R 6. XLIII

838 135 12
                                    

Obserwowałem człowieka w ciszy. Jak na to, że miał mi dużo do powiedzenia, to zbyt długo milczał, co zaczynało mnie jeszcze bardziej irytować. 

-Zaczniesz w końcu gadać?! Czy może czekasz aż wyzionę ducha?

-Spokojnie. -Powiedział powoli, łagodnym tonem, co jeszcze bardziej mnie wkurzyło. -Nie jestem twoim wrogiem. -Prychnąłem pogardliwie. 

-Śmiem w to wątpić. Ale skoro sam się zarzekasz, że moim wrogiem nie jesteś, to może tak łaskawie rozwiążesz te cholerne liny?! 

-Wrogiem nie jestem, a samobójcom tym bardziej. Uwolnienie ciebie w tej chwili mogłoby się skończyć dla mnie tragicznie, a tym bardziej dla ciebie. Jest tu wystarczająco dużo wilkołaków, które w mgnieniu oka mogłyby cię zabić. 

-Dziwie się, że jeszcze do tego nie doszło.

-Doszłoby. 

Sapnął cicho, po czym odgarnął włosy do tyłu.

-Nie wiem kim dokładnie jesteś wilkołaku. -Zaczął w końcu. -Zapewne po twoich oświadczeniach, jesteś ich przyjacielem. Podejrzewam, że nie obca jest ci organizacja łowców, prawda? 

Patrzył się na mnie dobrą chwile, aż ugiąłem się i kiwnąłem głową. Jakby miał mi się tak przyglądać cały czas, mógłbym oszaleć. 

-I pewnie wiesz, że są grupy, klany, stowarzyszenia czy jak to inaczej nazwać, łowców które mają swoje własne ambicje. Jedne chce zgładzić wszystko co nie jest... naturalne  dla człowieka, inni polują tylko na zagrożenia dla ludzi w ich osadach, miastacj i tak dalej. A jeszcze inne, chcę je zdominować i z ich pomocą chcą zdobywać władze. 

-A do jakiej grupy ty należysz człowieku? Po tych wytresowanych wilczkach mogę się założyć, że do tej ostatniej. 

-Nie mogę cię winić za tą wrogość. Rozumiem ją... sam kiedyś byłem zaślepiony i miałem ku temu powody tak jak ty teraz. I nie, nie należę do takiej grupy. A tamci... cóż, dobrze wiesz, że są wilkołakami, ale też do łowców nie należą... a na pewno nie wszyscy.

-Ktoś należy.

-Jeden. Wrócimy do tego tematu. Tak jak mówiłem, jest kilka rodzajów łowców, a w Fogtown zalęgł się ten najgorszy. Ten żądny władzy. 

-Obiło mi się o uszy.

-Kilka lat temu, to właśnie w Fogtown klan łowców dowodzonym przez Maerina Raa upadł. Łowcy już wtedy nie mieli łatwo w tych rejonach. Porwali i zranili znanego na świecie Profesora Rathme Revona, a gdy zawitali do wioski sam Maerin pochopnie posądził pewnego lubianego, z dobrej rodziny mężczyznę, o bycie wilkołakiem. Ten mężczyzna cudem przeżył choć został potraktowany sproszkowaną wilczą trawą, z dodatkami które miały sprowadzić większy ból. Maerin został skazany, a łowcy wygnani. Jednak jak każde robactwo przetrwali. Zmienili nazwę i zaczęli zdobywać władze w miejscu gdzie ją stracili.

-Czyli nie jesteś łowcą tylko odmianą tak? Kimś kto chce pomścić tego...

-Nie. -Przerwał mi szybko. -Byłem łowcą, to przyznaje, ale od tych kilku lat nie jestem. Odszedłem zanim Maerina spotkała zasłużona kara. 

-Wielce szlachetne z twojej strony. 

-Daruj sobie sarkazm. Zrobiłem tylko to co uważałem za słuszne. W sumie dzięki Aaronowi jakoś przejrzałem na oczy. Dał mi trochę do myślenia.

-Znasz go? -Człowiek spojrzał na mnie odrobine zdziwiony. 

-A nie zdziwiło cię, że znam jego imię? -Czekał na moją odpowiedź, ale się jej nie doczekał. -Znam go, można by powiedzieć, że również znam Rylanda i jego rodzinę. Tą ludzką ma się rozumieć, bo nie mam pojęcia w jakiś okolicznościach stracił prawdziwą. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz