R 6. XLVIII

771 118 10
                                    

Ryland zaczął powoli się ze mnie wysuwać, a gdy wyszedł cały ja wyciągnąłem swoje pazury z jego pleców. Nie wbiłem ich umyślnie, często jak uprawiamy seks obejmuje go za szyje, albo trzymam dłonie na jego plecach, czasami go przy tym drapiąc paznokciami. A dziś był trochę bardziej energiczny, żwawszy, brutalniejszy, na co zareagował mój wilk.

Spojrzał na mnie pożądliwie. Wyglądał tak... tak dziko. Zawsze tak wyglądał kiedy tracił nad sobą kontrolę. Jego oczy lekko błyszczały, w ogóle nie przypominały ludzkich, ani nawet tych wilczych. Były czymś pomiędzy. Uszy mu się odrobine wydłużyły, zęby wyglądały na odrobine większe i ostrzejsze, podobnie jak paznokcie, a na całym ciele miał zdecydowanie więcej włosów. Wydawało mi się, że też był odrobine większy, ale nigdy tego nie sprawdziłem. Byłem zbyt wymęczony naszymi wygłupami by sprawdzać tak nieistotną w tej chwili rzecz. 

Pocałował mnie na kilka sekund, po czym opadł ze zmęczenia na trawę. Oddychał szybko, bardzo szybko, z resztą tak jak ja, tylko że on nie odczuwał dyskomfortu dolnych partii ciała, a raczej tego dziwnego uczucia wypływania nasienia... Spojrzałem na swój brzuch. Miałem dziwne wrażenie, że był odrobine większy niż jakąś godzinę temu. Mój alfa naprawdę wziął moje słowa do serca, by się porządnie postarać. 

-Jeszcze jedna runda? -Wysapał z zadowoleniem. Spojrzałem na niego tylko po to, by dokładnie widział jak przewracam oczami. 

-Coś taki niewyżyty. Dwa razy ci nie wystarczą? -Klepnąłem go po mokrym od potu brzuchu. 

-Jakby się tak bardziej zastanowić, to był to tylko jeden raz. -Zmrużyłem oczy by wyglądać groźniej, ale jakoś nie wyszło. 

-Jeśli to był jeden raz... to i tak jesteś o jeden raz więcej niż ja. 

-Mogę to zaraz naprawić. -Przybliżył się, nasze usta ponownie się złączyły. Nie czekał na moje zaproszenie, wdarł się swoim językiem do moich ust jak jakiś intruz. Dłoń położył na mojej piersi i powoli zjeżdżał niżej mojego ciała. W ostatniej chwili się opamiętałem. Oderwałem się od niego co niezbyt mu się spodobało. W zasadzie mi również się to nie podobało. Odkąd pojawiły się w naszym życiu dzieci mamy zdecydowanie mniej czasu na takie zabawy, a jeszcze mniej na powtórki.  

-Powinniśmy już wracać...

-Wiem... ale jeśli się postaramy to powinniśmy zdążyć przed...

-Przed powrotem dobrze byłoby doprowadzić się do porządku.

-Nie mam pojęcia o czym mówisz. -Zmusiłem się by usiąść, mój alfa również usiadł i skrzyżował przy tym nogi. Wyciągnąłem dłoń w jego kierunku, gmeranie we włosach uznał za pieszczotę, ja natomiast wyciągnąłem z nich patyczek. -Przecież to nic. -Mruknął pod nosem. 

-W dodatku cali jesteśmy brudni od ziemi i nie tylko. -Spojrzałem na jego krocze, a później na swoje uda. Z załamania, że ciągle ze mnie wypływa jego nasienie podrapałem się po głowie i niemal palnąłem się w czoło. -I pozwoliłbyś mi wrócić w takim stanie?! -Puściłem sklejone włosy. Nie wiem jak, ale zapomniałem, że tym razem pozwoliłem mu by skończył na mojej twarzy a nie w ustach. 

-To dodaje ci uroku.

-Mam wystarczająco dużo uroku. -Wyszczerzył się szeroko, a ja zacząłem żałować, że nie miałem pod ręką jakiejś łyżki by go nią porządnie walnąć. -Naprawdę pozwoliłbyś mi bym tak wrócił do twojego przyjaciela... do naszych dzieci?! W dodatku... z tym oddechem? -Wzruszył jedynie ramionami a ja dla kary chuchnąłem mu w twarz. Niech cierpi. Lekko zmarszczył nos. -Znajdź coś co zabije ten zapach, albo ten zapach zabije ciebie. 

-Co mam znaleźć? Są tu jedynie róże, liście i trawa... -wyrwał trochę i mi podał. -Chcesz trochę trawy? -Posłałem mojemu alfie mordercze spojrzenie. Zrozumiał, że to wcale mnie nie śmieszyło. -Oj spokojnie. Jak wrócimy to dostaniesz gorącej wody z miętą, zjesz trochę gulaszu i wszystko będzie po staremu. 

Szczenię |ABO|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz