R 4. XXVI

1K 161 11
                                    

Pora zakończyć zgadywanie imienia. Do tej pory jedna osoba zgadła imię które dawno temu wybrałem, aczkolwiek pewna popularna opcja (sam nie wiem dlaczego taki szał jest na to imię) zostanie przeze mnie w pewien sposób uwzględniona. Dzięki  wielkie za branie udziału w mini zabawie :3

-------------------------

Co kilka sekund odwracałem głowę, by upewnić się, że mojemu szkrabowi nic nie jest. Remus machnął rączką wprawiając w ruch niebieską wstążeczkę. W takich chwilach mało się o niego bałem. Mały bowiem posiadał kilka faz. Pierwszą lubiłem z Gburkiem najbardziej, Remus po prostu leżał czasami machał rączkami, nóżkami bądź wydawał z siebie, w ogóle nie przypominających ludzkich, dźwięki. W drugiej fazie dostawałem ataków paniki gdyż mały w ogóle się nie ruszał. Upewnialiśmy się wtedy czy mały oddycha, co zawsze skutkuje zmianą jego aktualnej fazy. W efekcie omal nie zostałem spoliczkowany przez własne dziecko, natomiast Ryland nie miał takiego szczęścia bo został uderzony w oko.  W ostatniej fazie wierci się jak jakiś wilczy diabeł oraz płacze, tak głośno, że cały las go słyszy.  

Gdy padło to imię, od razu wiedziałem, że należy do mojego syna. Pasowało do niego jak do każdego Remusa... chociaż wcześniej w ogóle nie słyszałem takiego imienia. Jednak przez Gburka zachciałem okazać wdzięczność Morganowi za wcześniejszą pomoc, dlatego pozwoliłem Rylandowi wybrać drugie imię. W końcu Morgan był pierwszym poznanym człowiekiem z dwoma imionami. Cullen Arthur Morgan. Dziwnie się na mnie wtedy patrzył, w końcu sami ludzie bardzo rzadko używali dwóch imion, a co dopiero wilkołaki. Nasz syn był jednak wyjątkowy, więc zasłużył na to. Ryland wybrał imię Xander. Remus Xander Rutherford. Jeżeli kiedykolwiek użyje jego pełnego imienia, będzie doskonale wiedział, że jest w poważnych kłopotach.  

Remus odziedziczył po mnie jedynie oczy, chociaż jego wydawały się być bardziej... krystaliczne. Reszta to wykapany ojciec, zobaczy się jeszcze jaki będzie z charakteru. 

Minęło dziesięć dni od porodu. Dzięki ziołom które dostałem od Emmy szybko stanąłem na nogi, chociaż pewien osobnik wolałby, bym jeszcze odpoczywał. To było kochane z jego strony, że tak się o mnie troszczy, jednak dobrze zdawał sobie sprawę, że mnie dłuższa bezczynność, zwłaszcza jak jest dużo rzeczy do zrobienia, męczy. 

Ali wróciła do siebie w asyście Fenaxa oraz Emmy. Wilkołakowi jakimś cudem udało się nakłonić kobietę by zobaczyć Fogtown. Wrócili dzisiaj, odrobine był zawiedziony, chociaż cały czas mu wszyscy tłumaczyli, że tego miasta nie da się zobaczyć z daleka przez tą cholerną mgłę. Obecnie odnawiali swoje zapasy i szykowali się na jutrzejszy powrót do swojego stada. 

Mała rączka ponownie pojawiła się obok wstążeczki i opadła na miękkie futro. Uśmiechnąłem się lekko. Odwróciłem się od tego pięknego widoku i wróciłem do wcześniejszego zajęcia. Siekania marchewki. Ryland wpadł na dobry pomysł, czego nie chciałem powiedzieć głośno. Zrobienie z mojego dużego kosza na zioła tymczasowego łóżeczka dla dziecka było genialne. Wszędzie można było go nosić oraz obserwować. Raz go położyłem w jego łóżku, bałem się wtedy odwrócić bo był taki mały, że po prostu znikał. 

-I co teraz? -Spojrzałem kątem oka na dzieło Gburka. Pokroił mięso oraz warzywa tak jak mu kazałem 

-Warzywa wrzuć do garnka, a mięso odrobine podsmaż na patelni. -Wrzuciłem marchewkę do garnka i przyglądałem się na swojego gotującego alfę.

Można by pomyśleć, że oszalałem, że poród odebrał mi część instynktu samozachowawczego. W końcu posiłki mojego alfy bywały... po prostu bywały. By poprawić jego umiejętności w gotowaniu, oraz moje w nauczaniu innych, co było teraz bardziej ode mnie wymagane ze względu na Remusa, postanowiłem podszkolić swojego alfę w gotowaniu. Tak by w przyszłości, jak ja będę się męczył przez ruje, on mógł nakarmić siebie, mnie oraz naszego syna. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz