R 5. XXXIV

743 143 11
                                    

Niby podróż do domu trwała jeden dzień mniej, ale w odczuciu była zdecydowanie dłuższa i męcząca. Jednym z powodów był ranny Fenax. Przemiana w ludzką postać spowodowała u niego sporo zniszczeń w organizmie. Emmie zajęło kilka godzin by doprowadzić go do stanu stabilnego, przynajmniej ona tak twierdziła. Oczywiście miał zakaz jakiegokolwiek chodzenia. Na początku jeszcze mógł, ale kiedy po pięciu minutach rozerwał szwy Emma zmieniła zdanie. Musieliśmy dla niego skonstruować nosze, by móc z nim szybko podróżować. 

Kolejnym powodem była ranna omega, Mona. Kobietom udało się ją uspokoić i zapewnić, że nie mamy do niej złych zamiarów. Kiedy Emma zajmowała się Fenem, ona nam wszystko wyjaśniła. Trafiła na stado Alsty, chuderlawego alfy, ponad pół roku temu. Była sama, słaba, nie potrafiąca zatroszczyć się o siebie, a on zaoferował jej pomoc. W zamian za bezpieczeństwo, dach nad głową i pożywienie miała dbać o wszystkich. Przez naiwność zgodziła się i została uwięziona w pokoju. Była wykorzystywana przez wilkołaki które mu służyły. Ale nie tylko ona, również młodszy od niej omega. Miał ledwo skończone szesnaście lat. 

Największe kłopoty pojawiły się, kiedy do grupy Alsty doszedł Sten, goliat którego ledwo udało nam się pokonać. Opisała go jako bezrozumne stworzenie, które jedyne co by robiło to chędożyło, żarło i zabijało. To właśnie on był jej i martwego omegi najgorszym katem. Jak opowiadała Mona, Alsta błędnie myślał, że ma nad nim kontrole. Wykonywał jego rozkazy tylko dlatego, że mu one w ogóle nie wadziły, ale w końcu nadszedł ten moment, w którym coś mu się nie spodobało. 

Przez częsty płacz dziecka, Sten wpadał w szał, chciał go uciszyć, dusił małego aż zainterweniował omega. Jak się okazało on nie był jego matką, nawet nie był z nim spokrewniony. Jego matka zmarła jakiś czas temu, a on się nim opiekował bo nikt inny tego nie robił. Kto był jego ojcem, tego nie wiedział nikt. Chłopak w większości wdał się w swoją matkę. Interwencja omegi skończyła się dla niego śmiercią, później uderzył mocno dziecko, zainterweniowali pozostali członkowie, oprócz Alsty i ich także zabił. By uciszyć dziecko wyrzucił martwego omegę i jego samego na zewnątrz. 

Mona nie była pewna w jakim wieku jest chłopiec, nawet nie znała jego imienia. Każdy krzyczał na niego bachor, oprócz martwego omegi który wołał do niego dzieciątko. Podejrzewała, że może mieć rok jak nie mniej, sam też tak obstawiałem. Był znacznie mniejszy niż mój Remus, oraz chudszy. Jak go pierwszy raz podniosłem, wydawało mi się jakbym trzymał noworodka... a może i gorzej bo wydaje mi się, że Remus jak się urodził był od niego cięższy. 

Na drobnym ciele miał wiele paskudnych siniaków. Jasne włosy sklejone od brudu. Buzia była niesamowicie brudna, jak i reszta jego ciała, widać było na policzkach ślady jakie zrobiły łzy. Emma zajęła się również i nim. Posmarowała go jakąś purpurową maścią, dziąsła natarła inną, bardzo śmierdzącą. Ten zapach przypominał mi chwile w których Aaron nakazywał mi smarować dziąsła Remusa kiedy ząbkował. 

By nie zostawiać martwego omegi na łaskę natury, wykopaliśmy dla niego niewielki grób. Reszta mogła gnić i zostać zjedzona przez padlinożerców. Głowa Alsty została odrąbana przez Astrid jako dowód, że faktycznie nie żyje. Aby mieć pewność, że ten wybryk natury nie wstanie za grobu, również i mu odrąbano łeb i rzucono daleko od ciała.  

Przeszukaliśmy dom mając nadzieje, na znalezienie czegoś przydatnego, bądź kosztownego. Nie było tu nic oprócz mapy z zaznaczonymi miejscami na północy. Według Astrid to mogły być kryjówki Alsty, albo miejsca w których żyli jego ludzie. Jak już wychodziliśmy zauważyłem rozszarpanego na ziemi misia. Zabrałem wszystkie jego części, pożyczyłem od Emmy nici, wiedziałem, że ma ich dużo, a ten pacjent nie zużyje zbyt wiele. 

Dopiero po dniu marszu chłopiec się obudził i zaczął płakać. Na początku Mona spróbowała go uspokoić, ale nie dała rady. Emma, Astrid, Meg również. Jak zobaczył mnie i Silvera rozpłakał się jeszcze głośniej. Dwie nieznane mi bety nawet nie próbowały do niego podejść. Zrobił to Fen, leżąc dumnie na swojej noszy. Nie wiem jakiej czarnej magii użył, ale po kilkunastu sekundach uspokoił malucha, dalej wydawał się nieufny wobec niego i nas wszystkich, ale już nie płakał. Fenax wskazał mnie palcem, później zawołał bym do nich podszedł. I tak skończyłem jako tragarz malucha. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz