Jak on do tego doprowadził to ja nie wiem. Jak w ogóle można doprowadzić przedmiot do takiego stanu?! Było to dla mnie zagadką nie do rozwiązania. Nawet nasze dzieci nie doprowadzają swoich ubrań do takiego stanu. A przecież często upadają, tarzają się, biegną i zahaczają o różne przedmioty. W ich przypadku jest to uzasadnione, ale Gburka nic nie usprawiedliwia. Jest dorosły. Rozumiem, że czasami zdarzy się pewien wypadek i chcąc nie chcąc zrobi się mniejszą bądź większą dziurkę. Ale by poszarpać swoje gacie do takiego stanu, jakby bił się z jakimś zmutowanym rosomakiem, tego nie zrozumiem. Jeszcze by to była tylko jedna para... w dodatku sznurki z przodu były przypalone. Czy on stoi w samych gaciach jak jest w swojej kuźni?! Już do reszty mu odbiło?!
Gdyby nie robił teraz czegoś pożytecznego, to rzuciłbym mu te gacie prosto w gębę i kazał samemu zszyć. Miał szczęście, że zabrał dzisiaj chłopców do lasu, by zdradzać im swoje techniki polowania. Twierdził, że nauka idzie mu coraz lepiej, i gdy podrosną do tego stopnia, że będą go całkowicie rozumieć, on będzie wiedział co ma im dokładnie przekazać. Po tej całej wycieczce przyszedł czas na naukę słów. Do tego posłużyła mu Estell. Wskazywał poszczególne części ciała wilczycy a chłopcy starali się wymówić je poprawnie. Do tej pory dobrze wymawiają słowo oko. Wszystko inne mieszają w ten swój uroczy dziecięcy sposób.
Jeszcze trochę i zaczną mówić poprawnie... tak szybko oni rosną. Czasami wydaje mi się, jakby dopiero wczoraj Remus przyszedł na świat, albo uczył się chodzić czy też wymówić swoje pierwsze słowo. Podobnie zresztą jest z Hawkiem, jak w końcu otworzył się na nas... na Rylanda. Przestał się stresować w jego obecności, wyczekuje na niego i uwielbia spędzać czas ze swoim ojcem. Może to jest dobry czas na sprowadzenie na ten świat kolejnego dziecka... Mogliby zabłysnąć w rolach starszych braci, a Ryland zapewne ucieszyłby się z wieści, że kolejny raz zostanie ojcem.
Zobaczę co Ryland na to powie. Pełnia za niecałe dwa tygodnie, a z nią przyjdzie moja ruja. Jeśli nie wypije wywaru, to istnieje szansa, że zajdę w ciąże. Szansa z resztą jest mała... w końcu długo staraliśmy się o Remusa, to i z kolejnym dzieckiem może być podobnie.
Wrzuciłem zszyte gacie do szuflady. Następnym razem będzie musiał się wytłumaczyć, a jak mi się jego wymówka nie spodoba to sam będzie je sobie zszywał. Poszedłem do kuchni i ku mojemu zadowoleniu zupa była gotowa do jedzenia. Przygotowałem miskę z ciepłą wodą oraz ręcznik i położyłem je na małym taborecie. Rozłożyłem miski z jedzeniem na stole i ruszyłem w stronę drzwi by zawołać swoją gromadkę. Nie musiałem używać głosu, wystarczył tylko blask mojej skromnej osoby by cała trójka pobiegła w moim kierunku.
-Najpierw umyjcie rączki. -Powiedziałem kiedy chłopcy mnie minęli. Nie usłyszałem od nich słowa sprzeciwu, posłusznie podeszli do miski. -Ty również. Kto wie co dotykałeś lesie.
-Niczego czego byś sam nie dotknął. -Wyszczerzył się jak to on. Przekręciłem oczami i wskazałem palcem miskę z wodą którą Hawke zbyt mocno przechylał w swoją stronę. Kiedy mnie minął specjalnie trącił mnie swoim tyłkiem. Coś ostatnio jest w zbyt dobrym humorze...
Obserwowałem w ciszy swoich chłopaków. Zastanawiałem się, czy Hawke w końcu wyleje na siebie całą wodę czy może jego ojciec w końcu zareaguje. Skończyło się na tym, że mały urwis przechylił miskę, większość wody nie wylała się na niego tylko na stopy Gburka.
By wymigać się z roboty podniosłem suchego Remusa i podszedłem do stołu. Nie szczędziłem sobie wrednych spojrzeń w stronę mojego alfy, dając mu tym jasny znak, że nie dość, że ma to wytrzeć to jeszcze musi zmienić skarpety i ubrania Hawka. Chwile czekaliśmy aż Gburek łaskawie wyłoni się z pokoju. Wystarczył tylko jeden jego krok bym zrozumiał, że mój alfa jest zbyt leniwy by założyć kolejną parę skarpet. Jeśli te mokre rzucił na łóżko to będzie spał na dworze aż do pełni. Na jego szczęście Hawke był przebrany w suche rzeczy.
Posadził Hawka na jego miejscu i zajął swoje. Spojrzał na synów badawczo, czegoś najwyraźniej od nich oczekując. W końcu powiedzieli smacznego, a raczej coś co miało brzmieć jak to. Remus powiedział smaacego, a Hawke staegoego. Ojciec szybko im odpowiedział. Zadowoleni chwycili za swoje łyżki i zaczęli jeść. Ja wciąż ich obserwowałem, z każdym dniem radzili sobie lepiej ze sztućcami, ale wole dmuchać na zimne. Jeszcze mi tego brakuje by wydłubali sobie przez przypadek oko.
-Smacznego. -Powiedziałem na samym końcu.
-Jak ci minął dzień, słońce? -Siorbnął głośno, co o dziwo nie zwróciło uwagi chłopców.
-Większość dnia naprawiałem twoje ciuchy. Doprawy, co ty w nich robisz, że tyle jest w nich dziur? Zrozumiałbym jakby były ździebko przypalone, a nie tak podarte. Szczęście, że butów nie rozwaliłeś... nie rozwaliłeś prawda? -Alfa prychnął rozbawiony, czego kompletnie nie rozumiałem.
-Są całe... o ile można to powiedzieć o moich butach. -Odpowiedział spokojnie. -A co do ciuchów to nie mam pojęcia. Dziury po prostu same się pojawiają.
-Ta, na pewno. Samo się pojawiają... -Już miałem wkładać łyżeczkę do ust, lecz naszedł mnie pewien pomysł. -Jeśli twierdzisz, że same się pojawiają, to pewnie przytyłeś. Ostatnio w łóżku zauważyłem, że jest cię trochę więcej. -Ciężko było zachować kamienną twarz, jego mina była bezcenna. Jednak wytrwałem to i to jego przyglądanie się swojemu cielsku.
-To mięśnie.
-Yhym. Tak to się teraz nazywa.
-Tak to się od zawsze nazywa. -Powiedział z wyrzutem w głosie. -Poza tym, kochanego ciała nigdy za wiele. -Przekręciłem powoli oczami. -A jeśli mi nie wierzysz to... -zamilkł na chwile. Spojrzał mi prosto w oczy po czym powiedział pewnie. -...prowokujesz mnie do tego. Podstępny omega.
-Nie mam pojęcia o czym mówisz.
-Na pewno nie masz. -Uśmiechnął się szeroko.
-Ale skoro tak dupsko ci urosło, to trzeba ci jakoś poszerzyć gacie. Nie mam pojęcia jak... ale coś wykombinuje. Najwyżej zrobię ci jakieś nowe... albo będziesz chodził bez.
-Czyli miałem racje, że o to ci chodzi.
-O co? -Wtrącił się zainteresowany Remus.
-O takie mięsko między tatusia... -nie dokończył bo dostał łyżką prosto miedzy oczy. Moja zabójcza technika rzucania przedmiotami sprawiała, że łyżka idealnie odbiła się z powrotem w moją stronę i wpadła w moją dłoń. -By omega uczył dzieci przemocy. Wstyd.
-Jeszcze jedno nieodpowiednie słowo, to będziesz dla swoich synów doskonałym przykładem, dlaczego nie warto denerwować swojego omegi. -Starałem się to powiedzieć poważnie, ale wyszło jak wyszło.
-O co? -Remus powtórzył pytanie głośniej. Moja mina bardzo śmieszyła mojego durnego alfę. Nachylił się do syna i niezbyt cichym głosem powiedział.
-Niestety nie mogę powiedzieć. Mamusia nie lubi się tym dzielić. -Pogłaskał go po głowie. -Zrozumiesz jak dorośniesz. -Remus spojrzał na mnie i nadął policzki jakby liczył, że to sprawi, że mu powiem o co chodzi.
-Jedz bo zupa stygnie. -Wskazałem mu talerz, a ten momentalnie zapomniał o wszystkim i wrócił do jedzenia. Jeszcze trochę i nie będę mógł tak łatwo odwracać ich uwagi.
-Jutro zabieram Fena i z samego rana idziemy na polowanie. -Mój alfa również odwrócić moją uwagę zmieniając temat. Chyba nie chciał kolejny raz oberwać łyżką. -Jakieś specjalne życzenia? Sarna, dzik, króliki? Może jakieś ptaki... choć to wtedy będzie więcej roboty...
-Lepiej upolujcie coś większego. Sarnę, jakiegoś jelenia czy też dzika. Byleby było tego dużo. Zaprosiliśmy w końcu kilka osób, nie chce by jedzenia zabrakło. Zwłaszcza, że ty i Fen jecie za trzech. Kain też lubi pojeść, nasi synowie również. Nie mam pojęcia jak jest z Delphi, jej bratem i synami... ale jak będzie trochę więcej jedzenia to i tak się nie zmarnuje. I tak to przecież zjesz następnego dnia, a jak będzie stanowczo za dużo to się komuś podaruje. Można zawsze zostawić w domu spotkań.
-Wedle życzenia. -Uśmiechnął się lekko po czym wyprostował na swoim krześle, pokazując w ten sposób, że skończył jeść. Zaraz po nim wyprostował się Remus który również nie miał nic w misce. Nie opuszczali swojego miejsca. Obydwoje czekali aż ja i Hawke skończymy jeść.
CZYTASZ
Szczenię |ABO|
FantasyKontynuacja opowiadania Mieszaniec. Przed przeczytaniem tego opowiadania zalecam przeczytanie poprzedniej części, choć nie jest to konieczne. Szczęście, radość z życia? Kiedyś dla Aarona te słowa były obce. Nigdy nie spodziewał się dobrego zakończen...