe kamienie które taszczyłem by udekorować nimi mój ogródek jak i ścieżkę. Wszystko robił z własnej, nieprzymuszonej woli... jednak chyba nie powinienem mu pozwalać zabierać się za wyręczanie mnie przy gotowaniu oraz praniu. No chyba, że chce się pożegnać ze wszystkimi dobrymi garnkami oraz ciuchami. Po prostu nie miał do tego ręki. Cóż, nie musi być we wszystkim idealny, jeśli taki by był, to nie byłbym do niczego potrzebny. No chyba, że do seksu... o ile sam nie potrafiłby siebie zadowolić.
W końcu złocisty język mojego alfy przestał być słyszalny. Skończył szorować garnek, albo go zniszczył i teraz się zastanawiał gdzie go schować by nie dostać po łbie. Mam nadzieje, że to pierwsze bez żadnych bonusów. Obserwowałem ścieżkę która prowadziła do naszego domu. Po kilku minutach zauważyłem go. Szedł zwyczajnie co mogło oznaczać, że wszystko poszło po jego myśli. Gdyby poruszał się bardziej pewnie to by znaczyło, że próbuje coś ukryć.
W ciszy usiadł obok, chwycił moją rękę jeszcze wilgotną dłonią i jednym płynnym ruchem przyciągnął mnie do siebie. W jednej chwili znalazłem się w jego objęciach. Położył głowę na moim barku i zaczął ciężko oddychać, jakby był potwornie zmęczony.
-Wykonałeś swoje zadanie, niszczycielu garnków?
-Twój garnek praktycznie błyszczy. -W jego głosie wyczułem nutkę zadowolenia. Musiał się poważnie nad tym namęczyć. -Chyba zasłużyłem na jakąś nagrodę, prawda?
-Twoją nagrodą będzie to, że nie dostaniesz żadnej kary. -Zaczął burczeć pokazując, że wcale mu się to nie podoba. -No dobra, mów czego chcesz, a ja może, powtarzam, MOŻE się nad tym zastanowię.
-Chce ciebie. -Powiedział bez zastanowienia. Ugryzł mnie w szyje jakby chciał mnie do tego zachęcić. Czasami zachowywał się jak zwykły zwierzak. Warczał, węszył, gryzł... a ja coraz rzadziej to zauważałem. Stawało się to dla mnie coraz bardziej normalne.
-No nie wiem czy na mnie zasłużyłeś. -Powiedziałem powoli udając brak zainteresowania. Ten burknął głośno oburzony po czym znowu mnie ugryzł w to samo miejsce. Nie powiem by to bolało, było w tym coś przyjemnego, przez co ciężko było mi zachować powagę.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasiKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...